Droga po hattrick

Częstochowianie trzeci raz z rzędu awansowali do finału Pucharu Polski.


Oczywiście, częstochowianie mogli zapewnić sobie kolejne spotkanie o trofeum w lepszym stylu, przede wszystkim pod względem zdobytych goli. W końcu grali z pierwszoligowcem, który choć w ostatnich meczach radził sobie bardzo dobrze w defensywie, tak nadal nie był to rywal na najwyższym poziomie. Raków ostatecznie sobie z nim poradził i awansował do finału. Dzięki temu po raz trzeci z rzędy stanie przed szansą, by powalczyć o Puchar Polski.

Mogło być lepiej

– Gratuluję swoim zawodnikom i sztabowi szkoleniowemu, że po raz trzeci z rzędu uzyskaliśmy awans do finału Pucharu Polski i będziemy chcieli po raz trzeci zdobyć to trofeum. Dzisiejsze zwycięstwo nie jest zbyt obfite, ale jest w pełni zasłużone. Już w pierwszej połowie mieliśmy więcej sytuacji do zdobycia gola, a w drugiej nasza dominacja nie podlegała już dyskusji. Choć skuteczność była dziś mankamentem, to całej drużynie muszę wystawić wysoką ocenę, bo do każdego spotkania, nawet z teoretycznie słabszym przeciwnikiem, przystępujemy bardzo odpowiedzialnie. W finale zapowiada się dobry mecz – powiedział po spotkaniu Marek Papszun.

Można wyczuć, że szkoleniowiec Rakowa nie do końca był zadowolony z popisów ofensywnych swoich zawodników. Nie można mu się dziwić. W końcu częstochowianie byli w stanie zdobyć zdecydowanie więcej, niż jeden gol jaki zapisali na swoim koncie. Był jednak on na tyle ważny, że Górnik już się po tym ciosie nie podniósł.

– Mogę być zadowolony z gry naszej drużyny w pierwszej połowie. Duży wpływ na postawę w drugiej części meczu miała szybko stracona bramka. Gdyby dłużej utrzymywał się wynik remisowy, zapewne łatwiej byłoby nam przeprowadzać kontrataki. Raków był drużyną z pewnością jakościowo lepszą i zasłużenie awansował do finału – komentował sytuację po meczu Ireneusz Mamrot.

Finałowy rewanż

Częstochowianie mają teraz kilka dni odpoczynku. Później pojadą do Radomia na mecz ligowy. W głowach będą jednak mieli już majowy finał na Stadionie Narodowym. Zawodnicy Rakowa będą mieli idealną okazję, by zrewanżować się Legii Warszawa za ostatnią porażkę w spotkaniu ekstraklasy.

– Cieszymy się, że będziemy mieli szansę zrewanżować się za ostatnią przegraną w lidze. Mam nadzieję, że nam się to uda i zdobędziemy pucharowy hattrick, wygrywając trzeci z rzędu puchar – powiedział po meczu z Górnikiem Kacper Trelowski. Młody bramkarz pojawił się na murawie jako jedyny młodzieżowiec po stronie „czerwono-niebieskich”.

Trelowski nie ma łatwej roli. Poza meczami Pucharu Polski oraz w momencie kontuzji podstawowego bramkarza Rakowa, Vladana Kovaczevicia, dostaje on szansę na grę.

– Wchodząc do bramki, chciałbym kończyć mecz z czystym kontem. Pewnie tak samo jak każdy bramkarz. Cieszę się, że czwarty mecz z rzędu w Pucharze Polski udało się zakończyć bez straconego gola i mam nadzieję, że podobnie będzie w finale – dodaje Trelowski.

Zapewne więc poniedziałkowy mecz z Radomiakiem obejrzy z perspektywy ławki rezerwowych. Podobnie będzie z niektórymi jego kolegami. Takim przykładem jest Gustav Berggren. Pomocnik po raz kolejny zawiódł oczekiwania. Po ledwie 45 minutach opuścił murawę. Raków w drugiej wyszedł już na prowadzenie. Zapewne więc w poniedziałek rozpocznie spotkanie na ławce. Reszta, poza kosmetycznymi zmianami, powinna jednak zachować miejsce w składzie. W końcu dali Częstochowie trzeci z rzędu finał Pucharu Polski. Kto wie, czy w maju Raków nie ustrzeli „hattricka” do gabloty.


Na zdjęciu: Raków po raz kolejny zagra w finale Pucharu Polski.
Fot. Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa.