Feniks z Białegostoku

Drużyna trenera Adriana Siemieńca odrobiła trzy bramki straty z nie byle jakim przeciwnikiem, bo Lechem Poznań.


Frazeologizm „Odrodził się jak Feniks z popiołów” oznacza „powstać na nowo po całkowitym zniszczeniu”. Zwrot ten został zaczerpnięty z mitologii greckiej, a oznacza legendarnego ptaka z Etiopii, który pod koniec długiego życia spalał się na stosie, zaś z popiołów odradzał się na nowo.

Wyścig na dochodzenie

Takiego futbolowego odrodzenia doświadczyła w miniony wtorek Jagiellonia Białystok. Przegrywała w Poznaniu z Lechem 0:3, a mimo to zdołała wyjść opresji i wyjechać ze stolicy Wielkopolski z jednym punktem. Kiedy w 51 minucie spotkania Iworyjczyk Adriel Ba Loua po raz trzeci zmusił bramkarza „Jagi” Zlatana Alomerovicia do kapitulacji, wydawało się, że jest już posprzątane i goście co najwyżej mogą prosić o łagodny wymiar kary.

Żółto-czerwoni jednak nie złożyli broni, chociaż ich sytuacja wydawała się beznadziejna. Zacisnęli zęby i ruszyli do szturmu. Nadzieję w ich serca wlał Kristoffer Hansen, który trzy minuty później strzelił gola. Bardzo dobrym ruchem dokonanym w 61 minucie spotkania przez trenera Adriana Siemieńca była zmiana – Dominik Marczuk zastąpił Jose Naranjo. Skrzydłowy Jagiellonii chwilę po wejściu na boisko wywalczył rzut wolny, po którym bramkę kontaktową zdobył stoper Mateusz Skrzypczak.

W 80 minucie boisko musiał opuścić kontuzjowany Afimico Pululu, którego zastąpił debiutujący w ekstraklasie Brazylijczyk – Vinicius Matheus. Jakby nie patrzeć, Jagiellonia straciła swojego najlepszego strzelca, lecz wykazała się niesamowitym hartem ducha i niesamowitą wolą walki. W doliczonym (90+4 min) czasie gry wspomniany wcześniej Marczuk wywalczył rzut karny (był faulowany przez Alana Czerwińskiego), a świeżo upieczony reprezentant Polski Bartłomiej Wdowik nie zawiódł uderzając z „wapna” i zapewnił ekipie z Podlasie bezcenny w tej sytuacji punkt.

Rozgoryczenie i… brak euforii

Po końcowym gwizdku sędziego Damiana Sylwestrzaka w zupełnie odmiennych nastrojach byli szkoleniowcy obu drużyn. Opiekun lechitów

John van den Brom miał minę, jakby właśnie chwilę wcześniej przeczytał swój nekrolog. Prawdę powiedziawszy wcale bym się nie zdziwił, gdyby wyrwał ze swojej głowy wszystkie włosy, razem z cebulkami. – Kiedy prowadzisz 3:0 na własnym stadionie, zwłaszcza przeciwko tak dobrej drużynie jak Jagiellonia, to nie masz prawa tego nie wygrać, a to się przydarzyło. – powiedział rozgoryczony Holender.

– Mamy duży szacunek do przeciwnika, bo prezentuje się dobrze, ale jednak graliśmy u nas w domu. Oczywiście wiemy, że to nie powinno się wydarzyć, ale przydarzyło się przez indywidualne błędy, które popełniliśmy. Nawet przy naszym prowadzeniu 3:0 to nie był taki mecz, kiedy byłbym spokojny, siedziałem przy ławce i cały czas atmosfera była napięta. Nie jest porażką remis, ale prowadząc 3:0, to czujemy się jakbyśmy przegrali.


Czytaj także:


W zupełnie innym nastroju był trener Jagiellonii Adrian Siemieniec, którego drużyna dosłownie w ostatniej chwili urwała się ze stryczka. – Wchodząc na salę (w której odbywała się konferencja prasowa – przyp. BN), to państwo mi gratulowali, ale przecież nie ma czego – powiedział. – Na pewno jednak czujemy się mentalnymi zwycięzcami, więc chciałbym pogratulować drużynie. Nie wygraliśmy, ale nie przegraliśmy w momencie, kiedy było już 0:3 i miało to miejsce na stadionie w Poznaniu. Uważam, że z tak jakościową drużyną, z tak dużym klubem, w takim momencie – to duża sprawa.

– Straciliśmy trzy gole, więc nie ustrzegliśmy się błędów, ale mentalnie zwyciężyliśmy i jestem dumny z tej drużyny, że się nie poddała i walczyła do końca. Damian Wojdakowski i Vinicius Matheus to jedni z wyróżniających się zawodników rezerw, więc dostali szansę, zwłaszcza, że chcieliśmy dysponować większą liczbą graczy ze względu na dwa mecze wyjazdowe w tym tygodniu.

Radość i zadowolenie

Piłkarze Jagiellonii po zakończeniu pojedynku z „Kolejorzem” byli w siódmym niebie. – Mimo niekorzystnego początku i trzybramkowej straty pokazaliśmy wyjątkowy hart ducha i grę do końca – cieszył się Kristoffer Hansen. – Ciężko pracowaliśmy na to jako zespół. Gol strzelony na 3:1 pozwolił nam kontynuować odrabianie strat. Jestem zadowolony z tego, jak gramy, coraz lepiej rozumiem system, w którym rozgrywamy spotkania. Cieszę się, że pomagam zespołowi w ostatnich meczach.

Starszemu koledze wtórował Bartłomiej Wdowik. – Zdajemy sobie sprawę, że do przerwy nie wyglądało to tak, jak chcieliśmy – powiedział. – Lech zdobył bramki po naszych błędach. W przerwie sztab pokazał jak mamy grać i mentalnie przygotował nas do walki. Straciliśmy co prawda gola na 0:3, ale finalnie podnieśliśmy się. Szanujemy ten punkt. To pokazuje, że jesteśmy mocni mentalnie. Nie pierwszy raz odrabiamy straty i to dobrze o nas świadczy. Chcemy sprawiać radość naszym rodzinom i kibicom, zobaczymy, gdzie nas ta gra zaprowadzi.

Kolejnym przeciwnikiem „Dumy Podlasia” będzie Pogoń Szczecin, z którą zmierzą się na wyjeździe w sobotę o godzinie 15.00.


Na zdjęciu: Mateusz Skrzypczak (w środku, nr 72) miał duży wkład w „zwycięski” remis Jagiellonii w Poznaniu.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus