W żółtych płomieniach kartek

GKS Jastrzębie mecz z rezerwami Lecha kończył w ósemkę, bo sędzia Szymon Łężny usunął z boiskach jego trzech zawodników.


W meczu z rezerwami Lecha Poznań do składu GKS-u Jastrzębie po kartkowej pauzie wrócił ukraiński stoper Jewhenij Zacharczenko, ale trener Piotr Dziewicki musiał pogodzić się z absencją Bartosza Borunia oraz Portugalczyka Joao Guilherme, którzy zostali „wykartkowani” w Elblągu. Poza tym w meczowej kadrze (było w niej tylko 19 zawodników) jastrzębian zabrakło Farida Alego, który w piątek został oddelegowany do rezerw i wziął udział w treningu drużyny trenera Mateusza Galikowskiego.

W piątkowym składzie gospodarzy zadebiutował nowo pozyskany napastnik Michał Bednarski, lecz jeżeli działacze z Harcerskiej myśleli, że będzie strzelał gole jak na zawołanie, to byli (są) wyjątkowo naiwni. To przecież nie karabin maszynowy, a poza tym wystarczy „prześwietlić” łup bramkowy (7 goli w ciągu trzech sezonów) wychowanka UKS-u SP Głogów w ostatnich latach, by dojść do wniosku, że sam meczów nie wygra.

Mecz nie był porywającym widowiskiem, ale skłamałbym, że nie było w nim żadnych emocji. O tym jednak później. Na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim 16-letni (urodzony 15 lutego 2007 roku) bramkarz lechitów, Mateusz Pruchniewski.


Czytaj także:


Wychowanek GKS-u Katowice fenomenalnie spisał się w 60 minucie, gdy w jednej akcji obronił trzy (!) strzały rywali! Po kapitalnym podaniu Kacpra Zycha obronił strzał Bednarskiego, po jego interwencji piłka trafiła pod nogi Szymona Maszkowskiego, który miał miał przed nosem ponad połowę pustej bramki i powinien zdobyć gola z związanymi oczami. Wychowanek Śląska Wrocław „ustrzelił” jednak bramkarza rywali, który potem obronił jeszcze dobitkę Vaza.

W 78 minucie po strzale głową Bednarskiego futbolówka zatrzepotała w końcu w siatce bramki Lecha. Jednak asystent Paweł Jałowiec zasygnalizował ofsajd napastnika GKS-u, co było kompletną bzdurą. Koncert nieudolności sędziów, ze szczególnym naciskiem na arbitra głównego Szymona Łężnego trwał w najlepsze. Jeden ze zdenerwowanych kibiców gospodarzy sugerował zmianę nazwiska (łatwo się domyśleć na jakie), ale były to li tylko pobożne życzenia.

W 87 minucie goście cieszyli się ze zdobycia gola, gdy po strzale Maksyma Pietrzaka bramkarz gospodarzy Jakub Trojanowski „wypluł” piłkę, do której dopadł Norbert Pacławski i z linii bramkowej wepchnął ją do bramki. Mam bardzo poważne wątpliwości, czy w tej akcji bramkarz GKS-u nie był faulowany (trzymał piłkę w rękach) przez napastnika Lecha. Przy drugim golu dla gości w doliczonym czasie gry takiego „szczypania duszy” nie miałem i drużyna trenera Artura Węski wyjechała z Jastrzębia Zdroju wyjechała z kompletem punktów.

Daleki jestem od tego, by zrzucać winę za porażkę GKS-u na barki rozjemcy. Jednak dziewięć żółtych kartek (w tym dla trenera) i trzy czerwone dla gospodarzy przy jednym tylko napomnieniu dla ich rywali, to trochę „zalatuje”. W mojej ocenie Maciej Wichtowski nie miał prawa pozostać na placu gry do końcowego gwizdka sędziego, bo co najmniej jeszcze dwa razy powinien być upomniany żółtą kartką.

GKS Jastrzębie – Lech II Poznań 0:2 (0:0)

0:1 – Pacławski, 87 min, 0:2 – Pacławski, 90+3 min.

JASTRZĘBIE: Trojanowski – Kozłowski, Zacharczenko, Kargul-Grobla – Kiebzak, Lech, Rogala, Fietz (52. Maszkowski), Jadach (46. Vaz) – Zych (78. Gołuch), Bednarski. Trener Piotr DZIEWICKI.

LECH: Pruchniewski – Orłowski, Wichtowski, Tudruj, Kukułka – Pawłowski, Żołądź, Dziuba (62. Pietrzak), Niedzielski (62. Ławniczak), Wiklak (85. Warciarek) – Pacławski (90+4. Maza). Trener Artur WĘSKA.

Sędziował Szymon Łężny (Kluczbork). Widzów 724. Żółte kartki: Fietz, Rogala, Lech, Vaz, Zacharczenko, Dziewicki (trener) – Wichtowski. czerwone kartki: Vaz (72. druga żółta), Lech (88. druga żółta), Zacharczenko (90. druga żółta).

Piłkarz meczu Mateusz PRUCHNIEWSKI.


Na zdjęciu: Kamil Jadach (z lewej) i jego koledzy znowu zostali z pustymi rękami.
Fot. gksjastrzebie.com