Z dużej chmury, mały deszcz

GKS Katowice – GKS Tychy. To porzekadło pasuje jak ulał do drugich derbów pomiędzy GKS-ami z Katowic oraz Tychów.


Owszem, było dużo walki oraz spięć, ale hokeiści nie rozpieszczali nas golami. To jednak specyfika gdy spotkają się drużyny z najwyższej półki i o podobnym potencjale. W regulaminowym czasie był remis i o wszystkim znów miał zadecydować dodatkowy czas.

Tyszanie przegrali na własnym lodzie z zespołem z Torunia i sfrustrowani kibice wylali na nich falę hejtu w mediach społecznościowych. Trener Andrej Sidorenko zdecydował się na roszady w składzie. Alan Łyszczarczyk dołączył do Filipa Komorskiego oraz Bartomieja Jeziorskiego. Natomiast Paweł Padakin dołączył do Radosława Galanta i Christiana Mroczkowskiego. Jakub Bukowski dołączył do Wiktara Turkina i Ilki Korenczuka. Gościński, grają w tej formacji tym razem był 13 napastnikiem. Natomiast Roman Rac leczy kontuzję barku. W drużynie gospodarzy brakowało jedynie Mateusza Bepierszcza, który powoli wraca do zdrowia.


Czytaj także:


Derby obie drużyny zaczęły nerwowo i tak było przez pierwsze 20 minut. Jedni i drudzy mieli sytuację, ale ich nie wykorzystali. Grzegorz Pasiut dwukrotnie mógł wpisać się na listę strzelców (9 i 16 min), ale zabrakło. Z drugiej strony Johna Murraya próbowali zaskoczyć Mroczkowski i Komorski (obaj w 13 min). Obie drużyny grały w przewadze, ale wyglądało to mizernie i nie było żadnych efektów. Dużo twardej walki przy bandach, ale klarownych okazji do strzelenia bramki było jak na lekarstwo.

Owszem, jedni i drudzy próbowali, ale wszystkie próby były zbyt anemiczne. W końcu publiczność zgromadzona w hali mogła wiwatować. W 37 min Ryan Cook przejął w tercji neutralnej krążek, który wymknął się spod kontroli Padakina. Kanadyjczyk odważnie wjechał do strefy gości, silnie uderzył krążek minął głowę Tomasa Fuczika i wylądował pod poprzeczkę. Gospodarze zasłużyli na te bramkę, bo byli aktywniejsi. Tyszanie grali zbyt nerwowo i ich akcje były rwane.

Nikłe prowadzenie gospodarzy gwarantowało emocje w ostatniej odsłonie. Trener Sidorenko między słupki desygnował Kamila Lewartowskiego. I już w 18 sek. bronił trzy strzały Delmasa, Hitosato oraz Fraszki. W 46 min Pasiut w najmniej oczekiwanym momencie stracił krążek i Korenczuk posłał go między parkanami Murraya. I znów rozpoczęła się uporczywa walka o jedno wymarzone trafienie. Na początku 56 min w boksie kar znalazł się po raz drugi Aleksi Varttinen i otworzyła się szansa przed tyszanami. Zakotłowało się pod bramką i w rezultacie na ławkę za ostrość powędrował ponownie Jeziorski i Monto. Potem było jeszcze wykluczenie Padakina. Jednak wynik się nie zmienił


GKS Katowice – GKS Tychy 3:1 (0:0, 1:0, 2:1)

1:0 – Cook (36:36), 1:1 – Korenczuk (45:41), 2:1 – Koponen (18:42), 3:1 – Fraszko (19:42)

KATOWICE: Murray; Delmas- Kruczek, Koponen – Varttinen (2), Wanacki (2) – Cook, Chodor – Maciaś; Hitosato – Pasiut (2) – Fraszko, Michalski – Monto (2) – Iisakka, Olsson – Sokay – Marklund, Kaczyński – Smal (2) – Kowalczuk. Trener Jacek PŁACHTA.

TYCHY: Fuczik (40:00 Lewartowski); Jaśkiewicz – Kaskinen, Pociecha – Nilsson, Jaromersky – Ciura, Bryk; Jeziorski (4) – Komorski – Łyszczarczyk (2), Mroczkowski – Galant – Padakin (4), Korenczuk – Turkin – Bukowski, Marzec – Ubowski – Krzyżek, Gościński. Trener Andrej SIDORENKO.

Kary: Katowice – 10 min, Tychy – 10 min.

Sędziowali: Marcin Polak i Bartosz Kaczmarek – Artur Hyliński i Jacek Szutta. Widzów 850.


Fot. tomczest / PressFocus