GKS Tychy. Czas rozliczeń

Kazimierz Szachnitowski liczy, że po zgaszeniu światła w szatni po meczu z Koroną pojawi się światełko w tunelu.


Niedzielny mecz GKS-u Tychy z Koroną Kielce miał mieć zupełnie inną atmosferę. Zadaniem trójkolorowych na ten sezon był awans do ekstraklasy, a celem minimum gra w barażach. Po porażce w Jastrzębiu-Zdroju z ostatnim zespołem tabeli stało się już jednak jasne, że tyscy kibice po spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej w 1977 roku nadal muszą czekać na powrót do krajowej elity, w której ze snajperem Kazimierzem Szachnitowskim na czele 46 lat temu GKS Tychy sięgnął po wicemistrzostwo Polski.

– Oczywiście wybieram się na ostatnie spotkanie w tym sezonie, ale powiem szczerze, że nie takiego zakończenia się spodziewałem – mówi najlepszy strzelec tyszan w historii klubu.

– Nasza drużyna nie gra już o nic, a Korona przygotowuje się do występów w barażach. Można więc powiedzieć, że to będzie „mecz o nic”, ale z drugiej strony liczę na to, że skoro nie będzie presji wyniku, to zawodnicy obydwu drużyn stworzą ciekawe widowisko. Wierzę więc, że będzie co oglądać, ale nawet niedzielny festiwal bramek nie zrekompensuje tego rozczarowania, z którym będziemy czekać na kolejny sezon.

Zdobywca 101 bramek dla GKS-u Tychy pierwsze rysy na obrazie drużyny, mającej walczyć o awans, dostrzegł już zimą.

– Mimo dobrego początku rundy wiosennej, którą rozpoczęliśmy od zdobycia 7. punktów w trzech pierwszych meczach było widać, że coś niedobrego dzieje się w szatni – dodaje 69-letnia legenda tyskiego klubu.

– Mieszanie w składzie, odesłanie podstawowych zawodników do rezerw czy zostawienie kapitana na ławce świadczyło o tym, że szatnia pękała. Niewiele też dała zmiana trenera po trzech porażkach z rzędu, bo oddany całym sercem temu klubowi Jarek Zadylak nie był już w stanie posklejać zespołu i był zbulwersowany postawą zawodników w decydujących meczach.

Także słowa Macieja Mańki po meczu w Jastrzębiu-Zdroju mocno zadźwięczały w uszach Kazimierza Szachnitowskiego.

– Gdy Maciek po meczu z GKS-em Jastrzębie mówił: „Coś się musi wydarzyć. Nie wiem kogo to dosięgnie, ale ja nie umiem patrzeć na GKS Tychy na 12-13 miejscu w I lidze” widać było jak bardzo zależy mu na naszym klubie – twierdzi człowiek, który także jako trener i działacz przez wiele lat związany był z GKS-em Tychy. – Czekam więc, że po sezonie, czy to podczas rozmów z zawodnikami czy na zebraniu Rady Nadzorczej czy na spotkaniach z pierwszym kibicem GKS-u Tychy Andrzejem Dziubą nastąpi rozliczenie z tego sezonu. Liczę, że ktoś uderzy się w pierś, że wyliczone zostaną błędy i ktoś powie co zrobić, żeby po zgaszeniu światła po meczu z Koroną Kielce pojawiło się światełko w tunelu…


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus