GKS Tychy. Egzamin piłkarskiej dojrzałości

Porażka w Łodzi nie może zbyt długo siedzieć w głowach tyszan, bo już dzisiaj spotkanie w Kielcach.


Na finiszu rundy jesiennej piłkarze GKS-u Tychy zdają egzamin piłkarskiej dojrzałości oraz przynależności do pierwszoligowej czołówki. Pierwsze podejście, bo tak można było nazwać wyjazdowe spotkanie z ŁKS-em, oblali. Tyszanie przegrali bowiem w Łodzi z ŁKS-em i przeskoczeni przez łodzian wypadli z pierwszej szóstki. Nic więc dziwnego, że łódzkie spotkanie długo siedziało w głowach zawodników.

– W pierwszej połowie ciężko nam było stworzyć jakąś klarowaną sytuację – mówi kapitan zespołu Łukasz Grzeszczyk.

– Może na początku udało się nam parę razy wyżej odebrać piłkę i stworzyć mały zalążek sytuacji, ale to łodzianie grali lepiej i strzelili gola. Natomiast w drugiej połowie czuć było to, że lepiej weszliśmy w mecz. Lepiej operowaliśmy piłką i ja na boisku miałem takie uczucie, że bliżej jesteśmy strzelenia gola na 1:1 niż straty bramki. Sądziłem więc, że uda się nam wrócić do spotkania oraz odrobić stratę z pierwszej połowy. Niestety ostatecznie przegraliśmy 0:2.

Czekać na kluczowy moment

Łodzianie mają teraz na swoim koncie 28 punktów i są tuż przed GKS-em Tychy, ale obydwie drużyny na pewno nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Tym bardziej że mają do rozegrania po jednym zaległym meczu i ciągle są zaliczane do grona kandydatów do awansu.

– Graliśmy na wyjeździe, na ciężkim terenie i z dobrym zespołem – przypomina lider tyszan.

– Nie było się co oszukiwać, że będziemy stwarzali ogrom sytuacji, więc trzeba było czekać na kluczowy moment i on był. Po przerwie Maciek Mańka dwa razy fajnie się „wciął” w pole karne i można był coś w tych akcjach zrobić, a po strzale Damiana Nowaka piłka została wybita z linii bramkowej. Mogliśmy więc doprowadzić do wyrównania i wywieźć z Łodzi chociaż punkt.

Czas na poprawkę

Nie udało się w Łodzi czas więc na „poprawkę”. Już dzisiaj o godzinie 20.30 tyszanie zagrają kolejny mecz z zespołem należącym do czołówki. Na ich drodze stanie bowiem Korona, która w sobotę efektownie zagrała ze Skrą i wygrywając 4:1, przerwała passę częstochowian. Skoro zespół Dominika Nowaka z taką łatwością odprawił z kwitkiem drużynę, która przyjechał do Kielc, ciesząc się z czterech zwycięstw z rzędu i dzięki temu zbliżyła się na dystans 3 punktów do wicelidera, to na co mogą liczyć tyszanie? W ostatnich sześciu meczach ligowych podopieczni Artura Derbina zdobyli tylko 6 punktów za 3 remisy i jedno zwycięstwo. To, co na początku października wydawało się na wyciągnięcie ręki, czyli miejsce w czołowej dwójce, mocno się więc oddaliło. Dlatego nikomu w Tychach nie trzeba tłumaczyć, jak wielką wagę mają ostatnie mecze w tym roku.

Czas mocno przyspiesza

– Dla nas ten czas teraz mocno przyspiesza – twierdzi trener GKS-u Tychy.

– Zaległy mecz z Koroną w Kielcach, po nim niedzielne spotkanie u nas z Resovią i na koniec wyjazdowa potyczka z Miedzią Legnica są teraz najważniejsze. Do 3 grudnia zagramy trzy mecze. Jak najszybciej musimy się więc otrzepać po tej łódzkiej porażce i zacząć zdobywać punkty. Dlatego przez ostatnie godziny zamartwialiśmy się tym jak uskutecznić nasze działania w ofensywie.

To jest w tej chwili temat numer jeden w tyskim zespole, którego najlepszym strzelcem jest w tym sezonie Łukasz Grzeszczyk z dorobkiem 4 goli. 3 trafienia Tomasa Malca i 2 bramki Gracjana Jarocha trudno nazwać dorobkiem napastników GKS-u Tychy, który w sumie w tej rundzie 20 razy ulokował piłkę w siatce rywali. Za mało, żeby myśleć o miejscu w czołówce, ale przecież przed tyszanami jeszcze 180 minut gry w tym roku więc jest dużo czasu, żeby ten bilans poprawić.


Fot. Dorota Dusik