GKS Tychy. Nie ma co robić tragedii

Na twarzach zawodników GKS-u Tychy wpisane jest słowo „mobilizacja”.


Po przegranym 1:2 meczu ze Stomilem Olsztyn oprócz żalu z powodu przerwanej passy spotkań bez porażki w zespole GKS-u Tychy widać było ogromne zaskoczenie tym co się wydarzyło na murawie. Nie tak miało to wyglądać. Zupełnie inaczej miało się skończyć. Zamiast miejsca na podium jest wielki niedosyt i piąta pozycja, z której podopieczni Artura Derbina chcą się szybko odbić do skoku w górę tabeli.

– Pierwszy sygnał, że idzie nie tak jak sobie to zakładaliśmy mieliśmy już w pierwszych sekundach poniedziałkowego spotkania – przypomina trener GKS-u Tychy. – Zaczęło się od rzutu rożnego, po którym piłka wylądowała w naszej siatce. Wprawdzie gola nie było, bo sędzia odgwizdał faul na Bartoszu Bielu, ale mimo to powinniśmy lepiej zareagować.

Chwilę później kontuzję zgłosił Kamil Szymura, który odczuł jakieś spięcie w okolicy łydki i choć przed meczem nie czuł żadnych dolegliwości, ani w tygodniu nie mieliśmy od niego żadnych sygnałów o jakimkolwiek bólu, to nagle w trakcie gry poczuł, że coś jest nie tak.

Musieliśmy na szybko dokonać zmiany, która miała też wpływ na stratę gola tuż po wprowadzeniu niedogrzanego Łukasza Sołowieja. Ale, wracając do Kamila, badania, prze które przeszedł, dały dobre wyniki i można powiedzieć, że jest OK. Stawiam sobie jednak mały znak zapytania przy jego nazwisku i do ostatniego treningu będę uważnie na niego patrzył.

Temat do przemyśleń

Artur Derbin na środowej analizie spotkania z olsztynianami miał wprawdzie sporo uwag do swoich podopiecznych, ale skoncentrował się na konkretach.

– Nie ma co robić larma w sytuacji, w której wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że ten mecz nam nie wyszedł – dodaje szkoleniowiec tyszan. – Bramki stracone w naiwny sposób i niewykorzystane okazje, które na początku drugiej połowy mogły odwrócić losy spotkania wszystkich nas zabolały. Zagraliśmy jak „NIEGKS”, który ponad dwa miesiące był niepokonany. Z drugiej jednak strony zwróciłem też uwagę na to, że ostatni raz na zero z tyłu zagraliśmy 24 września. Nad tym pracowaliśmy więc na treningach i to też jest temat do przemyśleń przed najbliższym meczem ze Skrą.

Zorganizowana gra obronna

Można powiedzieć, że sobotni rywal tyszan został dość skrupulatnie przeanalizowany. Już pomijając wizytę całego sztabu szkoleniowego GKS-u Tychy na Bukowej, gdzie Skra grała z katowiczanami, Tomasz Horwat oglądał jeszcze w Opolu środowy występ częstochowian i na dzisiejszej analizie najbliższy przeciwnik GKS-u Tychy zostanie rozebrany na czynniki pierwsze.

– Wiemy, że beniaminek I ligi, to zespół który mało strzela, ale także mało traci – mówi prowadzący tyską drużynę. – Ma dobrze zorganizowaną grę obronną i trudno się przedrzeć przez te zasieki. Potrzebujemy więc mocnego impulsu, ale patrząc na twarze zawodników w naszej szatni widzę, grupę facetów, na twarzy których wypisane jest słowo „mobilizacja”.

Kapitan też człowiek

– Od Łukasza Grzeszczyka zaczynając. Rozmawiałem z nim, ale nie dopytywałem się o niewykorzystany rzut karny tylko starałem się mu dać wsparcie w takiej chwili. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że sytuacja z VAR-em, coś nowego na naszych boiskach – była deprymująca. Zawodnik czekał i wydawałoby się, że tak doświadczony strzelec jak nasz kapitan potrafi się w takich chwilach wyłączyć, ale tego jednak zabrakło.



Oczekujemy od Łukasza, że on takie ciśnienie powinien wytrzymać. W meczu ze Stomilem mu nie wyszło, ale przecież wiele razy brał na siebie odpowiedzialność i strzelał bezbłędnie. Jest człowiekiem i potrzebuje takie pozytywnego sygnału, który ode mnie dostał, bo wierzę, że przychodzi czas powrotu zespołu na dobrą drogę.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus