GKS Tychy. Patrząc na sędziowanie nerwy wzięły górę
Nomen omen wyszliśmy z tego obronną ręką – mówi Artur Derbin.
Artur Derbin nie należy do trenerów-pyskaczy. W meczu z Sandecją nie wytrzymał jednak nerwowo i głośno reagując na brak gwizdka sędziego.
„Rwał” płynność gry
– Zostałem ukarany żółtą kartką, ale trudno było opanować emocje – mówi szkoleniowiec GKS-u Tychy. – Szybko zdobyliśmy dwie bramki i graliśmy spokojnie, ale dwie przypadkowe sytuacje sprawiły, że gospodarze wyrównali z karnych. VAR dwukrotnie zadziałał na naszą niekorzyść, bo sędziowie dopatrzyli się, że piłka w naszym polu karnym dotknęła ręki najpierw Krzyśka Wołkowicza, a następnie Maćka Mańki. My na ławce nie mamy dostępu do ekranu więc musimy się zdać na to co zadecyduje sędzia, który jednak w tym meczu aż pięć razy korzystał z dodatkowej analizy i „rwał” płynność gry.
Jednak faulu na Tomku Malcu w polu karnym Sandecji nie zauważył, a nawet nie skorzystał z VAR-u. W dodatku po tym jak zareagowałem na dwa nieodgwizdane faule na naszych zawodnikach nie tylko mnie upomniał, ale jeszcze mnie prowokował. Zachowałem jednak spokój i ostatecznie mogłem się po meczu cieszyć ze zwycięstw, bo nomen omen wyszliśmy z tego obronną ręką.
Początek passy
W rundzie jesiennej 3 punkty zdobyte przez tyszan w meczu z Sandecją rozpoczęły serię czterech wygranych z rzędu. Kibice trójkolorowych liczą, że przełamanie w Nowym Sączu znowu będzie początkiem zwycięskiej passy.
– Bardzo dobrze funkcjonowały stałe fragmenty gry – ocenił trener tyszan. – Choć pierwszy rzut rożny wykonał Mateusz Czyżycki po jego nieudanej próbie do pozostałych stojących piłek podchodził Krzysiek Wołkowicz. Efekt był taki, że już 2 minucie widzieliśmy efektowną bombą z wolnego, a w 6 minucie główkę z 5 metra w wykonaniu Wiktora Żytki. Groźne były także pozostałe wrzutki spod chorągiewki i po takiej właśnie ostrej centrze interweniujący zawodnik rywali wpakował piłkę do swojej bramki. To były na pewno nasze największe plusy w tym meczu i zadecydowały o sukcesie.
Jeszcze bardziej dominować
Sztab szkoleniowy GKS-u Tychy potrafił jednak w tym dobrym meczu dopatrzeć się minusów, nad którymi trzeba pracować, żeby iść za ciosem.
– W Nowym Sączu po dobrym początku pozwoliliśmy rywalom zacząć grać ich piłkę – dodał opiekun trójkolorowych. – Wiedzieliśmy, że zawodnicy Sandecji wrzucają piłkę w pole karne przeciwników, ale mimo to daliśmy im w środku boiska za dużo swobody. Zabrakło agresywniejszego doskoku i presji, a konsekwencją były przypadkowe zagrania rękami. Musimy więc jeszcze bardziej dominować zarówno z piłką, jak i bez piłki, wywierając presję na rywalach i nad tym będziemy pracować.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus