GKS Tychy. W wynikowym dołku

Są trzy powody, dla których mecz GKS-u Tychy z Arką Gdynia będzie wyjątkowy.


O niedzielnym meczu z Widzewem piłkarze i kibice GKS-u Tychy chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Ci pierwsi, choć już w 13 minucie po strzale Krzysztofa Wołkowicza objęli prowadzenie, pozwolili się zdominować przeciwnikowi i stracili dwa gole oraz wrócili do domu z niczym. Ci drudzy, a raczej ich część nazywana chuliganami, zdemolowali sektor gości na łódzkim stadionie. Gospodarze oszacowali straty na grubo ponad 100 tysięcy złotych i chcą obciążyć tymi kosztami tyski klub. Ta część trybun zostanie prawdopodobnie wyłączona z użytku do końca sezonu. Ponadto interweniująca policja zatrzymała pięć osób naruszających przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.

Trzeba się więc liczyć z karami nałożonymi przez Komisję Dyscyplinarną PZPN-u, która już po wrześniowym meczu z Widzewem na tyskim stadionie miała sporo pracy i nałożyła na GKS Tychy zakazy i uderzyła klub „po kieszeni”.

Najbliższy – najważniejszy

Ale wracajmy do piłki nożnej, bo po meczu z Widzewem podopieczni Artura Derbina nie mają czasu myśleć o „meandrach futbolu” tylko muszą się koncentrować na tym, co ich czeka na boisku, na którym już dzisiaj zmierzą się z Arką Gdynia. Powody do tego, żeby ten mecz nazwać najważniejszym wydarzeniem tygodnia, są co najmniej trzy. Po pierwsze zawsze najbliższy mecz jest najważniejszy.

Po drugie gdynianie plasują się na 4. miejscu w tabeli, w ostatnich sześciu spotkaniach zdobyli 16 punktów, a ich bilans bramkowy z tej znakomitej serii wynosi 21:7. Dla walczącego o miejsce w strefie barażowej tyskiego zespołu, który traci do swojego dzisiejszego rywala 5 punktów, będzie to więc walka o utrzymanie się w czołówce.

Powrót Ryszarda Tarasiewicza

Jest także trzeci powód, dla którego to spotkanie warto wziąć pod lupę. Chodzi o trenera Ryszarda Tarasiewicza. Pracował w GKS-ie Tychy od 10 października 2017 roku do 8 marca 2020 roku, bo dzień po porażce 1:5 w Głogowie z Chrobrym został zwolniony i wyjeżdżał z Tychów z uczuciem żalu. Wrócił na trenerski stołek 19 października ubiegłego roku i jako szkoleniowiec Arki sprowadził nad morze tyszanina z krwi i kości oraz wychowanka GKS-u Tychy Tomasza Wolaka. Dzisiaj obaj zasiądą na trenerskiej ławce po drugiej stronie boiska niż siadali jeszcze niedawno.

To wszystko zejdzie jednak na drugi plan, w momencie gdy zabrzmi pierwszy gwizdek, bo od tego momentu liczyć się będzie tylko to, jak zagrają piłkarze. Na poprawę humorów tyskich zawodników trener Derbin ma… historię swoich trenerskich potyczek z Arką, bo zanotował już w konfrontacji z nią trzy zwycięstwa.

W dodatku GKS Tychy nie stracił w tych potyczkach gola, wygrywając 2:0 w Gdyni i 1:0 w Tychach w poprzednim sezonie oraz 1:0 na wyjeździe w rundzie jesiennej obecnych rozgrywek. Sympatycy trójkolorowych liczą więc na to, że seria zostanie przedłużona, a tyszanie znowu znajdą się w strefie barażowej.

Podążają swoją drogą

– Każdy ma swoją ścieżkę do celu – twierdzi obecny szkoleniowiec GKS-u Tychy. – My podążamy swoją drogą, na której oczywiście zdarzają się potknięcia, a nawet upadki, ale najważniejsze, żeby w takich momentach szybko się podnieść, otrzepać i iść dalej. To nie jest sprint, jeżeli użyjemy terminów lekkoatletycznych, tylko to jest maraton. Do każdego meczu trzeba się odpowiednio przygotować i przed spotkaniem nie ma co odwoływać się do historii, czy używać porównań, a nawet frazesów. Tym bardziej, że znamy naszą ligę i wiemy jak w niej wszystko wygląda, jak się zmienia.

Jeden, dwa czy trzy mecze mogą zmienić bardzo dużo. Jeszcze niedawno cieszyliśmy się z bardzo dobrego startu, a teraz jesteśmy w wynikowym dołku, bo mimo dobrej gry przegraliśmy 0:2 w Głogowie oraz 1:2 w Łodzi, gdzie – choć nie powiem, że to było w naszym wykonaniu widowisko – mogliśmy się pokusić o punkt z tak mocnym rywalem. Chciałoby się w każdym z tych meczów zdobywać trzy punkty, chciałoby się też wygrać z Arką, ale to jest przed nami i dlatego koncentrujemy się właśnie na tym spotkaniu.


Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus