GKS Tychy. Widać postęp

Kazimierz Szachnitowski uważa, że GKS Tychy ma wreszcie napastnika z prawdziwego zdarzenia.


Wśród kibiców, którzy bacznie obserwowali grę GKS-u Tychy, na ostatnim sparingu letniego okresu przygotowawczego był Kazimierz Szachnitowski. Najlepszy strzelec w historii tyskiego klubu, po udanym występie podopiecznych Artura Derbina, opuszczał trybuny treningowego boiska bardzo zadowolony.

– Wreszcie mamy napastnika z prawdziwego zdarzenia – stwierdził zdobywca 101 goli dla GKS-u Tychy.

– Mówię o Tomaszu Malcu, którego pierwszy raz widziałem w akcji. Zaglądałem co prawda na treningi i śledziłem doniesienia z meczów sparingowych, ale to zobaczyłem w meczu z GKS-em 1962 Jastrzębie bardzo mnie podniosło na duchu. Słowak wyróżnia się nie tylko wzrostem, ale najważniejsze jest to, że potrafi wykorzystać te swoje niemal 2 metry wzrostu. Co prawda obydwa gole strzelił nogami, pokazując, że w polu karnym potrafi zrobić użytek ze swoich długich nóg, ale umiejętnie wychodził także po piłkę przed szesnastką, odgrywał piersiami, zagrywał głową. Był dynamiczny i zaangażowany. Przy jego nazwisku mogę więc zrobić duży plus i mam nadzieję, że będzie on rósł w trakcie rundy jesiennej.

Sporo plusów

Także w grze pozostałych formacji piłkarz, który sięgnął z GKS-em Tychy po wicemistrzostwo Polski, dostrzegł sporo plusów.

– Podobał mi się także 30 centymetrów niższy od słowackiego napastnika nasz skrzydłowy Bartosz Biel – dodaje wieloletni zawodnik, mający na swoim koncie 311 występów w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi, a później trener i działacz GKS-u Tychy.

– Było widać u niego dużą ochotę do gry, w której bardzo widoczni byli także środkowi pomocnicy Sebastian Steblecki i Łukasz Grzeszczyk. Obaj angażowali się zarówno w ofensywę, a Steblecki znowu zdobył bramkę, jak i pracowali w defensywie. Wracali wtedy kiedy trzeba było aż pod naszą bramkę wspomagając Wiktora Żytkę, który ma też walory ofensywne i to także było widać w sparingu. Ucieszyła mnie również gra bocznych obrońców, bo Maciek Mańka dwukrotnie asystował przy trafieniach Malca, a Krzysztof Wołkowicz po drugiej stronie obrony też był mocnym punktem i widać, że po kontuzji, która przecież w poprzednim sezonie na pół roku wyeliminowała go z gry już nie ma śladu.

Obszary do poprawy

Wytrawne oko zawodnika-trenera-działacza, a teraz już przede wszystkim sympatyka GKS-u Tychy dostrzegło jednak także obszary do poprawy.



– Niestety młodzieżowcy, którzy są w naszym zespole nie pokazali takiej wartości, jakiej oczekujemy od zawodników na tym poziomie – twierdzi Kazimierz Szachitowski.

– W poprzednim sezonie mieliśmy w tej roli Janka Biegańskiego w rundzie jesiennej i Kamila Kargulewicza oraz Kacpra Piątka wiosną. Każdy z nich dorósł do roli pierwszoligowego piłkarza, a Marcin Kozina i rywalizujący z nim Michał Staniucha, choć mają spory potencjał, muszą go dopiero uwolnić. Liczę, że pokażą się z jak najlepszej strony. Z takiej z jakiej pokazał się w meczu z jastrzębianami, grający w drugiej drużynie Nemanja Nedić. Po tym co zaprezentował w ostatnim sprawdzianie przed inauguracją moim zdaniem zasługuje na numer jeden w rankingu trzech stoperów, z których dwójka zagra przed Konradem Jałochą. Pewny w obronie, aktywny w ataku, do którego włączał się mając jednocześnie pełną świadomość, że jest dobrze asekurowany, Czarnogórzec pokazał się ze strony, z której w poprzednim sezonie go nie znałem. Zrobił postęp. Cały zespół potwierdził zresztą, że podniósł swój poziom i jest dobrze przygotowany do rundy jesiennej. Dlatego, po tym co widziałem, z optymizmem czekam na inaugurację licząc, że w piątkowy wieczór na naszym stadionie zobaczę zwycięstwo z ŁKS-em Łódź.


Fot. Dorota Dusik