GKS Tychy. Pech napastnika

Damian Nowak ma prawo być najbardziej zasmuconym piłkarzem GKS-u Tychy.


Już wydawało się, że Damian Nowak, będzie miał powody, żeby mimo wszystkich problemów, zamknąć rundę jesienną z uśmiechem na ustach. Na samym finiszu tegorocznych zmagań 29-letni napastnik GKS-u Tychy najpierw wrócił bowiem do gry, następnie wyszedł w pierwszym składzie, a po golu strzelonym w Kielcach miał nadzieję poprowadzić trójkolorowych na podium I-ligowej tabeli.

Początek nieszczęść

– Niestety kolejny raz w tym roku dał o sobie znać pech – mówi wychowanek UMKS 3 Czechowice-Dziedzice.

– W 25 minucie meczu z Resovią, gdy po podaniu Tomka Malca robiłem zwód, żeby wbiec w pole karne i znaleźć się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, zostałem sfaulowany przez stopera Resovii. Josip Soljić, który w tej sytuacji nie był zainteresowany piłką, był ostatnim obrońcą przed bramkarzem i byłem zaskoczony tym, że sędzia ukarał go tylko żółtą kartką. W dodatku po tym kopnięciu w mięsień poczułem jak płyn spływa mi do kolana i blokuje staw. Próbowałem co prawda zacisnąć zęby i rozbiegać wszystko, ale ból narastał z każdą minutą i każdym krokiem, więc poprosiłem o zmianę.

To był jednak początek nieszczęść, które w meczu z Resovią spotkały tyszan.

– Jeszcze za linią boczną, już po zejściu z boiska, widziałem jak sędzia dyktuje dla nas rzut karny i jak Tomek Malec przegrywa pojedynek ze swoim rodakiem, broniącym w rzeszowskiej drużynie – dodaje kontuzjowany piłkarz GKS-u Tychy.

– Tomek był wyznaczony do wykonania jedenastki, ale Branislav Pindroch okazał się w tym pojedynku lepszy i nie zdobyliśmy bramki w drodze do szatni. Po przerwie dalej mecz się nam nie układał, bo nie dość, że nie wykorzystaliśmy swoich okazji, to jeszcze straciliśmy gola z rzutu wolnego, a po chwili Jakub Piątek „wyleciał” z boiska i musieliśmy kończyć spotkanie w dziesiątkę. Przegraliśmy i nie awansowaliśmy na trzecie miejsce, które było na wyciągnięcie ręki. Nic więc dziwnego, że po meczu w szatni dominowało uczucie złości na siebie.

Opuchnięte kolano

Co z Damianem Nowakiem?

– Kolano jest mocno opuchnięte i nie da się ani do końca zgiąć, ani całkiem wyprostować – wyjaśnia napastnik trójkolorowych.

– Nie ma więc jak zrobić USG i trzeba czekać. Mam jednak nadzieję, że to tylko stłuczenie, dlatego jestem pod nadzorem naszego fizjoterapeuty i liczę, że okłady oraz zabiegi sprawią, że od środy będą już mógł wrócić do zajęć, a w czwartek znajdę się w kadrze na ostatni w tym roku, piątkowy mecz z Miedzią Legnica. Czuję głód gry, bo po kwietniowym występie w Głogowie oraz leczeniu na kolejny mecz musiałem czekać do września. Później były trzy październikowe występy w rezerwach, dla których strzeliłem 4 gole i wróciłem do kadry meczowej pierwszej drużyny, z której wypadł kontuzjowany Oskar Paprzycki. Nie grałem już więc w drugim zespole, ale nie występowałem jeszcze w pierwszym. Pracowałem jednak ambitnie cały czas na treningach i dawałem sygnały, że jestem gotów do powrotu i dostałem swoją szansę. W sparingu strzeliłem gola Zagłębiu Sosnowiec, a w Łodzi wchodząc jako zmiennik niewiele brakowało, żebym pokonał bramkarza ŁKS-u, aż wreszcie zagrałem od początku spotkania w Kielcach, gdzie moja bramka dała nam 3 punkty.

W duecie z Malcem

– Poczułem, że gra obok Tomka Malca, choć wcześniej nawet na treningach takiego wariantu nie próbowaliśmy, daje dużo dobrego i mnie i drużynie. Grając z przodu blisko siebie współpracujemy i podpowiadamy sobie. Możemy do siebie zagrać, możemy na siebie liczyć. Chciałbym to jeszcze udowodnić w Legnicy i wierzę, że mi się uda. Liczę także na to, że w 2022 roku ominą mnie kontuzje, urazy i dolegliwości, bo ich limit już chyba kompletnie wyczerpałem – kończy Damian Nowak.


Na zdjęciu: W meczu z Rasovią Damian Nowaka (z prawej) doznał przykrej kontuzji.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl