GKS Tychy. Zasłużyli na… kredyt zaufania

Po bezbramkowym remisie na inaugurację kibice GKS-u Tychy z nadzieją czekają na kolejne występy drużyny Artura Derbina.


Po meczu zmienionego GKS-u Tychy, prowadzonego przez nowego trenera Artura Derbina, w którego jedenastce na mecz ze Stomilem Olsztyn wystąpiło sześciu zawodników pozyskanych latem, wśród kibiców opuszczających stadion przy ulicy Edukacji dało się wyczuć „dwa stany świadomości”.

Z jednej strony po ostatnim gwizdka arbitra dominował żal, spowodowany stratą punktów, bo tak przez fanów trójkolorowych przyjęty został bezbramkowy remis w spotkaniu inaugurującym sezon 2020/2021. Z drugiej jednak strony było także sporo pozytywów, które pozwalają czekać na następne mecze z nadzieją na lepsze wyniki, a obraz ludzi wstających ze swoich miejsc i na stojąco oglądających ostatnią akcję świadczył o tym, że swoją grą tyski zespół zasłużył przynajmniej na kredyt zaufania.

– Chciałbym podziękować kibicom, bo gdy mieliśmy takie trudne momenty i potrzebowaliśmy wsparcia, to słyszeliśmy doping, który nas nakręcał na te ataki – mówi Artur Derbin. – Liczymy na dalsze wsparcie i na pewno, jak zapowiadałem przed sezonem, serce do walki ta drużyna będzie miała zawsze.

Zabrakło gola

Jedno jest pewne. Do pełni szczęścia tyskich kibiców zabrakło zdobycia przynajmniej jednej bramki. Okazji było kilka, choćby ta Bartosza Biela z 30 minuty gry, gdy prawoskrzydłowy wbiegając w pole karne za prostopadle zagraną piłką nie zdołał pokonać odważnie wybiegającego bramkarza gości.

– To my byliśmy bliżej zwycięstwa – uważa Bartosz Biel. – Tak to odbieramy w szatni. Ja też jestem niezadowolony i czuję niedosyt, bo powinniśmy przynajmniej jedną bramkę zdobyć. Nie udało się jednak i dlatego zostajemy z jednym punktem, a chcieliśmy grać o pełną pulę. Taki był nasz plan. Żałujemy tego i nawet nie co mówić, że jest inaczej.

Mam więc nadzieję, że w następnym meczu do niezłej gry dołożymy skuteczność, a tym samym osiągniemy korzystny dla nas wynik. W meczu ze Stomilem zabrakło decyzji o strzale – tak przynajmniej oceniam to ze swojej perspektywy. Na boisku wydawało mi się, że za dużo już jest tych podań, ale z drugiej strony to jest fajna gra, fajnie to wygląda, a jak dołożymy do tego gole czy prostopadłe podania otwierające drogę do bramki to na pewno wszyscy będziemy się cieszyć z wygranej.

Pomysł na grę

Sam pomysł na grę faktycznie mógł się podobać. Były w nim zachowane proporcje między ofensywą i defensywą. Zabrakło natomiast zawodnika, który w polu karnym udokumentowałby przewagę zespołu. Dominik Nowak tylko na początku meczu – raz główkując za lekko, a drugi raz strzelając niecelnie w długi róg – dał o sobie znać rywalom i kibicom. Później zniknął z pola widzenia, a gdy próbował grać daleko od swojego pola karnego nie zawsze rozumiał się z kolegami, którzy budowali akcje ofensywne.


Czytaj jeszcze: Zaczęli ostrożnie

– Z boiska odbierałem to w ten sposób, że naprawdę fajnie to wyglądało – dodaje Bartosz Biel. – Akcje fajnie się zazębiały. Brakowało tego ostatniego podania, czy decyzji o strzale, bo dużo mieliśmy sytuacji, że dochodziliśmy do pola karnego i wymienialiśmy podania, a przeciwnik, tak naprawdę nie wiedział, gdzie zagramy, gdzie pobiegniemy, bo fajnie się zmienialiśmy i rotowaliśmy cały czas.

To nie jest przypadek

– Nie było kompletnie widać tego, że ten okres wspólnych treningów był taki jaki był czyli krótki, a pół składu naszej drużyny się zmieniło. Zawodnicy, którzy doszli do zespołu to nie są przypadkowi piłkarze. Wszyscy byli obserwowani i każdy, który przyszedł do GKS-u pod jakimś kątem musiał pasować do wizji jaką ma trener i prezes. Myślę więc, że ta nasza dobra gra to nie jest przypadek i mam nadzieję, że przez pryzmat dzisiejszego spotkania możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość i przygotowywać się do kolejnych spotkań – kończy Bartosz Biel.


Na zdjęciu: Bartosz Biel jest przekonany, że tyski zespół z kolegami jeszcze nie raz postraszy swoich rywali.

Fot. Dorota Dusik