Górnik Zabrze. Duży minus

Jeżeli mecz z Wartą miał dać odpowiedź na pytanie, o co zabrzanie będą grać na finiszu ligowych rozgrywek, to wnioski nie są optymistyczne.


Przed reprezentacyjną przerwą „górnicy” osiągnęli kilka wartościowych wyników, zremisowali na wyjeździe z Wisłą Kraków i Rakowem Częstochowa oraz pokonali u siebie Zagłębie Lubin. Dzięki temu wrócili na piątą lokatę w ligowe tabeli.

Brakuje sytuacji

Niestety, to na co ciężko pracowali w marcu, zostało zaprzepaszczone w wielkanocny poniedziałek. Już nawet nie chodzi o porażkę 1:2 w starciu z jedną z rewelacji wiosny, jaką bez dwóch zdań są „Warciarze”. Beniaminek z Poznania w drugiej części rozgrywek zdobył aż 19 punktów, aż o dziesięć więcej niż „górnicy” i w tym względzie od drużyny prowadzonej przez Piotra Tworka lepsza jest tylko Legia (22 pkt. w tym roku) i Piast (20). Niemniej jednak to drużyna prowadzona przez Marcina Brosza była faworytem poniedziałkowej gry. Wobec jednak ofensywnej gry beniaminka i solidnej postawy w tyłach, zabrzanie byli bezradni. Co rzucało się w oczy, to przede wszystkim brak jakichkolwiek bramkowych okazji. W całym meczu z Wartą gospodarze oddali ledwie jeden celny strzał w światło bramki strzeżonej przez Adriana Lisa. Uczynił to Jesus Jimenez i zaraz golkiper gości musiał wyciągać piłkę z siatki.

– Naszym głównym atutem i pomysłem jest to, że chcemy grać do przodu, chcemy stwarzać pod bramką przeciwnika sytuacje. Z Wartą tylko fragmentami w drugiej połowie staraliśmy się to zrobić i wtedy byliśmy groźni. Tych fragmentów było jednak zdecydowanie za mało, żeby osiągnąć korzystny wynik – komentował po meczu Marcin Brosz.

Trener Górnika próbował zmiany ustawienia, rotował zawodnikami, ale i to nic nie pomogło.

– Szukaliśmy innego ustawienia na drugą połowę, stąd wprowadzenie na boisko Piotrka Krawczyka i „Ścisłego” [Daniel Ściślak – przyp. red.], żeby grać zdecydowanie do przodu. Stwarzamy jednak za małą ilość sytuacji – podkreśla szkoleniowiec jedenastki z Zabrza.

W podobnym duchu wypowiadali się zawodnicy. Wspomniany Daniel Ścislak pojawił się na boisku w drugiej części. Szkoda, że ani ono, ani inni pomocnicy, jak Alasana Manneh czy Roman Prochazka, nie decydują się na strzały z drugiej linii. To przecież piłkarze, którzy potrafią uderzyć, a często – będąc na 20 metrze przed bramką rywala – szukają innych rozwiązań.


Czytaj jeszcze: Warta Poznań wypunktowała Górnika

Będzie tylko trudniej

– W pierwszej połowie zabrakło nam spokojnego rozgrywania. Po prostu tego, żebyśmy grali w piłkę. Za dużo było nerwowości. Pozwalaliśmy Warcie na zbyt wiele, na to by wchodziła w naszą połowę czy w pole karne. Stwarzali dużo zagrożenia. Po przerwie wyglądało to trochę lepiej, ale i tak nie dało nam to punktów. Szybko stracona na początku drugiej połowy bramka podcięła nam skrzydła. W rezultacie udało nam się strzelić jedną bramką, na kolejną brakło już czasu. Podsumowując, to mecz na duży minus. Z jakimi zadaniami wszedłem na boisko? Jako defensywni pomocnicy mieliśmy dostarczać piłkę na wahadła oraz do Jesusa, na „dziesiątkę”. Po części nam się to udawało. Stwarzaliśmy sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać – komentował po spotkaniu Ściślak.

Po porażce u siebie, już piątej w tym sezonie na swoich śmiechach, przed „górnikami” kilka dni przerwy i prestiżowe derbowe starcie przy Okrzei z Piastem w najbliższy poniedziałek. W Gliwicach drużyna prowadzona przez trenera Brosza będzie miała szansę na przełamanie, choć tam – trzeba to podkreślić – poprzeczka będzie zawieszona jeszcze wyżej, niż w starciu z rewelacyjną wiosną Wartą.


Na zdjęciu: W meczu z Wartą Jesus Jimenez (z prawej) zdobył w lidze swojego pierwszego gola z gry od listopada.
Fot. Tomasz Kudala / PressFocus