Hiszpania. Egzotyczna przyszłość „blaugrany”

Haitańczyk urodzony w USA, reprezentant Kanady grający w Belgii – to nowy kandydat do ataku Barcelony. Tańszy i bardziej sensowny od powrotu Neymara.

Z pewnym niepokojem spoglądaliśmy ostatnio na Hiszpanię, gdzie w mediach temat wznowienia treningów i dokończenia sezonu przesłonił rozterki Neymara, bez którego przecież ani rusz. Pisząc o Barcelonie skupiano się na konflikcie w klubie, na transferze Lautaro Martineza z Interu, który ma być uzupełnianiem ofensywnego „trójzębu” dla Messiego i Luisa Suareza, a potem następcą Urugwajczyka, mającego coraz większe problemy zdrowotne.

Jednak przyszedł czas na „odkurzenie” Neymara. Na początku pandemii wyjechał z Paryża do Brazylii, gdzie poddany został kwarantannie i robił to w swoim stylu – rozrywkowo w towarzystwie przyjaciół. Przed miesiącem pisaliśmy o apelu Brazylijczyka Dalberta z Fiorentiny do rodaków, żeby z powagą podeszli do problemu koronawirusa.

Wyrażaliśmy przy tym wątpliwość, czy przy ich sposobie bycia jest to możliwe, przewidując zły rozwój wypadków w Brazylii. To niestety się potwierdza i jest to sygnał dla Neymara, że najwyższy czas wracać do Europy.

Na razie do Paryża, ale już powraca przywołany przez „Mundo Deportivo” temat jego powrotu do Barcelony. Nie bardzo wiadomo po co, bo ze zdrowiem u niego coraz gorzej. Od kiedy odszedł do Paris SG więcej czasu pauzuje niż gra, a swoim zachowaniem też nie przysparza klubowi splendoru.

Barcelony nie stać obecnie na transfer za 200 milionów euro, Paris SG na handel wymienny nie ma ochoty, do tego zapewnia mu pobory na wyższym poziomie i ma dostać jeszcze więcej. 28-letni piłkarz musiałby poświęcić ogromną sumę pieniędzy, jego roczna pensja spadłaby o dziesiątki milionów euro.

W przypadku Neymara i jego pazernego ojca-agenta to nieprawdopodobne. Według hiszpańskiego dziennika przedstawiciele paryskiego klubu są gotowi zaoferować mu 50 milionów euro na sezon plus prawie 14 milionów od sponsora bankowego z Kataru. Barcelona może zapłacić o 20 milionów mniej i to przy założeniu utrzymania zarobków na obecnym poziomie. Ale z powodu pandemii obniżyła je o 70 procent, więc różnica staje się wręcz gigantyczna.

Czytaj jeszcze: Najwięksi „kosiarze” Europy

Luis Suarez ma 33 lata, Lionel Messi 32, Neymar 28. Powrót do przeszłości w bardziej wiekowym wydaniu. Barcelonie potrzeba odmłodzenia ataku, ale 17-letni Ansu Fati musi jeszcze nabrać doświadczenia, a Ousmane Dembele ma tak słabe kości i mięśnie, że daleko na nich nie zajdzie, a z bieganiem będzie jeszcze gorzej.

Kataloński klub zainteresowany jest 20-letnim Jonathanem Davidem z belgijskiego Gentu. Urodzony w nowojorskim Brooklynie w rodzinie imigrantów z Haiti, ale… reprezentant Kanady. W 12 meczach w koszulce z klonowym liściem zdobył 11 bramek, wszystkich rywali miał ze strefy CONCACAF. W 2019 roku był najlepszym strzelcem Golden Cup i znalazł się w „11 turnieju”, a w Kanadzie został wybrany na najlepszego piłkarza.

W klubach Ameryki Północnej występować nie chciał i przed dwoma laty znalazł się w Belgii. Dotąd w barwach „Buffalo” z Gandawy zagrał 50 meczów, strzelił 26 bramek i miał 12 asyst. Już zainteresowały się nim PSV Eindhoven, Arsenal, Bayern, ale Barcelona ma największe szanse, bo David jest fanem… Ronaldinho. Kwota 25 milionów euro za „drugiego Haalanda” nie jest wielkim wydatkiem dla Barcelony, nawet w zbliżających się ciężkich czasach.

Na zdjęciu: W akcji najlepszy piłkarz i strzelec Kanady, Jonathan David. Zagra z Messim w ataku Barcelony?

Fot. Pressfocus