Hokej. Głodni złota

Zrobiliśmy kolejny ważny krok, ale interesuje nas pełna pula – wyjawił trener „GieKSy”, Jacek Płachta, po ostatnim meczu z GKS-em Tychy, a przed rozpoczęciem rywalizacji z Re-Plastem Unią Oświęcim.


W dogrywce już nie ma czasu na konstruowanie finezyjnych akcji, przy każdej okazji trzeba uderzać na bramkę.

– Niewiele się zastanawiałem, lecz „wypaliłem”, ile miałem mocy i krążek znalazł się w sieci – mówił obrońca Jakub Wanacki, zdobywca gola w 73:20 min, który zapewnił GKS-owi Katowice – po czterech latach – miejsce w finale rywalizacji o mistrzostwo Polski. Seria z GKS-em Tychy zakończyła się dopiero po siedmiu meczach, a była niezwykle emocjonująca i pełna zwrotów akcji.

Solidność w cenie

Wanacki, 65-krotny reprezentant Polski, mistrz kraju z GKS-em Tychy (2015) oraz wielokrotny medalista MP, poprzedni sezon w Oświęcimiu miał nieudany, bowiem zmagał się kontuzjami. Zdecydował się na powrót do Katowic i ponownie z tym zespołem znalazł się finale. To był jego drugi gol w sezonie, ale jakże ważny, bo dający awans do finału.

– Znam swojej miejsce w szeregu i rolę w drużynie – dodaje wychowanek Orlika Opole.

– Od strzelania goli są inni, o lepszych umiejętnościach i predyspozycjach. Cieszę się, ale nie ma czasu na świętowanie, bo już za chwilę zaczynamy grę w finale. Piwo w szatni z kolegami, odnowa biologiczna oraz przygotowania do kolejnych występów… O mocnym treningu nie może być mowy, te mieliśmy w okresie przygotowawczym. To była wielce wymagająca i wyrównana seria z trzema dogrywkami, na dodatek okraszona rzutami karnymi. Spotkały się dwie wyrównane drużyny, tym bardziej cieszymy się, że wygrana została po naszej stronie.

Poważny krok

Jacek Płachta, trener „GieKSy”, z reguły unika zgiełku, a także wypowiedzi dla mediów. W roli głównej występują jego podopieczni. Po półfinałowej serii tylko na chwilę opuścił swój pokój; być może chciał zobaczyć, jaki poziom… euforii osiągnęli zawodnicy i kibice.

– Zrobiliśmy kolejny ważny krok, ale przed nami jeszcze najważniejsze spotkania – podkreślił szkoleniowiec.

– Emocje były niesamowite, ale mogliśmy się tego spodziewać, bo oba zespoły mają wysokie umiejętności. Mieliśmy wzloty i upadki, ale zawsze się podnosiliśmy. Oczywiście nie ustrzegliśmy się błędów, strata gola w przewadze czy też na 18 sek. przed końcową syreną – to tylko dwa przykłady. W ostatnim meczu prowadziliśmy już 2:0, ale znów podaliśmy tlen rywalowi. Musimy wyciągać z takich sytuacji wnioski. Solidnie pracowaliśmy na ten awans do finału, ale powtórzę jeszcze raz: chcemy jeszcze więcej. Nie jestem przeciwnikiem karnych, ale trochę nie rozumiem, dlaczego one w play offie rozstrzygają o wyniku meczu. Nie mogę się pogodzić z takim rozwiązaniem. Po awansie świętowanie jest krótkie, bo zaraz rozpoczynamy finały. Spodziewam się kolejnych wyrównanych meczów, bo przecież spotykają się dwie najlepsze zespoły sezonu zasadniczego – GKS Katowice i Unia Oświęcim.

Wczoraj hokeiści odpoczywali, zaś dzisiaj przygotowania do dwóch meczów z drużyną z Oświęcimia na własnym lodzie.

Słowa uznania

Pod koniec ubiegłego roku zanosiło się, że hokeiści GKS-u Tychy zapiszą ten sezon na straty. Ale z chwilą przyjścia trenera Andreja Sidorenki zaczęło się dziać lepiej. W play offie tyszanie imponowali nie zadziornością, determinacją, a także dobrym przygotowaniem fizycznym. W ćwierćfinale wygrali z silną Cracovią w serii 4-2, zaś w półfinale przegrali 3-4 z GKS-em Katowice. Ta porażka mocno ich zabolała. Po ostatnim meczu zamknęli się w szatni i długo rozpamiętywali swoje niepowodzenie. Jednak muszą się pozbierać, bo przecież przed nimi trudne spotkania z JKH GKS-em Jastrzębie o brąz MP.

– Do pełni szczęścia niewiele zabrakło, ale tak to bywa – rozłożył bezradnie ręce tyski szkoleniowiec.

GKS Tychy po raz drugi z rzędu zagra o brązowy medal. W poprzednim sezonie pokonał „GieKSę”.


Na zdjęciu: Tak się cieszył Jakub Wanacki z najważniejszego gola w swojej karierze.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus