Honorowe rozstanie

Korona pociągnęła za sobą na dno Arkę, która może już liczyć tylko na cud, by się utrzymać w elicie.


Przystępując do meczu z Arką piłkarze Korony zdawali sobie sprawę, że nawet zwycięstwo pomoże im jak umarłemu kadzidło. Postanowili jednak nie ułatwiać zadania uciekającemu spod gilotyny przeciwnikowi i robili wszystko, by odesłać go do Trójmiasta z kwitkiem.

Gospodarzom nie udało się wykonać planu w stu procentach, ale na pocieszenie pozostanie im świadomość, że pociągnęli Arkę za sobą na dno. Nie wierzę bowiem, by „Nafciarze” z Płocka na finiszu spartaczyli robotę i nie zagwarantowali sobie utrzymania. No chyba, że jestem człowiekiem małej wiary…

Jest im wstyd

Goście lepiej weszli w mecz, ale animuszu starczyło im na 10 minut, no, może kwadrans. Potem z każdą upływającą minutę oddawali pole rywalom, którzy jednak nie potrafili dyskontować swojej przewagi. – Było widać, że bardzo chcieliśmy wygrać, ale szło nam to jak „krew z nosa” – przyznał bramkarz Korony, Marek Kozioł.

– Cały czas jednak dążyliśmy do zdobycia gola, męczyliśmy się, ale w końcu udało się wyrównać. Mamy ogromny szacunek dla kibiców za to, że pojawili się na stadionie i wierzyli w nas, przesyłając wiele słów wsparcia. Niestety, nie podołaliśmy i jest mi wstyd za ten wynik. Przeżywamy trudne chwile, ale na pewno będziemy walczyli do końca o honor, wychodząc z podniesioną głową na każdy mecz, żeby dostarczyć naszym kibicom trochę radości.


Czytaj jeszcze: Remis jak wyrok


Piątkowy pojedynek kosztował wiele nerwów trenera Korony, Macieja Bartoszka, który jeszcze w I połowie został odesłany na trybuny przez sędziego. – Najważniejsze, że zespół pragnął zwycięstwa w tym meczu – powiedział.

– Mimo że znaliśmy wynik z Łodzi, to walczyliśmy za honor i dumę barw, których bronimy. Musimy przeprosić kibiców, bo nie udało się nam utrzymać w ekstraklasie. Mogę jednak obiecać, że będziemy ją opuszczali z honorem.

Stracili dwa punkty

Trener jedenastki z Gdyni Ireneusz Mamrot przyznał, że jego zespół nie zrealizował nakreślonych założeń taktycznych. – Oprócz bramki z rzutu wolnego, do przerwy nie stworzyliśmy sobie żadnej sytuacji – przyznał niespełna 50-letni szkoleniowiec.

– Tymczasem Korona stworzyła 2-3 dobre okazje, na nasze szczęście w ostatniej chwili wybijaliśmy piłkę lub dobrze interweniował Pavels Szteinbors. Stracony gol sprawił, że zaczęliśmy grać agresywniej. Zabrakło nam przede wszystkim utrzymania się przy piłce i kreowania sytuacji przy naszym prowadzeniu 1:0. Remis w tym meczu jest dla nas jak porażka. Nie zdobyliśmy jednego punktu, tylko dwa straciliśmy.

Bez konsekwencji?!

Pomocnik Arki Michał Nalepa przyznał, że wciąż wierzy w utrzymanie w ekstraklasie. – Niestety, grając z takim zaangażowaniem jak z Koroną, będzie to szalenie trudne – przyznał 25-letni wychowanek gdyńskiego klubu.

– Korona przewyższała nas zaangażowaniem, a my po zdobyciu bramki byliśmy sparaliżowani i baliśmy się grać piłką. Mam nadzieję, że obecny właściciel klubu widzi, gdzie są problemy.

Trener Mamrot może zaliczyć z nami spadek i to jest przykre, bo cierpi kolejny szkoleniowiec, a to nie w nich jest problem, tylko w popełnionych wcześniej błędach. Nie może być tak, że niektórym piłkarzom się nie chce i nie ponoszą żadnych konsekwencji – zakończył ostro piłkarz Arki.


Na zdjęciu: Jakub Wawszczyk i jego koledzy zdają sobie sprawę, że w Kielcach pogrzebali nadzieje na utrzymanie w ekstraklasie.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus