Ireneusz Mazur: Niezmiennie faworyci

Rozmowa z Ireneuszem Mazurem, byłym trenerem m.in. reprezentacji Polski mężczyzn.

Nie stęsknił się pan już za siatkówką?

Ireneusz MAZUR: – Bardzo mi jej brakuje, bo całe życie jestem z nią związany. Już po tygodniu tęskniłem za kolejnymi meczami, a co dopiero mówić o miesiącu… Na szczęściem możemy w telewizji oglądać powtórki najważniejszych spotkań, m.in. z mistrzostw Europy z 2009 roku czy z dwóch ostatnich mistrzostw świata (2014, 2018), w których nasza drużyna zdobywała złoto.

Ale to nie to samo, co aktualne mecze.

Ireneusz MAZUR: – Oczywiście. Dla mnie to jednak dalej są fascynujące wydarzenia i wciąż mocno je przeżywam.

Szkoda, że telewizja nie przypomina meczów gdy pan prowadził kadrę (1998-2000). Wtedy pasjonujących widowisk też przecież nie brakowało.

Ireneusz MAZUR: – Nie sądzę, by tamte mecze były jednak tak ciekawe, jak te z mistrzostw świata w 2014 i 2018 roku. Niestety, za moich czasów takich sukcesów biało-czerwoni nie odnieśli. Z drugiej strony kilka tamtych spotkań byłoby jednak miło obejrzeć.

Zobaczymy w tym sezonie naszą kadrę?

Ireneusz MAZUR: – Bardzo w to wierzę. Wciąż w planach są przecież rozgrywki Ligi Narodów i cały okres przygotowawczy, a w nim m.in. Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Po działaniach siatkarskich władz, czy to światowych FIVB, jak i naszych, krajowych, PZPS, widać, że wszystkim zależy, by „uruchomić” Ligę Narodów.

Biało-czerwoni o rok musieli przełożyć nadzieje na wywalczenie olimpijskiego medalu.
Fot. Adam Starszyński/pressfocus.pl

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Najważniejsze jest zdrowie i nikt nie zaryzykuje gry, jeśli nie będzie bezpiecznie.

Światowa federacja siatkówki wciąż nie podjęła decyzji o terminie Ligi Narodów. Mówi się o jej przełożeniu na jesień. To byłaby dobra decyzja?

Ireneusz MAZUR: – Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Na pewno termin ten komplikuje rozgrywki ligowe. Wierzę, że uda się pogodzić wszystkie terminy i zarówno Liga Narodów, jak i krajowe rozgrywki uda się przeprowadzić bez problemów.

A jak pan przyjął informację o przełożeniu igrzysk w Tokio?

Ireneusz MAZUR: – Szczerze mówiąc spodziewałem się takiej decyzji. Myślałem nawet, że igrzyska zostaną w ogóle odwołane. Odwoływano przecież kolejne kwalifikacje i sytuacji nie uspokoiły nawet decyzje, jak w koszykówce, o przyznaniu miejsc w turnieju olimpijskim na podstawie światowego rankingu. MKOl wybrał mniejsze zło i dobrze się stało. Nie ma co na siłę przeprowadzać igrzyska, nie bacząc na bezpieczeństwo. Ich przełożenie na przyszły rok jest najbardziej racjonalne. Mam nadzieję, że do tego czasu pandemia, jeśli zupełnie nie wygaśnie, to przynajmniej uda się ją opanować na tyle, by zawody można było przeprowadzić bez przeszkód. A może uda się w tym czasie opracować lek albo szczepionkę, co pozwoli na udział w nich także kibiców. Szczerze w to wierzę.

Przeczytaj jeszcze: Polski sędzia szykuje się na IO w Tokio

Biało-czerwoni do Tokio mieli jechać po złoto i nie była to przechwałka, ale realna ocena możliwości poszczególnych drużyn. Za rok układ sił może się zmienić.

Ireneusz MAZUR: – Nie obawiam się o to. Za rok nasza drużyna wciąż będzie faworytem. Ten rok może nam nawet pomóc. Mamy grupę niezwykle uzdolnionych, młodych zawodników, mistrzów świata juniorów: Jakuba Kwolka, Tomasza Fornala, Norberta Hubera, Jakuba Kochanowskiego czy trochę starszego, ale wciąż młodego Macieja Muzaja. Ten dodatkowy czas pozwoli im zdobyć kolejne doświadczenia i wznieść się na jeszcze wyższy poziom. A w tym wieku w rok można zrobić kolosalny skok jakościowy. Zresztą ze wszystkich czołowych drużyn na przełożeniu igrzysk tracimy najmniej. W każdej bowiem kategorii wiekowej mamy zawodników na wysokim poziomie. Mamy dobrą i mocną kadrę. Za rok będziemy faworytami do złota.

Obecna sytuacja mocno zmieni siatkówkę?

Ireneusz MAZUR: – Świat się zmieni i na pewno nie ominie to nie tylko siatkówki, ale całej sfery sportowej. To nie podlega dyskusji. Prawdopodobnie pandemia mocno wpłynie na ekonomię. Skończy się dotychczasowa hossa, w której kluby płaciły gwiazdom ogromne pieniądze. Przecież już słyszymy o cięciu wydatków, w tym wynagrodzeń. Pieniądze będzie trzeba wydawać bardziej racjonalnie, z rozwagą. Nie będzie już życia ponad stan. To z kolei odbije się na wysokości kontraktów. Kluby zaczną mierzyć zamiary według sił. Mam nadzieję, że nie zmieni się natomiast zainteresowanie kibiców, że po takiej przerwie znów chętnie będą uczestniczyć w wydarzeniach sportowych.

Niedawno jeden z menedżerów zasugerował, by w najbliższych rozgrywkach PlusLigi występowali tylko zawodnicy krajowi. To sensowny pomysł czy raczej science fiction?

Ireneusz MAZUR: – Może z boku ta propozycja wygląda jak science fiction, ale warto się w nią wgłębić. Wcale nie jest pozbawiona racjonalności. Oczywiście, nie ze wszystkim się zgadzam. Trzeba pamiętać, że zawodnicy, również zagraniczni, mają podpisane kontrakty. Żyjemy w cywilizowanym świecie i nie można ich od tak, bez przyczyny zerwać. Należy je honorować. Warto może jednak, by prezesi klubów zatrudniając obcokrajowców, sięgnęli po tych z najwyższej półki. Wydać więcej na jednego czy dwóch siatkarzy z samego topu i uzupełnić ich zawodnikami krajowymi, młodymi lub wyróżniającymi się w pierwszej lidzie. To ekonomiczne podejście. Po co bowiem wydawać pieniądze na graczy, którzy są wprawdzie dobrze wyszkoleni technicznie i odpowiednio przygotowani do gry w naszej lidze, ale nie należą do ścisłej czołówki. Za te same pieniądze można mieć światową gwiazdę, taką jak w słynnej piosence „najpiękniejsza w klasie bez dwóch zdań”, dla której na trybuny przychodzą kibice. Do tego nasi zawodnicy mogą się od niej wiele nauczyć.

Tak długa przerwa i bezczynność mocno odbije się na dyspozycji zawodników?

Ireneusz MAZUR: – Na pewno. Wprawdzie czas ten pozwoli na zregenerowanie sił i zaleczenie wszystkich większych i mniejszych urazów, ale jest on zbyt długi. Po tak długim odpoczynku nie da się od razu wejść na wysokie obciążenia i zaraz grać. W pierwszej kolejności należy zbudować odpowiednią bazę wydolnościową i siłę. Trzeba to uwzględnić w przygotowaniach. Siatkarze to w większości profesjonaliści i jestem przekonany, że robią wszystko, by utrzymać wysoką formę. Mają jednak bardzo ograniczone możliwości. Indywidualny trening to nie to samo, co zajęcia z piłką i w grupie. To z pewnością odbije się na ich dyspozycji.

W swojej trenerskiej pracy spotkał się pan z sytuacją, gdy przerwa trwała aż tak długo?

Ireneusz MAZUR: – Nie przypominam sobie, bym musiał sobie radzić z takim przypadkiem. Oczywiście, były sytuacje, gdy np. zawodnicy wcześniej kończyli ligę, bo ich zespół nie zakwalifikował się do play offu, i do czasu zgrupowania reprezentacji mieli nawet dwumiesięczną przerwę. Miałem też siatkarza występującego w jednej, ujmijmy to, z egzotycznych lig, który na kadrę przyjechał z „dużym obciążeniem” z przodu i nie był w formie. Były to jednak jednostkowe przypadki. Teraz jest inaczej. Są ogromne obostrzenia, wszyscy stoją. To coś niespotykanego. Nie wierzę jednak, by zawodnicy nic nie robili. Jestem przekonany, że mieszkając blisko lasu lub łąki, gdzie zwykle mało kto chodzi, a teraz nie ma nikogo, biegaja lub uprawiają marszobiegi. Prawdopodobnie korzystają z takich możliwości, choć pewności nie mam. Sport bowiem to nawyk, ale w pozytywnym znaczeniu. Sportowcy mają to do siebie, że muszą doprowadzić organizm do zmęczenia, by np. dobrze spać, by nie być „podminowanym”, by móc normalnie funkcjonować.

Na zdjęciu: Ireneusz Mazur już się nie może doczekać, by znów przeżywać siatkarskie emocje.

Fot. Łukasz Laskowski/pressfocuspl