Kiedyś Heynenowi groził czerwienią. Teraz polski sędzia szykuje się na IO w Tokio

Na igrzyskach w Tokio 2021 Żory mogą być reprezentowane przez dwie osoby. Sprinterka Ewa Swoboda o nominację jeszcze powalczy. Za to Wojciech Maroszek jest już pewny udziału w siatkarskim turnieju olimpijskim – w roli sędziego.

Trudno sobie wyobrazić, by w kraju trzykrotnych nie było również arbitrów z najwyższej półki. Po raz pierwszy w kronikach tej dyscypliny w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio nasz kraj będzie reprezentowany przez sędziowską parę: Agnieszkę Myszkowską (turniej siatkarzy plażowych) oraz Wojciecha Maroszka (turnieje halowe). Ten drugi – rodem z Katowic, ale od lat mieszkaniec Żor – to debiutant, który znalazł się gronie 7 Europejczyków i 22 wybrańców z całego świata.

Nastoletni Wojciech, pasjonat sportowy, trenował (z niezłym skutkiem) chód sportowy w katowickim AZS AWF, który zawsze w klubie odgrywał jedną z głównych ról. W siatkówkę grała siostra i – rzecz jasna – śledził wydarzenia w tej dyscyplinie. Gdy zaczął studia ekonomiczne, chód poszedł w zapomnienie, ale sportowa pasja pozostała.


Zobacz jeszcze: „Chcę współpracować z Heynenem”


W 1993 r. ogłoszone zostały zapisy na siatkarski kurs sędziowski, który nie wywołał większego zainteresowania. Oprócz Maroszka, zgłosiło się tylko 6 kandydatów; do dziś oprócz naszego bohatera na szczeblu PlusLigi sędziują także inni jego absolwenci: Marcin Weiner z Mysłowic oraz Marek Budzik z Rybnika.

Po skończeniu kursu dopiero zaczyna się mozolna wędrówka po szczeblach sędziowskiego wtajemniczenia. Nie każdy ją wytrzymuje i często po drodze rezygnuje. Droga do szczytów wiedzie przez rozgrywki młodzieżowe szczebla wojewódzkiego i trzeba się wykazać sporym uporem, by ją pokonać. Podczas pierwszego meczu Ligi Światowej w „Spodku” Maroszek był liniowym i biało-czerwoną falę nie zapomni do końca życia.

– To moja pasja oraz hobby, które z czasem coraz bardziej mnie pochłaniały. Im więcej wkładałem w to pracy, tym większą satysfakcję mi sprawiało. Oczywiście, ciągła nauka, doskonalenie samego siebie, są najważniejsze, ale również niezbędne jest szczęście – przekonuje nasz sędzia- olimpijczyk.

Podczas pierwszej Ligi Światowej w katowickim „Spodku” jako młody sędzia został wydelegowany do odbioru koreańskiego sędziego z lotniska w Pyrzowicach. Reporter z telewizji chciał przeprowadzić rozmowę z gościem z Korei Płd., zaś w rolę tłumacza wcielił się Maroszek. Świadkiem rozmowy był ówczesny prezes PZPS Janusz Biesiada. Sędzia został zauważony i już na stałe pomagał w organizacji siatkarskich imprez. Podczas finałów LŚ był opiekunem sędziowskiej grupy.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z Mateuszem Bieńkiem, środkowym reprezentacji Polski 


– Debiutancka trema niemal na każdym szczeblu rozgrywek jest prawie taka sama – uśmiecha się Maroszek. – Pamiętam swój debiut w PlusLidze w 2002 r. podczas meczu Skra Bełchatów – Nysa. Rolę głównego pełnił Andrzej Lemek (ówczesny szef sędziów – przyp. red.), zaś ja stałem przy słupku. Doskonale dwa razy widziałem dotknięcie siatki, ale byłem tak „sparaliżowany”, że nie odważyłem się odgwizdać błędu. Dopiero przy kolejnej takiej sytuacji już użyłem, zgodnie z przepisami, gwizdka. Koncentracja i przygotowanie mentalne podczas meczów odgrywają istotną rolę, ani na moment nie można pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia.

Debiut w PlusLidze przed 30-tką to był zwiastun kariery międzynarodowej Maroszka.

Przez długie lata działacze z Polski nie udzielali się w światowej siatkarskiej dyplomacji, ale w nowym stuleciu zerwali z tą niechlubną tradycją. Wyniki sportowe osiągane przez siatkarzy pewnie również miały wpływ na tę aktywność.


Zobacz jeszcze: Mistrzowski złoty tryptyk


W 2004 r. podczas II Memoriału im. Huberta Wagnera w Olsztynie zorganizowano kurs międzynarodowego sędziego pod auspicjami światowej federacji. W imprezie brały udział m.in. silne reprezentacji Rosji czy Holandii, a także Australia, Tunezja oraz dwie drużyny biało-czerwonych. Kursanci brali udział w wykładach, ale również na bieżąco analizowali pracę starszych kolegów. Po tygodniu zajęć oraz zdaniu egzaminów Maroszek wraz z innymi kolegami, m.in. Markiem Lagierskim oraz Krzysztofem Szmydyńskim, otrzymali międzynarodowe szlify. Sprawdziły się przepowiednie i 30-latek został jednym z najmłodszych, jeżeli nie najmłodszym, w elitarnym gronie. W ciągu kilku lat wielu rozjemców z naszego kraju otrzymało międzynarodowe nominacje, m.in. Agnieszka Michlic i Katarzyna Sokół, Maciej Twardowski, Paweł Burkiewicz, Marcin Herbik oraz Tomasz Janik.

Maroszek miał już ugruntowaną pozycję na rynku krajowym, ale na arenie międzynarodowej znów musiał zaczynać od najniższego szczebla. Od postawy w mistrzostwach Europy juniorek czy kadetów zależy, czy przejdzie się kolejną niewidzialną granicę, czy też utknie w miejscu i z czasem pójdzie w zapomnienie. Wyznaczenie do sędziowania Ligi Mistrzyń oraz Mistrzów – to z kolei nieomylny znak, że jest się na właściwej ścieżce, by znaleźć się w gronie wybrańców na topowe imprezy.     

– W grudniu 2010 sędziowałem po raz pierwszy w Lidze Mistrzów mecz Bre Banca Lanutti Cuneo – Noliko Maaseik (3:0 – przyp. red.). We włoskim zespole występował Nikola Grbić, obecny trener ZAKSY. W 2017 r. miałem okazję prowadzić we Włoszech finał Ligi Mistrzyń Imoco Volley Conegliano z Katarzyną Skorupą w składzie z VakifBankiem Stambuł. Rozstrzygałem też mecze w Klubowych Mistrzostwach Świata w Brazylii oraz w 2018 r. finał w Częstochowie pomiędzy Trentino Volley – Cucine Lube Civitanova (3:1 – przyp. red.).


Zobacz jeszcze: Grupa marzeń na horyzoncie


Sędziowanie to około 70 dni w roku poza domem. PlusLiga od pewnego czasu gra niemal na okrągło, do tego europejskie rozgrywki, zaś jego ukoronowaniem jest sezon międzynarodowy z udziałem pań i panów w Lidze Narodów oraz mistrzostwa kontynentalne i świata. W życiorysie naszego bohatera zdarzyła się 24-godzinna podróż z Peru do Japonii, ze śródlądowaniem w Toronto, choć nie posiadał wizy kanadyjskiej. I z tym kłopotem sobie poradził, a potem prowadził niełatwy mecz kwalifikacji olimpijskiej w Tokio pomiędzy miejscowymi siatkarkami i Koreą Płd.

Pierwsze spotkanie sędziego Maroszka z Vitalem Heynenem miało miejsce podczas meczu Niemcy – Argentyna w Sofii w Lidze Światowej w 2012 r. W kolejnych latach drogi obu panów będą się nader często krzyżowały.

– Vital to inteligentny, błyskotliwy trener oraz uroczy gawędziarz, ale tylko poza…  parkietem – uśmiecha się nasz „eksportowy” sędzia.

– W czasie spotkania prowadzi swoistą grę i wywiera presję na arbitrów. Tak było podczas pamiętnego meczu. Zachowałem stoicki spokój, ale za zachowanie trenera powinienem ukarać go czerwoną kartką. Gdy potem prowadził Łuczniczkę Bydgoszcz zapowiedziałem Vitalowi, że tym razem nie zapomniałem czerwonej kartki. Tylko się uśmiechnął.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z Wilfredo Leonem


Podczas mistrzostw świata w 2014 r. sędziowałem mecze eliminacyjne w Katowicach, w dalszej części byłem już tylko obserwatorem. Na meczu o brązowy medal Niemcy – Francja (3:0 – przyp. red.) pojawiłem się z moimi dziećmi oraz chrześniakiem. Podczas rozgrzewki przed ważnym spotkaniem wypatrzył mnie Vital. Przeskoczył przez barierki, przywitał się i z dzieciakami robił foty. Taki jest właśnie obecny trener naszej reprezentacji: otwarty, szczery, uśmiechnięty, zaś gdy dochodzi do meczu, to istny wulkan. Podobne odczucia mam wobec rosyjskiego rozgrywającego Sergieja Grankina. Podczas meczu jest niezbyt przyjemny, bo również wywiera presję na rywalach oraz sędziach. Po jednym z meczów Ligi Mistrzów podczas uroczystej kolacji miałem okazję z nim rozmawiać i byłem również mile zaskoczony. Rosjanin okazał się niezwykle otwarty, z szeroką wiedzą i teraz zupełnie inaczej go postrzegam.

Takich spotkań podczas swoich sędziowskich wojaży miał znacznie więcej.

W kolejnych mistrzostwach, w Bułgarii i we Włoszech 2018 r., Maroszek był już w gronie topowych arbitrów. Prowadził m.in. półfinał Brazylia – Serbia.

– Wówczas zaświtała myśl, choć może to zabrzmi nieskromnie, że pojadę na igrzyska. Oficjalne nominacje ogłoszono później, ale podczas jednego z grudniowych meczów Ligi Mistrzów dowiedziałem się, że zakupiono już bilety do Tokio – mówi nasz rozjemca.

I tak też się stało. Miał debiutować w igrzyskach w lipcu tego roku, ale te zostały przesunięte o 12 miesięcy.

– To nie ma żadnego znaczenia, teraz są zdecydowanie ważniejsze problemy, z którymi trzeba się uporać – dodaje po chwili.


Zobacz jeszcze: Ryszard Bosek, czyli najlepszy przyjmujący świata