Isaura przyćmiła mistrzów

Po pierwszym tytule mistrzowskim w pomieszczeniach odnowy biologicznej świętowano przez trzy dni, nie wychylając nosa z lodowiska.


Isaura na lodowisku

Czy pamiętacie kiedy była największa frekwencja na sosnowieckim Stadionie Zimowym przy ul. Zamkowej? – zapytał kolegów jeden z byłych hokeistów gdy pojawili się na wysłużonym obiekcie, by z nim się już na dobre pożegnać. – Może jak graliśmy o mistrza z Podhalem w 1979 r. albo jak zdobywaliśmy pierwszego mistrza – przekrzykiwali się byli zawodnicy. Otóż nie! I nie było to związane wcale z hokejowym meczem. „Niewolnica Isaura”, brazylijska telenowela od lutego do maja 1985 r. była hitem TVP.

Główni bohaterowie Isaura (Lucelia Santos) i Leoncio (Rubens de Falco) odwiedzili w maju 1985 r. nasz kraj. Zawitali m.in. do Sosnowca. Na Stadionie Zimowym pojawił się nadkomplet publiczności. Isaura została powitana niesłychanie przyjaźnie i spontanicznie. Natomiast Leoncio został wygwizdany i pod jego adresem padało wiele niepochlebnych słów. Próbował ocieplić swój wizerunek, ale na niewiele się to zdało. Takich gwizdów nie doświadczyli nawet hokeiści Podhala rywalizujący z Zagłębiem o mistrzostwo kraju.

Dym w boksie…

Isaura i Leoncio to osobny rozdział. Na tym lodowisku zapisano kawał historii hokejowego Zagłębia – śmieje się Mieczysław Nahunko. Ten do Sosnowca przywędrował w 1976 r. z Katowic jako napastnik. Później został przekwalifikowany na obrońcę. – Już mało kto pamięta, że trener Mieczysław Chmura był kłębkiem nerwów. Potrafił schylony w boksie zapalić papierosa i dyskretny dymek unosił spod bandy. Leciał na naszego rezerwowego bramkarza Jacka (Latę – przyp. red.) i może dlatego nie może się rozstać z nałogiem (śmiech). Trenera zwolnili w dniu jego… imienin, 1 stycznia. Byliśmy na zgrupowaniu, zadzwonił telefon, po którym oczekiwał życzeń, a poinformowano go, że już nie prowadzi zespołu. A gdy zdobyliśmy pierwszy tytuł mistrzowski, w pomieszczeniu odnowy biologicznej balety trwały przez trzy dni. Trudno się dziwić skoro przełamaliśmy hegemonię „Szarotek”.

Nestorzy w formie

86-letni Stefan Dziadkiewicz nie rozstaje się z laską. Lata treningów oraz gry dają o sobie znać, ale doskonale pamięta czas spędzony w Zagłębiu. Zaczynał w Baildonie Katowice, potem przeniósł się do Sosnowca (1968-72). Był niezwykle sprawny, a kultową opowieścią środowiska hokejowego jest ta, jak pan Stefan wchodził i schodził ze schodów usytuowanych tuż przy rolbie na… rękach. Po zakończeniu gry pracował w kopalni, ale na lodowisku był alfą i omegą. Ostrzył łyżwy (wieść gminna niesie, że prefekcyjnie), przygotowywał lód, pomagał w treningach w grupach młodzieżowych.

Franciszek Strzelecki, był nie tylko hokeistą, ale również utalentowanym tenisistą i był sezon, gdzie był dość wysoko na listach klasyfikacyjnych PZT. To nie kto inny, jak dziś 77-letni pan Franciszek trzy razy otwierał lodowisko. Najpierw 18 lutego 1966 r. podczas meczu reprezentacji Śląska ze Sztokholmem rzucił krążkiem po raz pierwszy na nowym lodowisku. Potem w listopadzie 1968 r., gdy obiekt został zadaszony, zrobił to ponownie. No i teraz na obecnym, pachnącym jeszcze farbą Stadionie Zimowym, 23 sierpnia po raz pierwszy rzucił krążek podczas meczu otwarcia Zagłębia z Sokołem Kijów. Pan Franciszek rok temu przyprowadził na lodowisko swojego wnuka Antosia, który rozpoczął zajęcia w najmłodszej grupie i pilnie obserwuje jego postępy.


Czytaj także:


Adam Bernat, był nieustraszonym obrońcą i starć z nim unikano jak ognia. Przywędrował z Opola i jest jedynym zawodnikiem, który z Zagłębiem zdobył wszystkie dziesięć medali. Z kolei Jerzy Pawłowski pełnił rolę drugiego trenera, gdy zespół zdobywał pięć tytułów mistrzowskich. Paweł Becker, przeniósł się z Katowic do Sosnowca, gdy drużyna grała na najniższym szczeblu rozgrywek, w III lidze, a potem awansował i wystąpił w I lidze. Z sosnowieckim klubie jest już 57 lat i pełnił różne funkcję, m.in. kierownika drużyny seniorów, juniorów czy jeszcze młodszych jako wolontariusz.

W kuluarach wiele się mówiło o prezesie Janie Rodzoniu, który najpierw przewodził hokeistom Zagłębia, a potem był prezesem hokejowej centrali przez dwie kadencje. Byli hokeiści z uznaniem mówili o jego działalności i nawet padł pomysł, by nowe lodowisko nazwać im. Jana Rodzonia. Można różnie oceniać czasy przed transformacją, ale trzeba obiektywnie stwierdzić, że bez prezesa Rodzonia nie byłoby sukcesów Zagłębia. Warto byłoby zastanowić się nad propozycją i go uhonorować .

Krzysztof Wojtanowski, niestrudzony kronikarz oraz alfa i omega sosnowickiego hokeja, już od lat organizuje spotkania z hokeistami oraz odkrywa nieznane fakty z historii tej sekcji. To właśnie on był inicjatorem spotkania z byłymi zawodnikami, którzy spędzili na tym lodowisku najlepsze lata w życiu sportowca. Nie wszyscy, z racji rożnych zajęć oraz samopoczucia, skorzystali z jego zaproszenia. Wojtanowskiemu należą się słowa uznania za pomysł i spotkanie, bo przecież Zimowy przy ul. Zamkowej niebawem zostanie zamknięty na cztery spusty i ma być wyburzony. Takie są plany. Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się pewnie w przyszłym roku.


Fot. PZHL/Michał Chwieduk