Głośno o tym nie mówili

Janusz Bodzioch pracował w klubach z ekstraklasy czy jej zapleczu, a w tym sezonie pomógł Unii Turza Śląska w awansie do trzeciej ligi.


Kojarzony jest głównie z pracą na wyższych szczeblach – Piaście Gliwice, GKS-ie Katowice czy GKS-ie Jastrzębie. Od kilku dni może też pochwalić się największym możliwym sukcesem na poziomie piłki wojewódzkiej. Janusz Bodzioch jako dyrektor sportowy Unii Turza Śląska mógł w minionym tygodniu świętować awans do III ligi.

Musiał się hamować

– Tak naprawdę uczyłem się czwartej ligi, nie pracowałem nigdy na takim poziomie i czasem musiałem się hamować, zdając sobie sprawę, że to nie ekstraklasa czy jej zaplecze – mówi Bodzioch. – Ale dla mnie to nie był problem. Zaczynałem przecież przygodę z piłką od A-klasy, Jadowiczanki Jadowniki. Niektórzy może pamiętają nasz słynny mecz w Pucharze Polski z łódzkim Widzewem, który był wtedy w półfinale Pucharu Europy, pokonał Liverpool, a potem przyjechał do nas pod Brzesko. Na YouTube pojawił się niedawno reportaż na zbliżającą się 40. rocznicę tego wydarzenia, zapraszam do oglądania. Przechodziłem zatem przez niskie szczeble, różne ligi i potrafię je zrozumieć. Jako zawodnik i dyrektor sportowy dotarłem do ekstraklasy, która stawia inne wymagania i jest w pełni zawodowa, dlatego potrafię docenić to, co dzieje się w Turzy – zaangażowanego prezesa Reka i zawodników, których większa część jest zatrudniona w jego firmie, a po pracy ma radość z gry w piłkę.

Gdy wskoczyła ósemka…

Droga Unii do niezwykle dramatycznego (1:2, 4:1 po dogrywce) barażu ze Szczakowianką Jaworzno i triumfu w silnej IV lidze śląskiej była bardzo kręta.
– Cały zespół, sztab szkoleniowy, prezes, chłopaki dokonali czegoś, co wydawało się mało prawdopodobne w momencie, gdy zimą przychodziłem do klubu – dodaje Janusz Bodzioch. – Mieliśmy wtedy 4 punkty straty do Polonii Łaziska Górne, a skończyliśmy sezon zasadniczy z 7 punktami przewagi, co otwarło nam drogę do barażowego dwumeczu ze Szczakowianką Jaworzno, czyli bardzo wymagającym przeciwnikiem. Oba spotkania były bardzo emocjonujące i to rywale znajdowali się już w bardzo komfortowej sytuacji. Wygrali u siebie 2:1, u nas prowadzili 1:0, ale gdy na tablicę świetlną wskoczyła „ósemka”, losy barażu się odwróciły. Tak jak po 80 minucie my traciliśmy gole w Jaworznie, tak na naszym boisku okazało się odwrotnie, a w dogrywce chłopcy przypieczętowali ten duży sukces. Mieliśmy szeroką ławkę rezerwowych, tym dominowaliśmy.

Znają się 23 lata

Drużynę z Turzy do trzeciej ligi wprowadzało… trzech trenerów. Marek Hanzel musiał zawiesić pracę z powodu wypadku, Ryszard Wieczorek otrzymał propozycję nie do odrzucenia z Arki Gdynia, a w ostatnich 12 meczach sezonu dzieła poprzedników dopełnił Seweryn Gancarczyk, dla którego był to debiut w samodzielnej pracy szkoleniowca na takim poziomie.

– Dziękuję za to Sewerynowi – przyznaje Janusz Bodzioch. – Znamy się blisko 23 lata, graliśmy razem w Hetmanie Zamość. Wtedy był bardzo, bardzo młodym człowiekiem, dziś jest tylko młodym. Zadzwoniłem do niego, gdy wraz z Marcinem Prasołem zakończył pracę w Łęcznej. Odparł, że może pomóc. Wyrazy wdzięczności, że podjął się tego zadania. Podszedł do niego ze spokojem, wyrachowaniem, wyhamowując nasz trenerski kołowrotek, gdy – jak się śmieję – wypromowaliśmy Ryśka Wieczorka do Arki. Wspólnie dokonaliśmy tego, co nie było aż tak mocno planowane. Ani ja, ani prezes Rek, głośno nie mówiliśmy o awansie, tylko stąpaliśmy twardo po ziemi. To raczej czwartoligowe środowisko upatrywało w nas faworyta.

Rewolucji nie będzie

Teraz przed klubem spod Wodzisławia wyzwanie III-ligowe, którą znają już z lat 2016-18. – Dotąd nawet jeśli dzwonili do mnie zawodnicy chętni grać w Unii, dziękowałem im za zainteresowanie, ale od środowego wieczoru śmiało mogę już odbierać telefony i rozmawiać o konkretach – zaznacza dyrektor turzan.


Czytaj także:


– Ale spokojnie, rewolucji u nas nie będzie. Nie przewidujemy dużych zmian, raczej korektę kadry o 2-3 nazwiska, o których w tej chwili jeszcze nie chcę mówić. Nasz klub jest amatorski, ale większość zawodników miała do czynienia z większą piłką. Ci, którzy nie mieli, teraz wywalczyli miejsce na pierwszym schodku szczebla centralnego. Tym najmłodszym życzę, by się na nim nie zatrzymali, tylko dzięki Unii z czasem poszli w górę.


Na zdjęciu: Janusz Bodzioch (z lewej) tuż po szczęśliwym zakończeniu sezonu mógł wyściskać się z prezesem Zenonem Rekiem.

Fot. Maciej Grygierczyk


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.