Z „Gancarem” do trzeciej ligi

Seweryn Gancarczyk zanotował swój pierwszy duży sukces w roli trenera. Po zwycięskim barażu ze Szczakowianką Jaworzno były reprezentant Polski dziękował i gratulował swym poprzednikom oraz żałował… rywali.


Z reprezentacją Polski był na mundialu w Niemczech, latami wyrabiał sobie silną markę w lidze ukraińskiej, z Lechem Poznań sięgnął po mistrzowski tytuł. Seweryn Gancarczyk 15 miesięcy temu kończył barwną piłkarską karierę symbolicznym występem w derbach Katowic między Podlesianką i Rozwojem, czyli klubami, którym w jesieni zawodniczego żywota miał wiele do zawdzięczenia. Rok temu z trampkarzami Rozwoju awansował do wojewódzkiej pierwszej ligi, potem – już w pierwszej lidze seniorów – był prawą ręką Marcina Prasoła w sztabie szkoleniowym Górnika Łęczna. Teraz może pochwalić się pierwszym poważnym trenerskim sukcesem. Seweryn Gancarczyk w środowy wieczór świętował z Unią Turza Śląska awans do III ligi, do której przepustką okazał się niesamowity baraż ze Szczakowianką Jaworzno.

Fantastyczne zmiany

– Jeśli awansować, to tylko w takim stylu. Emocji było co niemiara – uśmiechał się „Gancar”, a to i tak… mało powiedziane. W pierwszym meczu, sobotnim w Jaworznie, jego drużyna mogła zapewnić sobie komfortowe położenie przed rewanżem, ale wskutek dwóch bramek straconych w końcówce przegrała 1:2. W środę do 85 minuty przegrywała 0:1 i nic nie wskazywało na happy end, ale dała radę doprowadzić do dogrywki, a w niej strzelić jeszcze 2 gole i wygrać 4:1.

– Przed meczem mówiłem chłopakom, nawiązując do meczu reprezentacji Polski, że zawsze gra się do ostatniego gwizdka sędziego. Wszystko może się zdarzyć. Awansowaliśmy w takich okolicznościach, że naprawdę trudno w to uwierzyć. Muszę się obudzić, powoli to do mnie dociera… – nie krył 41-latek, który na boisku był nieustępliwy i tym cechował się też w środę zespół Unii.


Czytaj także: Turza Śląska znów ma III ligę!


– Gdy jest 85 minuta i potrzebujesz dwóch goli, by przynajmniej doprowadzić do dogrywki, to wiara na pewno ulatuje. Ale futbol jest nieprzewidywalny i dlatego taki piękny – mówił Gancarczyk, który pomógł swojej drużynie trafionymi zmianami. Michał Gałecki strzelił dwa gole, Patryk Dudziński dołożył jednego, ofensywę bardzo podkręcił też Dawid Pawlusiński.

– Fantastyczna reakcja zespołu, fantastyczne zmiany. Chłopcy, którzy wchodzili, ożywili grę. Doprowadziliśmy do remisu, potem do dogrywki i nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego jej początku niż gol na 3:1. Szczakowianka nie poddawała się, ale podcięliśmy jej skrzydła. Wiedzieliśmy, że im bliżej będzie 120 minuty, tym więcej będzie okazji do kontr i którąś trzeba będzie wykorzystać. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężkie spotkanie, że Szczakowianka nie zmieni swojego stylu, licząc na szybkie ataki i stałe fragmenty. Dopisało nam trochę szczęścia, ale to samo mogli o sobie mówić rywale po pierwszym meczu – analizował trener drużyny spod Wodzisławia.

Ktoś poszkodowany

Gancarczyk docenił też rywali.

– Szkoda Szczakowianki. Dziękuję jej, trenerowi Cygnarowi, za dobry dwumecz. Zasłużyła na awans tak jak my. To niesprawiedliwe – jeśli ktoś wygrywa swoją ligę, powinien awansować, bo po to przecież walczy się przez 30 kolejek, by osiągnąć swój cel. Skoro jesteś najlepszy, to zasłużyłeś na wyższą ligę. A tak, zawsze ktoś u nas jest poszkodowany. Cieszę się, że to my wyszliśmy z tego barażu zwycięsko – mówił trener Unii, a w tym miejscu można wspomnieć, że jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego i w życie za dokładnie tydzień wejdzie reforma planowana przez Śląski ZPN, tegoroczny baraż był przedostatnim. Od sezonu 2024/25 IV liga będzie się składać już tylko z jednej grupy, której zwycięzca uzyska promocję do III ligi.

Tak jak teraz przegrany barażu czuje gorycz, tak dla zwycięzcy awans ma tym słodszy smak.

– Niezmiernie się cieszę i chcę podziękować przede wszystkim chłopakom, zawodnikom. Wykonali kapitalną pracę w tych 10 meczach oraz barażu, odkąd tu trafiłem. Przyjemność takich chłopców prowadzić. Zawsze powtarzam, że wolę, by zawodnik miał mniejsze umiejętności, ale większe serducho, walczył do końca. Dziękuję kibicom, prezesowi Rekowi, dyrektorowi Bodziochowi i sztabowi za to, że razem osiągnęliśmy cel – zaznaczał Seweryn Gancarczyk.

Dżentelmeńska umowa

Nie zapominał też o swoich poprzednikach: Marku Hanzelu, który zimą musiał rozstać się z klubem po pechowym wypadku oraz Ryszardzie Wieczorku, po którego sięgnęła w środku sezonu Arka Gdynia.

– Zastałem w Turzy fajną drużynę. Dziękuję trenerom Hanzelowi, Wieczorkowi, bo trenowali tych chłopaków, byli z nimi, przygotowywali ich. Gratulacje dla nich. Są częścią tego sukcesu – podkreślał obecny szkoleniowiec Unii, dla którego samodzielna praca w III lidze będzie pierwszym tego typu trenerskim wyzwaniem.

Zapytany o przyszłość, odpowiedział: – Zależała od awansu. Miałem tu dżentelmeński układ, że jeśli nie awansujemy, to się rozstaniemy. A jeśli wykonamy cel, będziemy rozmawiać o tym, co dalej. Pogadamy, pożyjemy, zobaczymy… – zawiesił głos Seweryn Gancarczyk.


Na zdjęciu: Seweryn Gancarczyk w Turzy znalazł się w kwietniu. Dokończył pracę swych poprzedników: Marka Hanzela i Ryszarda Wieczorka, którzy rozstawali się z klubem z przyczyn innych niż wyniki.
Fot. Maciej Grygierczyk


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.