Jarosław Rzeszutko: Każda porażka jest bolesna

Rozmowa z Jarosławem Rzeszutką, napastnikiem GKS-u Tychy.


Niedawno obchodził pan 34. urodziny. I imponuje pan formą…

Jarosław RZESZUTKO: – Jej szczyt dopiero nastąpi (śmiech). A tak na poważnie – to tylko liczba, choć niedawno sobie uświadomiłem, że jestem najstarszy w drużynie. Nie czuję swoich lat, ale fakt pozostaje faktem, że jestem dojrzałym hokeistą, mającym za sobą spore doświadczenie ligowe i reprezentacyjne. A o formę trzeba dbać w każdym wieku, by być pełnoprawnym członkiem takiej drużyny, jaką jest GKS Tychy.

Rok temu, mniej więcej o tej samej porze, był pan smutny, zafrasowany i… podpierał bandę. Teraz jest zupełnie inaczej, jest pan ważną postacią drużyny. Skąd ta zmiana?

Jarosław RZESZUTKO: – Nie miałem radości z tego, co robiłem, nie było błysku w oczach. Pracowałem jak zawsze, ale przez niektórych w klubie nie byłem mile widziany, stąd też brała się frustracja. W głowie cały czas mi kołatało dlaczego tak jest. Trenowałem sumiennie, starałem się rzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Przetrwałem ten trudny dla mnie, teraz więc cieszę się z każdego treningu i meczu. Czuję się częścią tej drużyny, jestem za nią również odpowiedzialny. Nie ukrywam, że GKS jest moim sercu.

Czy mocno się różnią obecne treningi pod kierunkiem trenera Krzysztofa Majkowskiego od tych za czasów trenera Andreja Gusowa?

Jarosław RZESZUTKO: – Nie chciałbym dokonywać takich porównań, bo każdy z trenerów ma swoją wizję pracy i pragnie wpłynąć na funkcjonowanie i styl drużyny. Trenujemy równie ciężko, ale teraz robimy rzeczy, które są nam potrzebne, by dobrze grać w hokeja. Jestem przekonany, że praca wykonana w okresie przygotowawczym przyniesie nam na zakończenie sezonu wymierny efekt.

Występuje pan z dwoma młodymi zawodnikami. Odpowiada panu rola mentora?

Jarosław RZESZUTKO: – Jeszcze do niedawna występowałem z Kacprem Gruźlą i Jankiem Krzyżkiem; obaj zaliczyli w gole w ekstralidze, z moich podań. Cieszę się, że wychowankowie są otaczani szczególną opieką. To ważne, by znaleźli dla siebie miejsce w drużynie, bo są szczególnie emocjonalnie z nią związani. Gdy wchodziłem do seniorskiej drużyny Stoczniowca Gdańsk (jest wychowankiem tego klubu – przyp. red.), również miałem swoich opiekunów. Grałem ze Zdenkiem Juraszkiem, który przypominał naszego Alexa Szczechurę, a podawał tak, że wystarczyło tylko dostawiać kij, by zdobyć gola. Takim moim przewodnikiem był również Roman Skutchan. Patrząc zatem na swoien doświadczenia, bardzo doceniam wagę opieki nad chłopakami wchodzącymi do drużyny seniorskiej.

Czy pamięta pan, kiedy GKS Tychy stracił siedem goli na własnej tafli?

Jarosław RZESZUTKO: – Nie pamiętam… Po porażce z Jastrzębiem (2:7) przeżywam, podobnie jak koledzy, trudne chwile i tak będzie do następnego, piątkowego meczu – z GKS-em Katowice. Zdecydowanie powinniśmy lepiej zagrać. Dzień po meczu już na chłodno muszę powiedzieć, że źle reagowaliśmy na wydarzenia na lodzie. Jeżeli sędziowie popełniają błąd, a przecież czasami się to zdarza, wówczas 20 zawodników jest wyprowadzonych z równowagi, zaczynają niepotrzebne dyskusje i utarczki słowne. To była dla nas surowa lekcja, bo przez naszą głupotę najpierw odcięto nam prąd, a w samej końcówce zgaszono światło. A przecież prowadziliśmy 2:1 i mieliśmy okazje. Nawet gdy przegrywaliśmy 2:3, to mieliśmy pomysł na grę, powinniśmy go tylko realizować. Mieliśmy wystarczająco czasu, by odwrócić losy spotkania. Przecież mamy wiele przykładów, gdy przegrywaliśmy 0:2, a potrafiliśmy odwrócić losy spotkania. I tak było ostatnio, dla przykładu, w Krakowie, gdzie ostatecznie wygraliśmy 4:2.


Czytaj jeszcze: Bezradność mistrzów

Po meczu z Jastrzębiem w szatni zapewne dudniło od mocnych słów?

Jarosław RZESZUTKO: – Nikt z nas nie stanął na wysokości zadania i z tego powodu byliśmy wściekli na siebie. Trener też był zły i podejrzewam, że do następnego meczu nie będzie nam szczędził gorzkich słów. Nie mieliśmy żadnych argumentów, choć nawet przy stanie 2:5 jeszcze próbowaliśmy atakować. No ale rywale byli dobrze zorganizowani. A ponadto proszę pamiętać, że graliśmy z Jastrzębiem, zespołem z wysokim aspiracjami. Oczywiście, wszyscy kiepsko się czujemy po tej porażce, ale tym bardziej z niecierpliwością czekamy na derby z Katowicami oraz na wyjazd do Nowego Targu. Nie ma nic lepszego, by poprawić swój nastrój wygranymi z silnymi rywalami. Jestem przekonany, że z tej lekcji wyciągniemy wnioski i szybko się odbudujemy. Muszę jednak przypomnieć, że sezon jest długi mamy sporo grania i zobaczymy jak drużyny będą się prezentowały na finiszu sezonu na przełomie marca i kwietnia. Wierzę, że to będzie najlepszy czas dla naszej drużyny.


Na zdjęciu: Jarosław Rzeszutko jest przekonany, że drużyna szybko powróci do równowagi i zacznie wygrywać.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus