JKH GKS Jastrzębie. Ten pierwszy raz…

Superpuchar już mamy, na złoto czekamy – tak pewnie śpiewali kibice JKH GKS Jastrzębie we wtorkowy wieczór!


Szybko, szybko, spotykamy się w szatni, poganiali się nawzajem hokeiści, już gdzie panował radosny gwar. W końcu gdy wszyscy się zebrali, drzwi szczelnie zostały i zapadła głęboka cisza. A po chwili chór krzyczał: Jastrzębie, Jastrzębie! Superpuchar dla Jastrzębia! – tak właśnie świętowała ekipa jastrzębskiego klubu JKH GKS zdobycie po raz pierwszy Superpuchar Polski. – Do północy cieszymy się z wygranej, a potem przygotowujemy się do kolejnego ważnego ligowe starcia – stwierdził Łukasz Nalewajka, strzelec pierwszego gola, zaś zwycięskiego zdobył jego brat bliźniak Radosław. Trener Robert Kalaber, przysłuchujący się z boku tej wypowiedzi pokiwał z aprobatą głową i dodał: – taki sukces buduje zespół i chłopaki są świadomi tego co mają do wykonania w tym sezonie.

Odrobiona lekcja

Szkoda, że pucharowe starcie w Tychach odbywało się przy pustych trybunach, ale najważniejsze, że była transmisja w TVP Sport. To była częściowa rekompensata dla kibiców – mówili działacze jednego i drugiego klubu.

– To dla nas niesłychanie ważne wydarzenie dla nas, naszych sponsorów, ale również dla kibiców, którzy nas wspierają na każdym kroku – dodał słowacki szkoleniowiec. Na szczęście wszyscy nieobecni w Tychach mogli zobaczyć w telewizji te potyczkę i uważam, że obie drużyny zaprezentowały się nieźle.

W niedzielę o ligowe punkty GKS Tychy wygrał w Jastrzębiu 1:0 i w nim upatrywaliśmy faworyta tej pucharowej potyczki. Krzysztof Majkowski, trener tyszan, dzień przed meczem uprzedzał, że szansę obu drużyn są równe i o końcowym sukcesie zadecydują drobne detale. I tak też się stało.

– Ta niedzielna lekcja została solidnie odrobiona i mamy tego dowody – uśmiechnął się Kalaber. – Podczas analiz wideo pokazaliśmy chłopakom, że trzeba solidnie pracować przed bramkarzem i uderzać z każdej nadarzającej się okazji. Tego w przegranym spotkaniu nie było, ale tym razem chłopaki przeszkadzali, ograniczali pole wiedzenia bramkarzowi. Mieliśmy przewagę i kilka okazji do strzelenia, ale gdy tyszanie objęli prowadzenie to miałem przez chwilę zwątpienia czy nie powtórzy się historia z poprzedniego meczu.

Muszę pochwalić chłopaków z IV formacji, bo oni zdobyli dwa kluczowe gole. Łukasz wyrównał, a Radek dodał zwycięskiego, a ponadto trafił również Maciek Urbanowicz. Pozostali również zasłużyli na słowa uznania, bo jako drużyna dobrze graliśmy w osłabieniach, choć niektórych wykluczeń można było uniknąć. Jednak w ferworze walki zawsze zdarzy jakiś niepotrzebny błąd.

Mobilizacja w szatni

Gdy się traci gola na zaledwie 36 sek. przed syreną na przerwę to zjeżdża się z lodu wściekły na cały świat i głowie się kotłują różne myśli.

– Wbrew pozorom w szatni było spokojnie i każdy sobie powtarzał: grajmy swoje – wyjawia Łukasz Nalewajka. – A ponadto każdy z nas był świadomy, że zostało nam 40 minut gry i wszystko można odrobić oraz pokazać się z jak najlepszej strony. Byliśmy bardzo zmotywowani kiedy doprowadziłem do wyrównania to wówczas nastąpiło przełamanie. Wstąpiły w nas dodatkowe siły i były tego efekty. Szybko stracony gol na 2:2 to wynik chwilowej dekoncentracji. Takich momentów w przyszłości musimy się wystrzegać, bo takiej drużynie jak nasza to nie powinno się zdarzać. Przy tak nikłym prowadzeniu 3:2 trzeba było uważać, by nie popełnić błędów. A ponadto nie chcieliśmy oddać inicjatywy rywalowi i stąd też dużo jeździliśmy, stosowaliśmy pressing, a przede wszystkim nie mogliśmy kombinować. Staraliśmy grać krążkiem uważnie, po bandzie i wytrącać z rytmu rywala. Chcieliśmy zmęczyć tyszan i to chyba w jakieś mierze nam się udało.

Historyczne wydarzenia

W życiu ważne są tylko chwile – śpiewał swego czasu legendarny Ryszard Riedel z kultowym zespołem Dżem. Te słowa pasują jak ulał do tego co się wydarzyło na Stadionie Zimowym w Tychach.

– Po raz pierwszy sięgnęliśmy po Superpuchar Polski i są powody do dumy – mocno akcentuje napastnik JKH GKS-u. – A przecież ten sezon jest niecodzienny, a może nawet historyczny, bo przecież tak wiele się wydarzyło, a nie wiemy co nas jeszcze czeka. Przerwa w przygotowaniach letnich, przekładane mecze ligowe – to wszystko nie sprzyja stabilnej formy. Już koncentrujemy przed meczem z silnym rywalem, a wieczorem dzień przed meczem otrzymujemy informację o jego odwołaniu. Trenerzy są w poważnych kłopotach, bo nagle muszą zmienić cały cykl treningowy i dostosować go do nowych warunków.

– Najważniejsze, że gramy i cieszmy się z tego – wpada w słowo trener Kalaber. – W przygotowaniach nam wypadły 3 tygodnie, ale w trakcie ligowej rywalizacji już to nadrobiliśmy. Myślę, że teraz jesteśmy na właściwej ścieżce i czekamy na kolejne ligowe potyczki.

Aura sukcesu?

We wtorkowy wieczór wokół jastrzębskiej aura sukcesu, bo przecież zdobycie pierwszego skalpu w sezonie to zapowiedź kolejnych. Puchary już mamy na złoto czekamy – to slogan, który śpiewają kibice przy takich okazjach…

– Daleki jestem o deklaracji, ale my mamy swojej plany oraz marzenia i będziemy je zrealizować – uśmiecha się sympatyczny Łukasz. – Oczywiście, że chcielibyśmy zagrać o złoto w finale mistrzostwo kraju, ale to jeszcze daleka droga. A dlaczego nie mielibyśmy grać o złoto? Przecież stać nas na to! Jednak na razie chcemy się skupić na tym co mamy do wykonania w piątek w meczu z trudnym rywalem z Oświęcimia. To przecież również kandydat do gry w finale.


Czytaj jeszcze: Radość w Jastrzębiu!

– W naszej lidze jest kilka mocnych drużyn i z każdym trzeba się pokazać z jak najlepszej strony i nie może być mowy o taryfie ulgowej – uzupełnia słowacki szkoleniowiec. – Musimy być czujni na każdym kroku, starać się zaskoczyć rywala niekonwencjonalną akcją i najlepiej strzelić pierwsi gola. Jednak nie zawsze nasze życzenia się spełniają – uśmiecha się na pożegnanie trener.

Ekipa JKH GKS Jastrzębia świętowała skromnie, bo hokeiści byli już myślami przy kolejnym meczu. I niech już tak zostanie do końca sezonu – mówi wszyscy zjednoczeni wokół sportu!


Na zdjęcie: „Rodzinne” zdjęcie JKH GKS Jastrzębie po pierwszym sukcesie w tym sezonie i, jak zapewniają jego autorzy, nie ostatnim!

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus