Justyna Święty-Ersetic: Nie wierzę, że trzy razy można uniknąć kontroli!

Rozmowa z Justyną Święty-Ersetic, liderką światowych list sezonu w biegu na 300 metrów.


Mistrzyni świata na 400 metrów z Dauchy Salwa Eid Naser z Kataru grozi dwuletnia dyskwalifikacja, bo trzykrotnie w ciągu roku kontrolerzy antydopingowi nie spotkali jej w miejscu, w którym miała przebywać. Czy pani też się to zdarza?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Absolutnie nie! Pilnuję tego. Oczywiście miałam wpadki typu, że zapomniałam zmienić informacje w systemie ADAMS (Anti-Doping Administration & Management System, w którym czołowi sportowcy informują o miejscu swojego pobytu – przyp. red.), ale nie zdarzyło mi się uniknąć kontroli. Staram się pamiętać, by na bieżąco uzupełniać informacje o swojej lokalizacji.

Inny „zdumiony”, mistrz świata na 100 metrów Amerykanin Christian Coleman żalił się, że kontrolerzy do niego nie dzwonili, gdy on był akurat w sklepie…

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Raz na pewno każdemu może się zdarzyć. Pamiętam, że miałam kiedyś farta na zgrupowaniu w Spale – ale nie z mojej winy. Kontrolerom na recepcji podano zły numer pokoju, więc mnie w nim nie znaleźli, było jakieś zamieszanie, szukali mnie. I gdy już mieli wyjeżdżać, znaleźli mnie na stołówce. Czasami zdarzają się takie sytuacje, ale nie wierzę, że przypadkiem coś podobnego może przytrafić się trzy razy.

Tak uczciwie – czy to ciągłe pilnowanie, by nie ominąć kontroli, nie jest uciążliwe?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Na pewno, trzeba o tym po prostu pamiętać. Na ogół raz na kwartał uzupełniamy dzienniczek pobytu, a nie da się tego zaplanować z takim wyprzedzeniem co do dnia. Dlatego należy systematycznie go zmieniać, wprowadzać zmiany. Najgorzej, gdy nieraz z dnia na dzień zmieniają się plany i miejsce pobytu, wtedy zdarza się, że w nocy mam nagłe przebudzenie – o kurczę, muszę szybko to uzupełnić! Ale służy do tego specjalna aplikacja, wchodzę w telefonie i nanoszę. Z drugiej strony rozumiem to – musi być coś takiego, żeby rywalizacja była fair play.

No właśnie. Inni sportowcy nie przebierają w słowach – mówią, że żeby uniknąć trzech kontroli trzeba być albo oszustem, albo idiotą.

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Nie chciałabym nikogo oczerniać czy oskarżać, ale coś w tym jest. To jest walka nie fair, zarówno w stosunku do siebie, jak i do pozostałych sportowców, po prostu nie w porządku.

Kiedy pani ostatnio miała taką wizytę?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – W czasie pandemii nie miałam kontroli. Ostatnią przeszłam w sezonie halowym, przyjechali do mnie w styczniu na zgrupowanie aż do Republiki Południowej Afryki. Od tego czasu do minionej soboty cisza, ale teraz mam dziwne przeczucie, że do Zakopanego, gdzie będę trenować od 28 czerwca, kontrolerzy zawitają.


Przeczytaj jeszcze: Święty-Ersetic najszybsza na świecie


Sobotni maraton – biegi na 100, 300 i jeszcze w roli zająca na 600 m – zniosła pani zadziwiająco dobrze. I jest pozycja liderki na listach światowych na 300 m z czasem 37,05.

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Oczywiście, gdybym zobaczyła 36 z przodu byłabym bardziej zadowolona, ale jest ok. Jestem na razie nr 1, ale to wynika z tego, że zawodów na razie jest bardzo mało i wyników – nie oszukujmy się – nie jest zbyt wiele. W sobotę przyjmijmy, że to był drugi start w tym roku, choć pierwszy na zawodach.

Dokładnie rok temu w Ostrawie biła pani życiówkę na 300 metrów czasem 36,50.

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Ale wtedy byłam na zupełnie innym etapie przygotowania i miałam za sobą kilka startów, to przez nie dochodzę do formy. Teraz zawodów brakuje, więc nie ma się co porównywać do siebie sprzed roku. Ale w porównaniu do sprawdzianu sprzed trzech tygodni na Śląskim (Święty-Ersetic uzyskała 37,44 – przyp. red.) jest progres. Mam nadzieję, że forma najwyższa będzie w sierpniu, kiedy sezon startowy ruszy na dobre.

Jest pani zadowolona z wyniku 12,10 na 100 metrów?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Jak najbardziej, nie spodziewałam się, że tak szybko pobiegnę i będę dążyć do tego, żeby w przyszłości zejść poniżej 12 sekund.

A rola „zająca” dla Joanny Jóźwik – była obciążeniem?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Trochę obawiałam się, jak mój organizm zareaguje po biegu na 300 metrów, które pół godziny wcześniej zrobiłam na maksa, ale okazało się, że było zadziwiająco dobrze. Oczywiście, poprowadzić dla kogoś bieg na określony wynik to jest odpowiedzialność, ale ja akurat nie mam z tym problemu, robiłam już to kiedyś i potrafię utrzymać tempo przez cały dystans.

Cieszy się pani na pierwsze zgrupowanie w czasach pandemii?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Przyznam, że nie za bardzo mi się chce wyjeżdżać z Raciborza, bo zasiedziałam się w domu, zasmakowałam trochę innego życia, spokojnego, nie musiałam żyć na walizkach i ciągle się przepakowywać. Ale czas wrócić do naszej „normalności”. Fajnie, że spotkam się z dziewczynami, m.in. z Gosią Hołub-Kowalik. W Zakopanem na pewno nie będziemy chodzić po górach, ale będę mieszkać w pokoju hipoksyjnym, w którym można ustawić warunki tlenowe panujące w w wysokich górach.