Komentarz „Sportu”. „Mordercze” puchary

Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby Lech Poznań, Raków Częstochowa i Lechia Gdańsk rywalizowały w angielskiej Premier League, już w połowie tych rozgrywek „wyzionęłyby ducha”.


Taki wniosek należy wysnuć, biorąc pod uwagę fakt, że wymienione drużyny przełożyły swoje mecze już w 2. kolejce PKO BP Ekstraklasy. Tylko Pogoń Szczecin zachowała się jak na prawdziwego mężczyznę przystało i nie robi uników w lidze.

Sezon jeszcze na dobre się nie zaczął, a „bohaterowie” już są zmęczeni. Śmiechu warte, gorzej – żałosne. Wszystkie wymienione kluby uważają się za profesjonalne, ich piłkarze nie mają dodatkowej pracy w zakładach produkcyjnych itp., więc w czym problem? Z jakiego powodu zawodnicy mieliby być przemęczeni już w lipcu? No chyba, że zmęczeni już się urodzili… Ale wtedy z odsieczą mogą pospieszyć im fizjoterapeuci i dzięki odnowie biologicznej postawią ich na nogi.

We współczesnym futbolu gra co trzy dni jest chlebem tak powszednim, że nie zasługuje nawet na drgnienie powieki. Ale w polskich zespołach z tego powodu wybucha panika. Skoro tak, na usta aż ciśnie się pytanie: jeżeli występy w europejskich rozgrywkach pucharowych są dla naszych drużyn prawdziwą zmorą i krzyżem pańskim, to po jaką cholerę się tam pchają? Zasada jest prosta – jeżeli nie stać cię na kupno mercedesa lub astona martina, to jeździj oplem corsą. Proste jak konstrukcja cepa.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus