Lech chce podtrzymać europejską serię

Choć trudno w to może uwierzyć, jakiś polski klub ma w Europie pozytywną passę. Jest nim Lech Poznań, który w przeszłości pokazywał, że jeśli ma okazję trafić do fazy grupowej, robi to.


Największe nadzieje dotyczące polskiego awansu do fazy grupowej jakichkolwiek europejskich pucharów, z oczywistym naciskiem na Ligę Europy, zawsze wiąże się z Legią Warszawa, co można logicznie uzasadnić. W końcu jest to klub teoretycznie najmocniejszy w ekstraklasie, a już na pewno najbogatszy, co w dzisiejszym futbolu ma kluczowe znaczenie. Jednak obok Lecha także nie można przejść obojętnie.

Skuteczni w awansach

Forma „Kolejorza” w tegorocznych eliminacjach może imponować. W trzech dotychczasowych meczach poznaniacy strzelili aż 11 goli, a nie stracili żadnego. Nie grali także z samymi „ogórkami” – pomijając już fakt, że za takowych można w Europie uznawać Polaków – bo przecież musieli udać się na niewygodne wyjazdy do szwedzkiego Hammarby i cypryjskiego Apollonu Limassol. Zachowanie czystych kont we wszystkich tych spotkaniach jest naprawdę imponujące, tym bardziej, że przecież Lech to wciąż drużyna bardzo młoda.

Jutro wicemistrzowie Polski zmierzą się z belgijskim Royal Charleroi, który doświadczenia w europejskich pucharach ma jeszcze mniej od nich. W minionych latach rywal tylko raz zagrał w eliminacjach Ligi Europy, a poprzednie rozgrywki ligowe zakończył na trzecim miejscu w tabeli – które było ich drugim najlepszym wynikiem w historii, po wicemistrzostwie z 1969 roku.

Lech w ostatnich sezonach także nie imponował na europejskim froncie, ale w fazie grupowej Ligi Europy – czy wcześniej Pucharu UEFA – miał już okazję wystąpić. I trzeba przyznać, że awansował do niej w całkiem regularnym stylu! „Kolejorz” do ostatniej fazy poszczególnych eliminacji docierał w ostatnich dwunastu latach czterokrotnie, co trzy razy zakończyło się awansem do właściwej części turnieju. W Poznaniu mogą więc mówić o 75-procentowej skuteczności i o tym, że jeśli już taką okazję mają, to do tych pucharów faktycznie trafiają.

Trzy pucharowe lata

W 2008 roku, jeszcze w Pucharze UEFA, w decydującym dwumeczu Lechowi przyszło mierzyć się z Austrią Wiedeń. Nie był to łatwy pojedynek, a o jego rozstrzygnięciu musiała decydować dogrywka, w której o euforię wielkopolskich kibiców zatroszczył się Rafał Murawski – zwycięskim trafieniem w 121. minucie. Rok później „Kolejorz” ponownie stanął przed szansą wejścia do debiutujących wówczas rozgrywek Ligi Europy, ale po konkursie rzutów karnych lepsi okazali się Belgowie z Club Brugge.

Trzeci z rzędu sezon ponownie zaprowadził Lecha do pucharowej fazy play-off, gdzie po „spadku” z eliminacji Ligi Mistrzów w walce o fazę grupową Ligi Europy zagrał z ukraińskim Dniprem Dniepropietrowskiem – z rozpędzającym swoją karierę młodym Jewhenem Konopljanką. W dwumeczu poznaniacy tym razem wygrali – skromnie, bo 1:0, ale dzięki temu załapali się do turnieju, gdzie po pamiętnych, fantastycznych występach wyszli z grupy, w której mierzyli się z Juventusem, Salzburgiem i Manchesterem City.


Czytaj jeszcze: Tak pędzi lokomotywa!

Ostatnia szansa na grupę – i ostatnia wykorzystana – to rok 2015, gdy jako obecni mistrzowie Polski lechici odpali z walki o Champions League, dając sobie szansę na grę w „turnieju pocieszenia”. W decydującym dwumeczu pewnie pokonali węgierski Videoton 4:0 i awansowali do rozgrywek. Oby w starciu z Charleroi było podobnie.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus