Lech Poznań. „Wyłączyć” środkowego napastnika

Valmiera FC jest trzecim zespołem z Łotwy, z którym Lech Poznań walczy w europejskich pucharach.


W czwartek o godzinie 21.00 piłkarze „Kolejorza” rozpoczną zmagania z łotewskim zespołem Valmiera Football Club w I rundzie eliminacji Ligi Europy. Trener wicemistrza Polski Dariusz Żuraw będzie miał do dyspozycji dwóch bramkarzy i dwóch napastników, ośmiu obrońców oraz dziewięciu pomocników. W kadrze drużyny z Bułgarskiej znaleźli się prawie wszyscy zawodnicy, których pozyskano w letnim okienku transferowym. Do dyspozycji szkoleniowca lechitów będą zatem obaj bramkarze – Chorwat Marko Malenica pozyskany z NK Osijek i Filip Bednarek, który wcześniej był zawodnikiem holenderskiego Heerenveen. Przy ustalaniu składu mogą być również brani pod uwagę obrońca Alan Czerwiński (poprzednio Zagłębie Lubin) oraz napastnik Mikael Ishak (wcześniej grający w FC Nuernberg). Zabraknie natomiast czeskiego skrzydłowego, Jana Sykory. Pozyskany za milion euro ze Slavii Praga skrzydłowy dopiero w poniedziałek podpisał kontrakt na Bułgarskiej i będzie gotowy do gry od II rundy, o ile oczywiście „Kolejorz” do niej awansuje.

– Losowanie uważam za dobre, ale więcej będę mógł powiedzieć po… meczu – powiedział na konferencji prasowej przed meczem z Valmierą trener Lecha, Dariusz Żuraw.

– Przed kilkoma minutami otrzymaliśmy wyniki badań na obecność koronwirusa, wszyscy zawodnicy mieli wynik negatywny. Mam już skład w głowie, lecz go dzisiaj nie podam, bo mam w zwyczaju informować o tym najpierw piłkarzy, a dopiero potem dziennikarzy. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w meczu ligowym z Zagłębiem Lubin popełniliśmy błędy, również indywidualne, przy stałych fragmentach gry i w konsekwencji straciliśmy bramki. Przeanalizowaliśmy te sytuacje i jestem przekonany, że to się już nie powtórzy. Nasz najbliższy rywal jest niewygodny, bo co chwila zmienia ustawienie. Potrafi grać piątką, a nawet szóstką w obronie, stosuje również wariant 4-4-2, czy 4-5-1. Mają bardzo groźnego, wysokiego środkowego napastnika i na niego będziemy musieli zwrócić szczególną uwagę.


Przeczytaj jeszcze: Piorunujący finisz „miedziowych”


Los po raz trzeci skojarzył Lecha w fazie eliminacyjnej do europejskich pucharów z drużyną z Łotwy. Aktualny wicemistrz Polski ma dobre wspomnienia z wcześniejszych konfrontacji z Łotyszami. Po raz pierwszy niebiesko-biali zagrali z zespołem łotewskim w eliminacjach europejskich pucharów w… 1992 roku. Był to sezon, w którym rozgrywki Pucharu Europy Mistrzów Klubowych zostały przemianowane na znaną nam dzisiaj Ligę Mistrzów i właśnie w jej ramach w I rundzie kwalifikacyjnej rywalem „Kolejorza” było Skonto Ryga (klub przestał istnieć w 2016 roku). Pierwsze spotkanie zostało rozegrane na stadionie przy ulicy Bułgarskiej i zakończyło się wygraną gospodarzy 2:0 po bramkach Mirosława Trzeciaka i Jerzego Podbrożnego. Tydzień później na Łotwie padł bezbramkowy remis i Lech wywalczył przepustkę do II rundy eliminacji.

Na kolejną konfrontację z Łotyszami Lech czekał siedem lat. W eliminacjach do rozgrywek Pucharu UEFA sezonu1999/2000 poznaniacy trafili na nieistniejący już dzisiaj Metalurgs Lipawa. Pierwszy mecz lechici zagrali na wyjeździe i był to bardzo emocjonujący pojedynek, pełen zwrotów akcji. Polski zespół wyjechał z Lipawy na tarczy, przegrywając 2:3. Bramki dla Lecha w tamtym meczu zdobyli Maciej Żurawski i Tomasz Najewski.

W rewanżu przy Bułgarskiej lechici odrobili straty z nawiązką, zwyciężając 3:1. Łupem bramkowym podzieli się wówczas Michał Goliński, Jacek Kubicki i Jarosław Maćkiewicz.


Na zdjęciu: Trener Lecha Dariusz Żuraw zastanawia się, jak wyłączyć środkowego napastnika Valmiery.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus