Liga Europy tylko dla krezusów

Bez NMC Górnika Zabrze, Gwardii Opole i być może także żeńskiego Metraco Zagłębia Lubin – wymagania i wątpliwości związane z udziałem w EHF Lidze Europy odstraszają polskie kluby.


Dziś mija termin zgłoszeń do nowych rozgrywek, drugich w hierarchii po Lidze Mistrzów. Choć formalnie Polska miała prawo zgłosić do EHF Europa League dwie drużyny żeńskie i trzy męskie (z relegowaną z Ligi Mistrzów Orlen Wisłą Płock mogły być nawet cztery), wszystko wskazuje na to, że z przydziału skorzysta ledwie w połowie.

Wszystko rozbija się o pieniądze – europejska federacja EHF zażyczyła sobie 20 tysięcy euro „zamrożonej” na rok kaucji – oraz niejasność, co do przebiegu rywalizacji w dobie wciąż niezwalczonej pandemii. – Nie widzę na przykład przesłanek, żeby do hal szybko wrócili kibice, od marca nic się w tym względzie nie zmieniło. To dla kogo te puchary? – pyta retorycznie prezes NMC Górnika Bogdan Kmiecik, kalkulując start w fazie grupowej LE na około pół miliona złotych.

Zabójcza decyzja

Po rezygnacji zabrzan i Gwardii Opole – o czym pisaliśmy w poniedziałek – na placu boju z męskich drużyn zostają tylko Orlen Wisła Płock i Azoty Puławy. Obie mają silnych sponsorów, państwowe giganty chemiczno-paliwowe. „Nafciarze” chcą podbić nowe rozgrywki po tym, jak nie załapali się do Ligi Mistrzów, a Azoty nie po to pozyskały Michała Jureckiego i jesienią oddają nową halę, żeby chować się przed światem.

– Nam nikt nie chce pomóc, musimy liczyć tylko na siebie. Ale nie mam pretensji do kogokolwiek, zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja w gospodarce i firmach. Sam jednak odpowiedzialności na swoje barki wziąć za puchary nie mogę, dla klubu to mogłoby być zabójcze – przyznaje Kmiecik.

– Rozumiem względy ekonomiczne klubu – mówi trener NMC Górnika Marcin Lijewski. – Pod względem sportowym zaś po odejściu Szymona Sićki na papierze mamy słabszy skład. Gra w pucharach to podróże i potencjalne kontuzje, co mogłoby się odbić czkawką w superlidze. A to ona jest naszym priorytetem – dodaje szkoleniowiec brązowych medalistów ostatniego sezonu.

Za dużo niewiadomych

Rozżalenie panuje też w Opolu, bo Gwardia uczestniczyła w trzech poprzednich edycjach Pucharu EHF (teraz spadł do trzeciej ligi rozgrywek na kontynencie); w ostatniej – po pokonaniu Azotów – zakwalifikowała się do fazy grupowej.

– Chcieliśmy wciąż być obecni w Europie, bo to dla klubu i kibiców prestiżowa sprawa, wyzwala pozytywne zainteresowanie, motywację i mobilizację. Ale na dziś za dużo jest wokół Ligi Europy niewiadomych, w tym dotyczących finansów i organizacji samych rozgrywek, których przebieg może być przecież uzależniony od decyzji rządów dotyczących pandemii. Boimy się też o zdrowie zawodników – tłumaczy dyrektor Gwardii Tomasz Wróbel.

Tylko biorą, nic nie dają

Do Ligi Europy kobiet akces zgłosiła Perła Lublin, rezygnując z Ligi Mistrzyń po laniu w zeszłym sezonie (6 wysokich porażek). Pod wodzą byłego selekcjonera biało-czerwonych Kima Rasmussena i z kilkoma doświadczonymi cudzoziemkami w składzie nowe rozgrywki mają być idealnie skrojone dla mistrza Polski.

Decyzji za to wciąż nie podjął wicemistrz z Lubina… – Skoro Górnik rezygnuje, to coś znaczy, a gdzie nam tam do Górnika… – mówi prezes Metraco Zagłębia Witold Kulesza. – Koszt udziału w fazie grupowej wyliczyliśmy na 600-700 tysięcy złotych. To masę kasy, a EHF to instytucja, która tylko bierze, nic nie daje. Muszę się z tym jeszcze przespać. Na dziś jest pół na pół. We wtorek zdecyduję.


Czytaj jeszcze: Górnik i Gwardia rezygnują z pucharów


Choć kaucję na konto EHF-u trzeba wpłacić dziś, szef „miedziowych” nie zamierza się tym specjalnie przejmować. – Oni nie pogardzą dwudziestoma tysiącami euro, nawet jeżeli trafi do nich dzień później – prezes Zagłębia uśmiecha się gorzko.

Na razie nie wiadomo, ile drużyn zagra w Lidze Europy – w planach były dwie rundy eliminacji, a następnie faza grupowa z udziałem 24 ekip. Napływają jednak kolejne wieści o rezygnacjach. Skład rozgrywek EHF ma podać za tydzień, 21 lipca. Pierwsze mecze eliminacji – teoretycznie – już pod koniec sierpnia…


Komentarz Sportu

Zabijanie sportu w Wiedniu

Nie dziwię się, że polskie kluby hurtem wycofują się z europejskich pucharów. Czasy chwiejne, sponsorzy uciekają, każda złotówka na wagę złota, nie wiadomo, czy hale będą otwarte dla kibiców, nie wspominając o tym, czy jeszcze w sierpniu – kiedy to ruszyć ma nowa Liga Europy – możliwy będzie swobodny ruch między państwami, niektóre granice wciąż są przecież zamknięte. Ale do centrali europejskiej federacji piłki ręcznej EHF w Wiedniu jakoś to nie dociera – chcecie grać, dawajcie 20 tysięcy euro, na już! I się nie martwcie!

Taki Górnik może by się i szarpnął, ale ma też kłopot ze „swoją” halą, w której nie mógłby grać w fazie grupowej. To zaś dodatkowe koszty, całkiem spore. Oczywiście, nie jest winą panów w modnie skrojonych austriackich garniturach, że w Zabrzu trzeci zespół polskiej superligi rywalizuje na obiekcie ciasnym, przestarzałym, gdzie bardziej dynamiczny atak na bramkę przeciwnika grozi horrorem – zderzeniem ze ścianą, ergo wybitym barkiem lub złamanym łokciem.

Ale już w takim Opolu halę mają jak ta lala, w pucharach grali trzy sezony z rzędu, bardzo im zależało być w Europie wciąż, a jednak z bólem serca wycofują się rakiem. Dlaczego? Zawyżone i niejasne opłaty, brak transparentności w ich rozliczeniu, niedosyt informacji, wreszcie nadwerężone zaufanie. Słowa prezesa Zagłębia Witolda Kuleszy są tu znamienne: „EHF to instytucja, która nic nie daje, tylko bierze”… Wygląda na to, że wszystkie koszty rozgrywek zrzuciła na barki ich uczestników, od siebie proponując iluzoryczne nagrody dla nielicznych, wypłacone mniej więcej za rok.

Prezydenta Michaela Wiederera i jego świtę widać generalnie cechuje specyficzne zrozumienie czasów; czasów, w których w cenie powinna być akurat szczególna wrażliwość i wyczulenie na wyjątkowość okoliczności, także tych ekonomicznych. Ale gdzie tam – kluby to przecież dojne worki bez dna…

W kwietniu EHF też poszedł po najmniejszej linii oporu i zrezygnował z rozegrania eliminacji do mistrzostw świata mężczyzn – nie licząc się z nikim. My akurat dostaliśmy „dziką kartę” do Egiptu od władz światowych IHF, ale co mają powiedzieć inni? Nic dziwnego, że burzą się Macedończycy, Serbowie, Szwajcarzy… Tak właśnie odbywa się zabijanie sportu.

Teraz wygląda na to, że drugie w kolejności po Lidze Mistrzów klubowe rozgrywki na kontynencie będą tylko dla bogatych, których na dodatek nie pacnął kryzys – w Polsce co najwyżej dla tych ze wsparciem kapitału spółek skarbu państwa, jak Orlen Wisła Płock czy Azoty Puławy; bo dla tych solidnych, ale radzących sobie samemu – to już za wysokie progi.

Ciekawe jednak, ilu takich „krezusów” będzie w całej Europie? Skoro z rozgrywek wycofuje się czwarty zespół Bundesligi – TSV Hannover-Burgdorf – znaczy, że to jednak nie foch polskich biedaków, lecz coś chyba jest nie tak… Szkoda tylko piłki ręcznej, sportowców, kibiców i skradzionych emocji.


Na zdjęciu: Na kolejne starcie Górnika w pucharach z przedstawicielem Bundesligi – tutaj przed ubiegłorocznym meczem z SC Magdeburg – muszą w Zabrzu poczekać przynajmniej rok…

Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus