Ligowiec. Klasa i arogancja

Mówiąc oględnie, nasi reprezentanci w europejskich pucharach nie popisali się na krajowym podwórku. Cracovia i Lech Poznań musiały zadowolić się połowiczną zdobyczą, natomiast Legia i Piast zostały z pustymi rękami.


Trener gliwiczan Waldemar Fornalik zachował się z godnością i nie zrzucał winy za porażkę z Pogonią na zmęczenie występem w pucharowym pojedynku. – Nie ma w ogóle takiego tematu – zauważył i równocześnie wskazał winnego. – To była kwestia skuteczności, bo stworzyliśmy sobie sytuacje, po których powinny paść bramki.

Nerwy puściły za to opiekunowi mistrza Polski, Aleksandarowi Vukoviciowi. Rozumiem, że nie przywykł do porażek, zwłaszcza na Łazienkowskiej, a to zdarzyło się dwukrotnie w ciągu zaledwie kilku dni, lecz to nie usprawiedliwia lekceważenia innych, w tym dziennikarzy i kibiców.

Na konferencji prasowej zachował się dosyć arogancko, odpowiadając na jedno z pytań, w którym zacytowano wątpliwości Roberta Lewandowskiego, dlaczego polskie kluby w pierwszych meczach po okresie przygotowawczym nie potrafią „wejść” na odpowiedni poziom. „Vuko” butnie odpowiedział, że jeżeli Lewandowski tego nie wie, to on także nie wie.

Szkoleniowcowi Legii przydałoby się trochę lodu na głowę. Nie idę tak daleko, jak Dariusz Dziekanowski, który sugeruje zwolnienie Vukovicia z funkcji trenera Legii. Nie mam wątpliwości, że Serb – podobnie jak wszystkie tzw. osoby publiczne – ma wrogów, lecz powinien zapamiętać, że czasami nasi wrogowie są naszymi najlepszymi nauczycielami. I tak na marginesie – nie strzela się do wszystkich psów tylko dlatego, że jeden ma pchły.

Miniona kolejka była przekleństwem drużyn, które pełniły honory gospodarza. Tylko Zagłębiu Lubin udało się właściwie spożytkować ten atut, w pozostałych siedmiu pojedynkach goście pięciokrotnie opuszczali murawę boiska w glorii zwycięzców. Ktokolwiek wszedłby wówczas do szatni zespołu gospodarzy i ogarnął wzrokiem wszystkich zawodników, niechybnie zauważyłby, że w porównaniu z tym zgromadzeniem przeciętny zakład pogrzebowy mógłby uchodzić za wesołe miasteczko.

Niemal wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w niedzielę po raz ostatni w koszulce Lecha oglądaliśmy Kamila Jóźwiaka. 22-letni pomocnik przenosi się na Wyspy Brytyjskie, konkretnie do Derby County, w którym występuje już inny Polak, Krystian Bielik. O tym transferze szeptano nie tylko po kątach już od kilku tygodni, wychowankiem Juniora Zbąszynek zainteresowany był również Blackburn Rovers, którego wizytówką po dziś dzień jest znany łowca goli, Alan Shearer.

Wcześniej Jóźwiak był bliski przeprowadzki do Galatasaray Stambuł, ale Turcy oferowali „tylko” dwa miliony euro, podczas gdy włodarze „Kolejorza” oczekiwali sumy co najmniej dwukrotnie wyższej. Według nieoficjalnych notowań wartość Jóźwiaka szacuje się na poziomie 4 milionów euro…

Z jednej strony powinniśmy się cieszyć, że polski piłkarz znalazł przystań w o wiele lepszej lidze niż PKO Ekstraklasa, ale z drugiej pozostaje żal, że odchodzi z niej kolejny utalentowany młody człowiek, którego grę oglądało się z przyjemnością. Lech oczywiście nie będzie płakał po Jóźwiaku, bo na jego miejsce ma czeskiego skrzydłowego, Jana Sykorę, za którego „wybulił” okrągły milion euro.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus