Bez rozgrzewki. Transparent o stanie państwa

Transparenty, które pojawiły się na trybunach stadionu Legii, długo nie powinny być zapomniane. Zawarte w nich pogróżki – pod adresem ewentualnego inwestora w Polonii Warszawa i młodziutkiego, 17-letniego piłkarza, którzy przeszedł był właśnie z Polonii do Legii – jak nic nadają się na prokuratorskie dochodzenie. I nie za sprawą wniosku publicznie straszonych, obrażanych, szantażowanych, lecz z urzędu. Przekaz był przecież tak jasny i niepozostawiający wątpliwości, że czekanie na wszczęcie śledztwa mogłoby się kojarzyć z oczywistym zaniechaniem. Lub raczej zaniedbaniem. No to ciekawe, czy tak się stanie…

Te transparenty świadczą oczywiście przede wszystkim o kibolskiej mentalności. Kto nie z nimi, ten ich śmiertelny wróg, którego należy zastraszyć, zdeptać, zniszczyć… Czyli popełniać idiotyzm za idiotyzmem, głupotę za głupotą, ordynarnie kłócącymi się z istotą sportu. Normalny kibic nigdy przecież na coś takiego byłby nie wpadł, bo w całej zabawie chodzi o to, by mieć z kim walczyć, by mieć rywala, by móc cieszyć się zwycięstwami i martwić porażkami. Słowem – przeżywać te stany, które dla kibica są najbardziej naturalne.

Ale też owe transparenty mogą zaświadczać o czymś więcej, a mianowicie o stosunku autorów – i tych, którzy się z nimi identyfikują – do państwa, do prawa, do norm obyczajowych, do zwyczajnej przyzwoitości. Wrażenie pojawiające się w związku z tym jest takie, że oni – kibole – wszystko mają w czterech literach, bez strachu o konsekwencje karne i materialne, bo z góry zakładają, i najczęściej niestety mają rację, że nikt nie ośmieli się wytoczyć przeciwko nim kodeksowych armat. Ciekawe jest w tym wszystkim to, że najczęściej reprezentują i prezentują wyłącznie swój sposób myślenia i poglądy na otaczający ich świat, bo nie sposób znaleźć tysięcy lub wręcz milionów popleczników, którzy byliby się z nimi identyfikowali. Jest odwrotnie: te masy na ogół potępiają to, co dzieje się na trybunach gromadzących tak zwanych ultrasów, ale jedyne, co mogą zrobić, to potępić słownie, bo przecież żadnych innych instrumentów nie mają.

W przeciwieństwie do państwa. Jednak – jak się rzekło – państwo skutecznie unika stosowania przynależnych sobie kompetencji prawnych, traktując tego typu wydarzenia albo jako element kibicowskiego folkloru, albo jako narzędzie w rozmaitych politycznych rozgrywkach. Być może tę swoistą łagodność wzbudzają okolicznościowe historyczne i patriotyczne oprawy, choć gołym okiem widać, że często-gęsto mają one służyć jako swoiste alibi dla kibolskich środowisk.

Te widowiskowe akcje bardzo często pojawiały się (i pojawiają) na trybunach tych klubów, które były (są?) opanowane przez właściwie mafijne kibolskie macki. W tym kontekście nie sposób nie wspomnieć o tych, które oplotły Wisłę Kraków, a które nieomal nie doprowadziły do upadku tego klubu. Swego też czasu organizacje kibolskie miały bardzo silne wpływy w Lechu Poznań, czerpiąc z tego duże profity. Jest też oczywiste, że w innych klubach sprawy toczą się podobnie. Paradoksu dopełnia fakt, że często-gęsto trybuny – oprócz uprawiania „wielkiej polityki” – stają się orężem walki z prezesami lub właścicielami klubów, za których sprawą kluby utrzymują się na powierzchni ziemi.

No i wreszcie dochodzimy do tezy, że rzeczone transparenty w jakimś sensie pokazują stan państwa. Do pewnego stopnia bezsilnego, co budzi strach. Albo po prostu obojętnego, a zarazem tolerancyjnego wobec zjawisk, które z założenia powinny być tępione i ścigane. I to powinno budzić strach jeszcze większy.