Przepaść coraz bliżej

W dzień po 65 rocznicy meczu z Górnikiem, który w 1958 roku zdecydował o pierwszym w historii tytule mistrzów Polski dla łodzian, ŁKS zagra w Łodzi po raz 95 o ligowe punkty. Nie obejdzie się bez celebracji tego wydarzenia i wspomnień, o co na pewno zadba „brygada historyczna” klubu z nieocenionym strażnikiem klubowej pamięci Jackiem Bogusiakiem na czele.


Trudno się dziwić, że kibice ŁKS i ludzie związani z klubem ciągle wracają pamięcią do lat pięćdziesiątych w kontekście meczu z Górnikiem. Wszystko co najlepsze w historii wiąże się z klubem z Zabrza. Tam przecież narodzili się Rycerze Wiosny po 5:1 w 1957 roku. To z Górnikiem w tym samym sezonie ŁKS wygrał finał Pucharu Polski, a rok później bezbramkowy remis dał mistrzowski tytuł. A co teraz? Po pierwsze – luka w łódzko-zabrzańskich kontaktach, bo jeżeli pierwszy mecz obu drużyn rozegrano już w roku 1956, to tych pojedynków powinno być już grubo ponad sto. Po drugie – obniżka rangi obu drużyn w krajowej hierarchii. To w tej chwili tylko sentymentalny „klasyk”, bo sportowa wartość tego meczu jest mniejsza niż paru innych spotkań tej kolejki – trzynasta drużyna w tabeli gra z osiemnastą.

Po raz ostatni obie drużyny zagrały ze sobą w lidze 30 maja 2020 roku. Górnik wygrał 1:0, a spadek ŁKS był już wówczas przesądzony. Ligowe zwycięstwo w Łodzi kibice oglądali po raz ostatni w roku 2009, gdy ŁKS wygrał z Górnikiem 2:0. To był najlepszy sezon łodzian w XXI wieku. Tyle tylko, że po zajęciu siódmego miejsca zespół stracił ligową licencję z powodów pozasportowych i został zdegradowany. Taki jest dzisiaj los dawnych mistrzów. Odnosi się to również do Górnika, który był przecież mistrzem po raz ostatni 35 lat temu.


Czytaj także:


Nowy trener Piotr Stokowiec cudu w Poznaniu nie dokonał. Można się łudzić, że ŁKS miał w pewnym momencie szansę na wyrównanie, prawda jest jednak taka, że przegrał z Lechem zasłużenie po bezbarwnym. Kto wie czy nie po najgorszym w tym sezonie meczu. Najlepszym zawodnikiem był Michał Mokrzycki, ale on akurat w piątek nie zagra po czwartej żółtej kartce. I-ligowa obrona nie wytrzymuje tempa ekstraklasy (Dankowski, Marciniak, Monsalve, Głowacki). A wzmocniona (to słowo jest tu wyraźnie na wyrost) została zawodnikami klasy bynajmniej nie ligowej.

Pirulo i Ramirez to największe rozczarowanie. Ten ostatni strzelał kiedyś bramki Górniki zarówno w barwach ŁKS jak i Lecha, ale było to cztery lata temu. Pirulo nie trafił do bramki rywali od ostatniego meczu w I lidze z Odrą w czerwcu. W klubie zastanawiają się, co z nim zrobić, bo ma kontrakt aż do czerwca 2025. Kay Tejan jest kontuzjowany, trenuje indywidualnie i trudnie spodziewać się, że zagra w piątek…

Jeden punkt w ostatnich siedmiu meczach to bieżący, pożal się Boże, dorobek ŁKS. Ten jedyny punkt to – uwaga, uwaga – remis z prowadzącą w tabeli Jagiellonią, ale nie zmienia to faktu, że choć zima jeszcze daleko, to sanie ześlizgują się coraz szybciej w kierunku przepaści.


Fot. Adam Starszynski / PressFocus