Marcin Budziński: Głowa źle pracowała

Użyj strzałek ← → do nawigacji

Ma pan arachnofobię, czyli strach przed pająkami?

MARCIN BUDZIŃSKI: Spotkanie z większy pająkiem na pewno by do miłego nie należało. Przez cały pobyt w Australii raz miałem w pokoju pająka. Nie był to jakiś gigant, w Polsce czasem się takie widzi, ale u nas są to już największe okazy. Sprawdziłem w internecie, co to za pająk i okazało się, że potrafi ugryźć, ale nie jest groźny dla człowieka.

Jak pan go pokonał?

MARCIN BUDZIŃSKI: Klapkiem.

Jak pan generalnie ocenia pobyt w Australii?

MARCIN BUDZIŃSKI: Raczej na plus, jak każde nowe doświadczenie. Pograłem trochę w zupełnie innej lidze. Popracowałem z fajnymi ludźmi, bo klub funkcjonował wzorowo i mieliśmy wszystko, co nam trzeba. Mimo, że nie zawsze dogadywałem się z trenerem, to i tak wiele się od niego nauczyłem. W przeszłości pracował z młodzieżą Manchesteru United, od dawna pozostaje w środowisku piłkarskim brytyjskim, więc nauczył mnie, jak trenują na Wyspach i jaki jest tam styl gry

Spierał się pan z trenerem?

MARCIN BUDZIŃSKI: Nie. Mimo wszystko mieliśmy bardzo dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy. Tylko czasami postanawiał, że w tym czy innym meczu nie zagram.

W międzyczasie rozwijał się pan kulturalnie i nakręcił m.in. film, który został wyróżniony w konkursie o Powstaniu Wielkopolskim. Jedynym aktorem był Konrad Gołoś. Jakim jest aktorem?

MARCIN BUDZIŃSKI: Bardzo dobrym. Ten film nie był łatwy, bo Konrad musiał grać bez słów, samą mimiką twarzy. Nie była to łatwa rola, a spisał się bardzo dobrze. Ma taki sam udział w tym wyróżnieniu jak ja.

Kto trudniejszy we współpracy? Pan za kamerą czy Konrad jako aktor?

MARCIN BUDZIŃSKI: Dogadaliśmy się bez problemów, sprawnie nam poszło i efekt końcowy był satysfakcjonujący. Praktycznie na wszystko się zgadzał, szybko robił to, o co go prosiłem.

Dobrze, że nie było scen rozbieranych, bo na to by chyba nie poszedł.

MARCIN BUDZIŃSKI: Znając Konrada to myślę, że i wtedy by nie zaprotestował (śmiech).

Konrad jest pracownikiem Bartłomieja Bolka i to on zajmuje się pańskimi sprawami. Często się spotykacie?

MARCIN BUDZIŃSKI: Nasze relacje są bardzo bliskie. To nie jest typowy układ zawodnik – agent. Bardzo dużo rozmawiamy nie tylko o piłce, ale też o życiu prywatnym. Jesteśmy w ciągłym kontakcie, nie wiem, jaki ma kontakt z innymi zawodnikami, ale nasz jest bardzo bliski.

Jesienią przeżywał pan trudne momenty. Pierwszy kryzysowy moment miał pan we wrześniu. Czerwona kartka w meczu z Piastem, potem trener Michał Probierz dał panu tydzień wolnego. Wyjechał pan z Krakowa, by oczyścić głowę?

MARCIN BUDZIŃSKI: Tak, musiałem gdzieś pojechać, ponieważ trener powiedział, że nie mogę zostać w Krakowie. Chciał abym wyjechał i odpoczął od całej tej sprawy. Miałem nadajnik GPS, bo dostałem rozpiskę treningów biegowych, więc faktycznie musiałem wyjechać, gdyż trenerzy wiedzieli, gdzie jestem. Pojechałem do brata i do taty, którzy są w Niemczech, w Monachium

Użyj strzałek ← → do nawigacji