Zepsuty jubileusz

Pomocnik Śląska Wrocław Martin Konczkowski 300. meczu w ekstraklasie nie będzie chętnie wspominał.


Niespełna 30-letni pomocnik Śląska Wrocław Martin Konczkowski w meczu ze Stalą Mielec obchodził piękny jubileusz. Był to bowiem 300. występ wychowanka Wawelu Wirek w ekstraklasie. Na ten okazały dorobek złożyły się występy w trzech klubach: Ruchu Chorzów (126 meczów i 1 gol), Piaście Gliwice (148-3) i Śląsku Wrocław (26-0). Niestety, pełną radość piłkarza zmąciła porażka jego zespołu.

– Oczywiście nie tak wyobrażałem sobie mój jubileuszowy, 300. występ w ekstraklasie – przyznał „Konczi”.

– Przyjechaliśmy do Mielca po trzy punkty. Za nami były dwa tygodnie pracy, byliśmy w złych humorach, bo po przegranych derbach z Zagłębiem Lubin, dlatego każdy z nas bardzo chciał się odegrać za tamto spotkanie. Niestety – nie było tego widać na boisku. Gdy „Trelu” (bramkarz Kacper Trelowski – przyp. BN) obronił rzut karny, powinniśmy ruszyć do przodu, to powinien być impuls. Tymczasem chwilę później dostaliśmy bramkę z ponad 30 metrów… Drugą połowę rozpoczęliśmy podobnie jak w ostatnim meczu, następujące po sobie błędy, a za nimi gole dla rywala. Można sobie wiele rzeczy mówić w szatni, albo po meczu, na temat wniosków, analizie gry i tak dalej, ale jeżeli nie będziemy pokazywać efektów w kolejnych meczach, to na nic się to zda. Można mówić w nieskończoność, ale musimy przenieść to na murawę.

Nieprzewidywalny scenariusz

Szkoleniowiec wrocławian Jacek Magiera nie miał prawa być zadowolonym po ostatnim występie swoich podopiecznych.

– To był scenariusz, którego nie braliśmy pod uwagę – przyznał „Magic”.

– Po raz kolejny piłka nożna pokazała, że lubi rzeczy nieprzewidywalne. To, czego się nie zakłada. Na pewno wynik i sposób, w jaki traciliśmy bramki, jest dla mnie nie do zaakceptowania jako ambitnego trenera, jako osoby odpowiedzialnej za ten zespół. Mam nadzieję, że jest to również nie do zaakceptowania przez cały zespół, który był na boisku. Za łatwo tracimy gole, za łatwo doprowadzamy do sytuacji, w których sami sobie komplikujemy mecz. Zresztą nie po raz pierwszy w tym sezonie. Natomiast jako ambitna osoba nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Wyciągniemy odpowiednie wnioski i konsekwencje. Dalej będziemy pracować mocno i intensywnie, wiedząc, jaki mamy cel. Nic nas z naszej drogi nie ściągnie. Nie gadajmy, nie szukajmy na siłę usprawiedliwienia. Po prostu przyjmijmy to na klatę. Podciągnijmy rękawy i do roboty. Nikt głowy nie spuści. Jeżeli ktoś głowę spuści, to się nie nadaje do piłki nożnej.

Obcokrajowcy „na deficycie”

W ostatniej potyczce ligowej ze Stalą Mielec w meczowej „20” nie zmieścili się Anglik Cameron Borthwick-Jackson oraz Duńczyk Kenneth Zohore.


Czytaj także:


– To są zawodnicy, którzy przyszli do Śląska nieprzygotowani, jeżeli chodzi o fizyczność – tłumaczył powody ich absencji trener Magiera.

– Ruchy, które zrobiliśmy – wejście Zohore w Kielcach czy Lubinie, nie dały nic takiego, aby powiedzieć o pozytywnych wejściach. Dlatego w sztabie zdecydowaliśmy, że ci zawodnicy muszą przejść odpowiedni moment pracy nad sobą. Jakość swoją mają, ale dadzą ją wtedy, kiedy będą fizycznie mocni. Jeżeli Zohore wchodzi na kilkanaście minut z Lubinem i później musi trzy dni odpuszczać treningi z powodu naciągniętego mięśnia, bo długo nie trenował, to nie ma sensu, aby tak długo to ciągnąć. Dlatego zostali objęci indywidualną opieką, indywidualnym przygotowaniem do kolejnych spotkań. Kiedy to będzie? Zależy to tylko i wyłącznie od nich. Od ich zaangażowania, determinacji i pracy nad sobą w każdym elemencie. Bo to nie tylko trening piłkarski, ale też przygotowanie swojego ciała do ekstremalnego wysiłku, jakim jest mecz piłkarski.


Na zdjęciu: Martin Konczkowski nie tak wyobrażał sobie jubileuszowy, 300. mecz w ekstraklasie.
Fot. Marta Badowska/PressFocus