Mateusz Kuchta: Zacznijmy od zera z tyłu

Rozmowa z Mateuszem Kuchtą, bramkarzem Odry Opole.


Czy zakończony bezbramkowym remisem zaległy środowy mecz z Widzewem dał panu dużą satysfakcję?
Mateusz KUCHTA:
– Nie mamy się z czego cieszyć, bo to tylko jeden punkt. Z drugiej strony – nasz pierwszy punkt w tym roku, zdobyty po dwóch porażkach. Ważne było dla nas po meczach z ŁKS-em i Stomilem, by zagrać na zero z tyłu i wrócić do tego, co cechowało nas jeszcze niedawno, czyli dobrej gry w defensywie. To się udało. Widzew nie stworzył wielu sytuacji, nasza postawa w obronie była w tym spotkaniu dobra.

Trudniej było obronić strzał Pawła Tomczyka z rzutu karnego czy dobitkę?
Mateusz KUCHTA:
– Gdyby pierwsze uderzenie poszło bardziej do boku, to byłoby mi łatwiej odbić piłkę też do boku. Wyszło tak, że miałem ją pod sobą i nie było możliwości skierować piłki w bok. Byłem zmuszony zrobić to przed siebie. Nie było czasu, by stawać na nogi do dobitki. Jedyne co mi pozostało, to rozłożyć się i czekać czy rywal we mnie trafi. Udało się i z tego się cieszę.

Ale pomógł też sędzia, nie uznając gola po drugiej dobitce Tomczyka?
Mateusz KUCHTA:
– Na pewno, choć powiem szczerze, że podczas tej sytuacji tuż po gwizdku miałem odczucie, że nic się nie stało, że rzeczywiście napastnik Widzewa zagrał ręką. Dopiero po meczu dowiedziałem się, że była to ręka Rafała Niziołka. Co powiedzieć?

Podchodzę do tego tak, że na koniec sezonu suma szczęścia i tak równa się zeru albo jest jemu bardzo bliska. Ten sam sędzia [Piotr Urban z Warszawy – przyp. red.] „zabrał” nam w poprzednim sezonie prawidłową bramkę w Sosnowcu. Na szczęście nie kosztowało nas to wtedy straty punktów, ale teraz życie coś oddało. No i zwróćmy uwagę, że daliśmy temu szansę. Gdyby nie obrona pierwszego albo drugiego strzału Pawła Tomczyka, to nie byłoby czego zbierać.

Trochę naczekał się pan na pierwsze w sezonie czyste konto, w poprzednim było ich aż 9.
Mateusz KUCHTA:
– Czasowo – naczekałem się, ale to był mój dopiero piąty występ w sezonie, który jest dla mnie ciężki. Początek nie był taki, jak bym sobie życzył, a potem musiałem zmierzyć się z sytuacją dla mnie nową, czyli dość długą przerwą spowodowaną kontuzją. To już jednak za mną, wróciłem do bramki i chcę co mecz udowadniać, że zasługuję na to miejsce.

W meczu z Widzewem zrehabilitował się pan za gola puszczonego ze Stomilem bezpośrednio po rzucie rożnym.
Mateusz KUCHTA:
– Powiedziałem głośno, że to była jednoznaczna sytuacja i „moja” bramka. Nie ma o czym mówić. Wydawało mi się, że napastnik ma już piłkę na głowie i uznałem, że jedyne co mi pozostało, to spróbować pójść na niego blokiem. Albo trafi, albo nie. Wyszło tak, że napastnik nie dotknął piłki, a ja byłem już w powietrzu i nie miałem szans zareagować.

Popełniłem błąd nie tyle techniczny, co w ocenie sytuacji, a w zasadzie, to w przestrzeni. Bardzo istotne jest dla mnie, że z Widzewem zagraliśmy na zero. Udowodniłem sam sobie, że jestem mocny psychicznie. Nie jest łatwo wyjść na boisko i nie myśleć o błędzie popełnionym pięć dni wcześniej. Cieszę się, że on nie miał już wpływu na decyzje podejmowane przeze mnie w środę. To wypadek przy pracy, z którego trzeba było wyciągnąć wnioski i naukę. Nie można zamiatać błędów pod dywan, tylko traktować je jako bodziec do stałego rozwoju i tego, by czegoś się nauczyć.

Z ostatnich 11 meczów Odra wygrała ledwie jeden. Jesteście sfrustrowani?
Mateusz KUCHTA:
– Mamy świadomość, że od dłuższego czasu zdobywamy mało punktów. Ale zdajemy też sobie sprawę z tego, jak przepracowaliśmy zimę. Jesteśmy dobrze przygotowani, co mimo porażek pokazało 60 minut z ŁKS-em i mecz ze Stomilem. Spotkanie z Widzewem było dla nas o tyle ważne, by po dłuższym czasie zagrać na zero z tyłu. To się powiodło.

Pamiętam, gdy rok temu zaczęliśmy wiosnę od porażki 2:4 w Olsztynie. Potem graliśmy u siebie z GKS-em Bełchatów i postawiliśmy na skuteczną defensywę, nie straciliśmy gola, wygraliśmy 1:0. Tym razem też chcemy zacząć od zera w tyłach, ale wiedząc, że generalnie starcie z Widzewem nie było ani piękne, ani dobre w naszym wykonaniu. Czeka nas dużo pracy.

Liderami ofensywy stają się Konrad Nowak i Adam Żak. Wspólnie graliście w zespole juniorów Rozwoju Katowice rocznika 1994.
Mateusz KUCHTA:
– Przez 3 lata. To było tak dawno temu… Grałem w Rozwoju od 9. do 12. roku życia. Pamiętam oczywiście Konrada i Adama z tamtych czasów, dobrze się znamy i lubimy. Cieszę się, że wkomponowali się do naszego zespołu, szybko zaaklimatyzowali, a teraz dają dużą jakość. Zresztą przyznam, że każdy zawodnik, który trafia do Odry, to szybko się aklimatyzuje. To świadczy o tym, że w zespole jest dobra atmosfera, jeden drugiego wspiera.

W sobotę gracie w Sosnowcu. O punkty będzie dużo trudniej niż pokazuje to tabela?
Mateusz KUCHTA:
– Zdecydowanie. Zagłębie to bardzo dobry zespół. Gra fajną piłkę, ma jakościowych zawodników i dobrego trenera na ławce. W takim kształcie na pewno nie zasługuje na to miejsce w tabeli, które zajmuje. Musimy podejść do tego meczu z dużym respektem dla rywala. I nie patrząc w tabelę. Trzeba robić swoje, być skoncentrowanym od pierwszej do ostatniej minuty. Mam nadzieję, że to wreszcie przyniesie nam 3 punkty.




Na zdjęciu: Mateusz Kuchta w piątym w sezonie występie zapracował na pierwsze czyste konto.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus