Michał Rus. Pożegnanie z mikrofonem [WYWIAD]

Ma pan 30 lat, z czego połowę spędził pan jako spiker na meczach tyskiego GKS-u, a w sobotę oficjalnie przekaże mikrofon następcy… A jak zaczęła się pańska piłkarska przygoda?
Michał RUS: – Tata Mirosław był piłkarzem. Grał m.in. w GKS-ie Tychy, więc jako dziecko chodziłem na jego mecze i pamiętam, jak nasza drużyna wchodziła z klasy okręgowej do IV ligi. Mecze oglądałem z trybun, ale zdarzało się również, że stałem za bramką i podawałem piłki. Zresztą odkąd pamiętam, chciałem być blisko piłki, bo to najlepszy sport na świecie. Od 7. roku życia trenowałem w tyskim MOSM-ie. Nie miałem jednak tyle talentu i determinacji jak chociażby aktualny zawodnik GKS-u Maciek Mańka, z którym grałem w jednej drużynie, żeby zostać piłkarzem, więc gdy w wieku 15 lat doznałem kontuzji kolana, uznałem, że to dobry moment, żeby odpuścić sobie trenowanie i zacząć działać w innym wymiarze.

Kiedy to było?
Michał RUS: – W 2004 roku. Razem z kolegą z drużyny Łukaszem Sobalą, który dzisiaj jest fotoreporterem sportowym, wpadliśmy na pomysł, żeby stworzyć stronę klubową GKS-u. Wtedy internet dopiero raczkował, a my zajęliśmy się relacjonowaniem meczów i przekazywaniem informacji o drużynie. Podczas jednego ze spotkań ligowych zabrakło spikera. Zaproponowałem więc, że mogę stanąć za mikrofonem. Mógł to być mecz z Górnikiem II Zabrze, inaugurujący sezon 2004/05. Wygraliśmy 3:1, a Łukasz Kopczyk, który później został kapitanem i odegrał bardzo ważną rolę w naszym klubie, strzelił jednego z goli.

Który z meczów szczególnie utkwił panu w pamięci?
Michał RUS: – Podzieliłbym ten czas na trzy rozdziały. Pierwszy nosiłby tytuł „Stary stadion”, który miał swój specyficzny, a zarazem wyjątkowy klimat. Głośniki były zlokalizowane tylko na jednej trybunie – głównej, więc głos dochodził do garstki widzów, a do spikerki wskakiwałem przez… okno. Na tym stadionie wywalczyliśmy awans do II ligi, choć mecze barażowe rozgrywaliśmy na wyjazdach, więc nie było okazji do eksplozji radości w Tychach. Dlatego najbardziej w pamięci z tamtego okresu utkwiły mi spotkania Pucharu Polski z jesieni 2007 roku, gdy byłem już rzecznikiem prasowym klubu.

Jako IV-ligowiec w 1/16 finału wyeliminowaliśmy grającą wówczas w ekstraklasie Odrę Wodzisław. Mecz, który zaczął się późnym popołudniem, zakończył się wynikiem bezbramkowym. Dogrywka też nie przyniosła goli, a rzuty karne były wykonywane w ciemnościach. Wygraliśmy 4:2 i w następnej rundzie trafiliśmy na najlepszą wtedy drużynę w Polsce, Wisłę Kraków. Na ten mecz specjalnie wylewaliśmy nowy beton na łuku stadionu, który wypełnił się kibicami. Mecz oglądało niemal 8 tysięcy widzów, którzy po wyrównującej bramce Łukasza Weseckiego na początku drugiej połowy, wpadli w euforię. Pewnie nikt wtedy nie słyszał, jak skandowałem nazwisko strzelca bramki, ale to był chyba mój najlepszy moment na starym stadionie – pomimo porażki 1:3 i zakończenia pucharowej przygody.

Czy drugi rozdział nosiłby tytuł: „U siebie, czyli w… Jaworznie”?
Michał RUS: – Tak. Na czas budowy nowego stadionu, czyli od początku sezonu 2011/12, przez cztery lata, nasza drużyna grała w Jaworznie. Mam duży szacunek dla kibiców, którzy wtedy jeździli na mecze, ale trudno w roli spikera przeżywać wielkie emocje, czytając składy w obecności 200-300 osób. W tym okresie jednak przeżyłem swoją ekstraklasową przygodę, bo zostałem spikerem na stadionie Cracovii. Znajomy podpowiedział mi, że zaprzyjaźniony kibicowsko z GKS-em klub szuka spikera, więc się zgłosiłem. Dzięki temu miałem okazję poprowadzić derby Krakowa z udziałem kibiców obu drużyn, co w ostatnich latach nie zdarza się zbyt często. To było intensywne 90 minut pracy, bo spiker musi reagować na niepożądane zachowania widzów, a podczas tego meczu emocje były ogromne. Co prawda derby Cracovia wygrała 1:0, ale zakończyła sezon na ostatnim miejscu i po jej spadku zakończyła się moja krakowska przygoda. Wróciłem więc do Tychów i jako rzecznik prasowy spółki Tyski Sport uczestniczyłem w budowie nowego stadionu.

Mańka: Obojętnie gdzie, byleby grać

Jaki moment w tym trzecim rozdziale był najważniejszy?
Michał RUS: – Było ich wiele, od otwarcia obiektu – w lipcu 2015 roku – zaczynając. Co prawda władze miasta ściągnęły do prowadzenia tego wydarzenia, jakim był mecz otwarcia z 1.FC Koeln, redaktora Bożydara Iwanowa, ale postawiłem sprawę jasno: prezentacja składów i spikerka należą do mnie i nie odpuściłem. Pamiętne było także pożegnanie Łukasza Kopczyka i jedyny do tej pory awans wywalczony na naszym boisku. Stepan Hirskyj strzelił gola dającego nam zwycięstwo 1:0 ze Stalą Mielec i razem z ponad 10 tysiącami kibiców, obserwującymi ten mecz, mogłem świętować wejście do I ligi. W niej mierzyliśmy się z Górnikiem Zabrze, GKS-em Katowice czy Ruchem Chorzów i nie dość, że były to wielkie wydarzenia kibicowskie, to za każdym razem wygrywaliśmy u siebie. Ponadto pełniłem funkcję spikera podczas Euro do lat 21 oraz mistrzostw świata do lat 20 w tym roku. To były wyjątkowe i niezwykle prestiżowe turnieje, więc na pewno spełniłem jedne z moich spikerskich marzeń.

Spełnił się pan jako spiker?
Michał RUS: – Gdy na kursie spikerów w 2005 roku usłyszałem pytanie: „jakie jest moje spikerskie marzenie?”, odpowiedziałem, że chciałbym poprowadzić mecz reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim. Byłem bardzo blisko, bo gdy Polska podejmowała Koreę Południową w zmodernizowanym „Kotle czarownic”, byłem… rezerwowym spikerem. Tego marzenia nie uda mi się już pewnie spełnić, ale ogólnie, podsumowując całą moją przygodę ze spikerką, odczuwam satysfakcję.

Dlaczego żegna się pan z mikrofonem?
Michał RUS: – Przez te 15 lat sporo się w moim życiu wydarzyło. Ukończyłem studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz przeszedłem etap aplikacji w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Katowicach. W marcu tego roku zdałem egzamin adwokacki i niebawem otworzę swoją kancelarię, więc uznałem to za idealny moment na pożegnanie ze stadionowym mikrofonem. W meczu z Odrą Opole przekażę go Marcinowi Gołoszowi, który już zresztą kilka razy mnie zastępował, gdy nie mogłem być na meczu. Ponieważ wywodzi się ze środowiska kibicowskiego, na pewno już znalazł porozumienie z fanami i teraz to on będzie „głosem” Stadionu Miejskiego w Tychach.

Nie będzie panu żal?
Michał RUS: – Na pewno zamykanie 15-letniego rozdziału w życiu jest trudnym momentem, bo jako spiker przeżyłem bardzo wiele świetnych chwil. Przy okazji spikerowania poznałem na przykład moją żonę. Pojechałem kiedyś na turniej halowy do Goczałkowic-Zdroju, gdzie mój tata był trenerem drużyny seniorów. Ponieważ na pierwszym meczu okazało się, że nie ma spikera, zaproponowałem, że wezmę mikrofon i poprowadzę turniej. To były rozgrywki charytatywne, w których organizację była zaangażowana Edyta, i tak się poznaliśmy. Teraz jesteśmy rodzicami 3-letniej Zuzanny i niebawem przeprowadzimy się do Goczałkowice-Zdroju, więc będę mógł z bliska przyglądać się ciekawie zapowiadającemu się projektowi pod nazwą Fundacja Akademia Łukasza Piszczka. Jednak gdyby się okazało, że GKS Tychy awaryjnie potrzebuje spikera, to na pewno nie odmówię!

Nadal będzie pan kibicował temu klubowi?
Michał RUS: – Naturalnie. Zresztą wciąż będę blisko klubu, bo już odbywając aplikację adwokacką, byłem zaangażowany w obsługę prawną spółki Tyski Sport, reprezentując interesy klubu m.in. przed Piłkarskim Sądem Polubownym PZPN, czy biorąc udział w wyodrębnieniu spółki Klub Piłkarski GKS Tychy. Zostaję więc z moim klubem i nadal będę chodził na mecze, ale będę je obserwował z już zupełnie innej perspektywy.

 

Na zdjęciu: Prowadząc spikerkę m.in. na finałach mistrzostw świata do lat 20, Michał Rus spełnił jedno ze swoich marzeń…

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem