Mistrz efektownie powrócił na tron

Czołowa trójka ekstraklasy z zadziwiającą lekkością gubi ostatnio punkty. Sytuacja na szpicy kręci się jak na karuzeli i na ten moment najbardziej z tego wszystkiego może cieszyć się Legia.


Jeśli obejmować fotel lidera, to tylko w taki sposób. Warszawiacy w imponującym stylu rozprawili się z Wisłą Płock, rozbijając ją aż 5:2. Koncert zagrali Luquinhas i Filip Mladenović, którzy zdobyli po dwa gole – a oprócz tego Serb dorzucił jeszcze asystę.

Niepokój przed przerwą

– Cieszę się bardzo, bo przez 85 minut byliśmy zespołem, który dominował nad przeciwnikiem i stwarzał sytuacje, grał na naszych zasadach. Martwi, że przez pięć minut potrafiliśmy doprowadzić do takiej sytuacji, że mecz zmienił się ze spokojnego w nerwowy i to tuż przed przerwą. Myślę, że wyciągniemy dużo wniosków z tego spotkania – mówił trener Czesław Michniewicz, słusznie akcentując końcówkę pierwszej połowy, kiedy przez niechlujstwo legionistów z 3:0 zrobiło się 3:2.

Jeden ofensywny akcent płocczan po wznowieniu gry i mogło być różnie, ale na szczęście dla gospodarzy nic takiego się nie wydarzyło.

– Powiedziałem już wcześniej, że męczą mnie te stracone bramki. Za łatwo tworzymy okazje przeciwnikom, jednak wiemy, jak musimy pracować. To nie jest takie łatwe, może to tak wygląda, ale najważniejsze, że wróciliśmy do gry i po przerwie zdobyliśmy jeszcze dwie bramki – stwierdził Mladenović.

Wściekły Wszołek

Legii trochę czasu w tym sezonie zajęło, żeby po chwiejnym początku dotrzeć w końcu do pierwszego miejsca. Udało się to po listopadowym zwycięstwie z Cracovią, ale potem od razu wszystko zaczęło się zmieniać, a czołówka zaczęła jechać jak na kolejce górskiej, raz w górę, raz dół. Tak samo falowała Legia, wpuszczając na fotel lidera Raków Częstochowa, a potem szczecińską Pogoń.

Klub spod Jasnej Góry rok 2021 rozpoczął jednak od trzech kolejnych porażek – w tym z Legią i Pogonią – natomiast „Portowcy” zremisowali ostatnio z Piastem Gliwice, a w piątek przegrali z Wisłą Kraków. „Wojskowi” tylko na to czekali.


Czytaj jeszcze: Legia wraca na pozycję lidera

Efektowne zwycięstwo nad „Nafciarzami” było także jubileuszowymi występami w warszawskich barwach Artura Jędrzejczyka, który zagrał po raz 200., oraz Pawła Wszołka, rozgrywającego spotkanie nr 50. Zresztą przy tym drugim nie obyło się bez kontrowersji, kiedy w przerwie Michniewicz postanowił zdjąć go z boiska. Wszołka zastąpił debiutujący Ukrainiec Artem Szabanow, a polski skrzydłowy był z tej decyzji – lekko mówiąc – niezadowolony.

Tomasz Włodarczyk z meczyki.pl doniósł, co potwierdził potem portal legia.net, że 28-latek wpadł w szał, zaczął krzyczeć coś o rozwiązaniu kontraktu, braku szacunku, nie podał nikomu ręki. Legia najprawdopodobniej ukarze Wszołka za jego zachowanie, ale jeszcze nie wiadomo w jaki konkretnie sposób. Bardzo możliwa jest wpłata pieniędzy na cele charytatywne.

Czas na Górnika

Trudno stwierdzić, czemu Wszołek się tak wściekł. Legioniści byli na pewno zirytowani dwiema straconymi bramkami, o czym zresztą wspomniał [Bartosz Kapustka]: – Do szatni schodziliśmy zdenerwowani, sami stworzyliśmy sobie kłopoty. Wygraliśmy mecz, zdobyliśmy wiele bramek, ale nie możemy pozwolić sobie na dawanie przeciwnikowi takiej szansy na powroty – mówił na antenie TVP Sport „Kapi”.

O tym, czy warszawiacy pozostaną na fotelu lidera, przekonamy się w następnej kolejce, kiedy stołeczny zespół uda się na trudny teren do Zabrza. Humory Górnika na pewno nie dopisują, ponieważ ten dał się pokonać Lechii Gdańsk. Jesienią jednak Ślązacy już Legii się naprzykrzyli, kiedy w dobrym stylu pokonali ją w Warszawie 3:1.


Na zdjęciu: Legia wróciła na fotel lidera, ale nie obyło się bez kontrowersji, tym razem związanych z zachowaniem Pawła Wszołka.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus