Ligowiec. Stan przedzawałowy

Rozważania na temat minionej kolejki trzeba rozpocząć od dwóch wydarzeń. Po pierwsze – od wysokiego i efektownego zwycięstwa Rakowa Częstochowa z Zagłębiem Lubin. Mistrz Polski dokonał masakry przeciwnika bez używania piły mechanicznej lub tępego noża.


Po takich „torturach” rywale „medalików” powinni zapaść się ze wstydu pod ziemię. Naprawdę żal było patrzeć na nieporadność „miedziowych”, a zwłaszcza na reakcje i miny ich trenera Waldemara Fornalika. W zaufaniu powiem, że redakcyjny kolega Jacek Błasiak złożył mi propozycję nie do odrzucenia, bym nie skomentował wyrazu jego twarzy w swoim stylu. Ale tak po ludzku było mi go żal, naprawdę. Nie przypominam sobie bowiem, kiedy prowadzona przez niego drużyna poniosła taką klęskę. Odniosłem wrażenie, że jego podopieczni na samą myśl o porządnej grze dostaliby ataku serca.

Druga sytuacja, nad którą trzeba się pochylić, to rozstanie trenera Jarosława Skrobacza z chorzowskim Ruchem. Jego drużyna nie została zmiażdżona i skopana przez Lecha Poznań, mimo to drogi szkoleniowca i klubu z Cichej rozeszły się. Zgoda, dorobek punktowy w tym momencie jest mizerny (tylko 8 „oczek” w 13 spotkaniach), ale czy to jest wyłącznie wina Skrobacza i jego współpracowników? Kto spośród zawodników, działaczy jest bez winy, powinien był pierwszy rzucić kamieniem. Poza tym wszyscy sympatycy „Niebieskich” zapominają, że historia chorzowskiego zespołu jest, owszem, piękna, ale czy teraźniejszość jest równie kolorowa? Odpowiem bez wahania – na pewno nie, bo jak mawiała w serialu „Czterdziestolatek” Irena Kwiatkowska grająca „kobietę pracującą” na wygląd trzeba sobie zapracować. Natomiast za zasługi…

Jestem pełen podziwu dla efektów pracy trenera Adriana Siemieńca w białostockiej Jagiellonii. Komplet zwycięstw w siedmiu potyczkach na własnym boisku przy bilansie bramkowym 22:5 to nie jest małe piwo przed śniadaniem.


Czytaj także:


Nie traktuję „Jagi” (na razie) jako kandydata na mistrza Polski, ale nie wykluczam miejsca na podium. 31-letni szkoleniowiec przy tym wszystkim zachowuje pokorę, co jest bardzo pożądaną cechą u młodych trenerów, na dorobku. Jak jego zespół wygra jeszcze kilka meczów na własnym boisku, być może będzie przyjmował z pewną dozą obojętności, a na przeciwnika będzie patrzył jak na rozdeptanego chrabąszcza.

Może niewielu kibiców zwróciło na to uwagę, ale piąty bieg wrzuciła ostatnio szczecińska Pogoń. Mknie niczym japoński shinkansen, a 13 punktów w pięciu ostatnich potyczkach ligowych świadczy o tym, że żarty już się skończyły. Ostatnie wyjazdowe zwycięstwo z Puszczą Niepołomice jest tym cenniejsze, że oba gole dla „portowców” padły w momencie, gdy na boisku byli „ubożsi” o jednego zawodnika.

Spektakl, którym uraczyły kibiców jedenastki Piasta Gliwice i Korony Kielce, nadaje się tylko do odtwarzania przed snem niegrzecznym dzieciakom. Jeżeli ktoś próbuje nas przekonywać, że rywale zademonstrowali wyjątkowy kunszt w grze defensywnej to kłamie w żywe oczy. Był to mecz tak odrażający, jak nie przymierzając siedem grzechów głównych.


Na zdjęciu: Reakcja trenera Zagłębia Lubin Waldemara Fornalika w meczu z Rakowem mówi wszystko.
Fot. Tomasz Folta/PressFocus