Mistrzostwa świata w Budapeszcie

Mistrzostwa świata w Budapeszcie. Kandydatów do podium można policzyć na palcach jednej ręki, ale liczymy na miejsca finałowe i rekordy życiowe młodzieży.


Mistrzostwa świata w Budapeszcie – Zapowiedź

Kandydatów do podium można policzyć na palcach jednej ręki, ale liczymy na miejsca finałowe i rekordy życiowe młodzieży.

Na przestrzeni kilkunastu lat polscy lekkoatleci zameldowali się w czołówce światowej, zdobywając wiele medali w mistrzostwach świata czy Europy, nie wspominając efektownego występu w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Kalendarz sportowy był mocno zakłócony z powodu pandemii i stąd też rok po roku przedstawiciele „królowej” mają najważniejsze imprezy. Najpierw wspomniane igrzyska, w ubiegłym roku mistrzostwa świata w Eugene oraz Europy w Monachium. W tym sezonie Budapeszt ponownie będzie gościł światową elitę, zaś za rok o tej porze będziemy analizowali starty w igrzyskach w Paryżu. Damy i rycerze „królowej” zaliczają kolorowy zawrót głowy…

Rekordowa ekipa

Od pierwszych mistrzostw świata w Helsinkach upłynęło 40 lat i impreza z edycji na edycję coraz bardziej się rozrastała. Na przestrzeniu kilku mistrzostw globu obowiązywały zupełnie inne kryteria awansu do reprezentacji narodowej. Przed każdą ważniejszą imprezą działacze związkowi ustalali minima, które trzeba było wypełnić, by dostąpić zaszczytu wyjazdu na główne zawody. Były one w naszym przypadku niezwykle surowe i bywało tak, że medaliści mundialu osiągali gorsze wyniki niż nasze rodzime kryteria kwalifikacyjne. Stało się niepisaną regułą, że niedoszłemu reprezentatowi brakował 0,1 sek. lub kilku centymetrów do minimum PZLA i nie znalazł się w ekipie. Oczywiście, normy światowe były nieco łagodniejsze i lekkoatleci wypełniali je bez większego trudu. Jednak reguły kwalifikacji się nieco zmieniły.

World Athletic (światowa federacja) ustaliła nowe regulaminu rekrutacji uczestników MŚ. Minima w poszczególnych konkurencjach, przyznajemy dość wyśrubowane, zostały utrzymane. Biało-czerwoni wypełnili je w 18 konkurencjach i ekipa byłaby znacznie skromniejsza niż ta, która wyjeżdża do Budapesztu. A wszystko sprawił ranking w poszczególnych konkurencjach i stąd też on (jak również relokacja) pozwoliły na start większej grupie lekkoatletów.

Jeszcze nigdy od 1983 r. reprezentacja nie była tak liczna jak obecna. W Budapeszcie zobaczymy w akcji 67-osobowy zespół, a byłby on jeszcze liczniejszy, bo kilka ważnych osobistości z różnych względów nie może wystartować. Anna Kiełbasińska, Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart (świetne biegaczki na 400 m) i Maria Andrejczyk (oszczep) leczą kontuzje. Adrianna Sułek-Schubert (wzięła kilka dni temu ślub, mąż Kacper) poprzez media społecznościowe poinformowała, że sposobi się do roli mamy, ale wróci przed Paryżem jeszcze mocniejsza. Patryk Dobek, brązowy medalista z Tokio na 800 m, od dwóch lat ma problemy i nie może odzyskać olimpijskiej formy. Dwukrotnie zmienił trenerów i na dodatek przyplątały się problemy zdrowotne.

Zagadki i siła spokoju

Owszem, ekipa jest najliczniejsza w historii MŚ (ostatnio w Eugene było 45 osób), ale to wcale nie oznacza, że dorobek medalowy będzie rekordowy. Wręcz przeciwnie, może on być nawet podobny jak ostatnio w USA (patrz zestawienie medalowe) lub nawet skromniejszy. „Polish hammer”, czyli w naszej popisowej konkurencji, wystartujemy w optymalnym składzie – trzy panie i trzech panów. Jeszcze nie tak dawno wpisywalibyśmy sobie trzy krążki niemal w ciemno. A tymczasem sporo się zmieniło, bo Anita Włodarczyk, mulitemedalistka IO, MŚ i ME, dopiero odzyskuje formę po ubiegłorcznej kontuzji. Rzuty w granicach 74 metrów nie gwarantują miejsca na podium.

– Budapeszt traktuję jako przystanek przed Paryżem, bo przyszłoroczny start będzie najwżniejszy w mojej karierze – tak mówiła trzykrotna mistrzyni olimpijska po zdobyciu kolejnego złota MP w Gorzowie Wlkp.

Ani Włodarczyk ani też Malwina Kopron, brązowa medalistka z Tokio, nie gwarantują miejsca na podium. Jak będzie? O tym się przekonamy w czwartek ok. 21.30 po fnałowym konkursie.


Czytaj także:


Wojciechowi Nowickiemu, mistrzowi olimpijskiemu z Tokio, daleko do sportowego celebryty. Zawsze jest spokojny i mocno wyciszony przed i po konkursie. Młociarz z Białegostoku w tym sezonie jest liderem światowych list (81,92 w DL w Oslo), ale rzuca regularnie i dokładnie. Wydaje się głównym faworytem do złota i byłoby to jego pierwsze po ubiegłorocznym srebrze oraz trzech brązach w MŚ. Z kolei jego kompan z reprezentacji, Paweł Fajdek, 6-krotny mistrz świata, ma zupełnie inny charakter. Zawsze wszędzie go było pełno i nie szczędził ostrych słów przy każdej okazji niemal na każdy temat.

Teraz prezentuje zupełnie inną postawę i raczej unika dziennikarzy. A to z prostej przyczyny – po chorobie i kontuzji nie mógł odzyskać formy i rzucał poniżej swoich możliwości. W końcu pod koniec lipca w MP uzyskał odległość 78,10 i to sygnał, że forma idzie w dobrym kierunku. Już w najbliższą niedzielę przekonamy się czy wszystko jest na właściwym miejscu i nasi młociarze uplasują się na dwóch pierwszych miejscach.

Panie przodem

Natalia Kaczmarek, nasza najlepsza biegaczka na 400 m, niemal od początku sezonu demonstruje rewelacyjna formę. Wygrała trzy biegi w Diamentowej Lidze, zaś w Chorzowie uzyskała 48,48 sek., czyli o 0,2 sek. od rekordu Polski Ireny Szewińskiej z… 1976 r. z Montrealu. Podopieczna trenera Marka Rożeja w Budapeszcie stoi przed trudnym zadaniem. Jeszcze na początku lipca zastanawiała się jaką przyjąć taktykę, czy zdecydować się na biegi w sztafecie mieszanej. Ten pomysł okazał się nie do zrealizowania, bowiem mikst jest w pierwszym dniu mistrzostw, zaś dzień później rano rozpoczynają się eliminacje w biegach indywidualnych. By znaleźć się w finale trzeba zaliczyć dwa starty wcześniej, zaś one nie będą należały do łatwych. Kaczmarek jest jedną z wielu kandydatek do podium, ale poprawa rekordu kraju to niemal gwarancja medalu.

Pia Skrzyszowska, nasza znakomita płotkarka, uporała się z kontuzjami i biega coraz szybciej. 5 sierpnia podczas zawodów w Bernie uzyskała 12,59 sek., najlepszy czas w sezonie. Ale jednoczesnie straciła rekord Europy do lat 23 na rzecz Szwajcarki Ditaji Kambundji, która rezutlatem 12,47 poprawiła o 0.04 sek. wynik płotkarki ze stolicy. W tej konkurencji jest niebywały poziom i już awans do finału będzie sukcesem.

Podobnie jak Ewy Swobody w biegu na 100 m. Sprinterka katowickiego AZS AWF w tym sezonie pokonała „magiczną” barierę 11 sek. – 10,94, czyli o 0,01 sek. gorzej od rekordu kraju Ewy Kasprzyk z 1986 r. Poprawienie rekordu byłoby ukoronowaniem udanego sezonu i jednocześnie bodźcem motywacyjnym do pracy przed IO w Paryżu. W składzie znalazła się również pochodząca z Białorusi Kryscina Cimanouska, która nie tak dawno otrzymała zgodę światowych władz na starty w biało-czerwonych barwach. Przewidziana jest do biegów na 100 i 200 m. Zapewne będzie mocnym punktem w sztafecie 4×100 m, która ma szansę znaleźć się w finale.

Ciekawi jesteśmy występu podwójnej wicemistrzyni z Eugene, chodziarki Katarzyny Zdziebło. Lekarka z Mielca miała poważne perturbacje z trenerem kadry Robertem Korzeniowskim. W rezultacie na pewno odbiło się na przygotowaniach do startu w Budapeszcie. Sama zainteresowana wypowiada się niezwykle ostrożnie o swoich szansach w tej imprezie i ostatnio wcale nie tryskała humorem.

Niespodzianka na skoczni?

– Były takie czasy, że wynik w granicach 5,80 dawał już medal mistrzostw świata, a ja nie mogę tej granicy sforsować – mówił ze smutkiem trzykrotny medalista MŚ, Piotr Lisek, po drużynowych mistrzostwach Europy na Śląskim. Te słowa poszyły w niepamięć, bo tyczkarz ze Szczecina im bliżej Budapesztu, tym prezentuje coraz wyższą formę. W dwóch startach w Niemczech najpierw w Jockgrim uzyskał 5,82, zaś kilka dni później w St. Wendel 5,87. To jego najlepszy rezultat od 16 sierpnia 2020 r. kiedy to w Szczecinie skoczył 5,90. Czy ta dyspozycja gwarantuje walkę o medale? To wszystko zależy od wydarzeń na skoczni oraz taktyki obranej przez aktorów tego spektaklu. Armand Duplantis, rekordzista świata ze Szwecji, jest poza konkurencją.

– To on rozdaje karty na skoczni i dyktuje wysokości, które są przed nami – wyjaśnia Lisek, który wcale nie jest bez szans w tym rozdaniu.

Poprawiać rekordy życiowe

Jak oceniać występy naszych lekkoatletek i lekkoatletów w tej imprezie? Przecież wielu z nich nie ma zbyt dużych szans, bo takie są sportowe realia. Najważniejsze, by startujący zbliżali się lub poprawiali rekordy życiowe. Jeżeli tak będzie, to wówczas ocena będzie pozytywna. Dominik Kopeć w tym sezonie biegał 100 m w 10,05 sek. i gdyby zbliżył się do tego wyniku, wówczas jego start byłby udany. W Budapeszcie zobaczymy w akcji w sztafecie podwójnego mistrza Europy juniorów na 100 i 200 m niespełna 18-letniego Marka Zakrzewskiego.

O młociarzach kandydatach do podium pisaliśmy wyżej. Natomiast w pozostałych konkurencjach jest nadzwyczaj skromnie i będziemy się cieszyli z każdego miejsca finałowego. Nie wiemy na co stać mistrza olimpijskiego z Tokio, chodziarza Dawida Tomalę. A ponadto w ekipie jest wielu młodych debiutantów. Dla nich to świetna okazja, by zaznajomić się z atmosferą wielkiej imprezy. Wówczas podczas startu w IO w Paryżu będzie mniejszy stres.


Mistrzostwa świata w Budapeszcie – Wysokie nagrody

Lekkoatleci będą rywalizowali nie tylko o medale, ale także o nagrody finansowe. World Athletics poinformowała o kwotach premii, jakie mogą uzyskać zawodnicy rywalizujący w Budapeszcie. Jeżeli chodzi o wartość całkowitą premii, wynosi ona aż 8,5 miliona dolarów. Na zarobek mogą liczyć wszyscy, którzy uplasują się na punktowanych miejscach.

Najlepiej wyceniony jest rekord świata i autor najlepszego rezultatu może liczyć na premię 100 tys. USD. Złoci medaliści „skasują” 70 tys. USD. Za srebro wypłacona zostanie połowa tej kwoty – 35 tys. USD, zaś za brąz – 22 tys. USD. Za złoto w sztafecie premia wynosi 80 tys. USD, za srebro – 40 tys., zaś za brąz – 20 tys.


Na zdjęciu: Wojciech Nowicki jest głównym kandydatem do złota. Chociaż psikusa może mu sprawić jego kompan Paweł Fajdek, 6-krotny mistrz świata.
Fot. Łukasz Sobala/ PressFocus.pl