Mistrzowi powinniśmy zaufać

Kamil Stoch wie, że rzucanie nartami nic nie pomoże. W przeszłości wiele razy pokazał, że po niepowodzeniu potrafi się odrodzić. Najbliższa okazja już w piątek w konkursie na dużej skoczni.


Wytykanie błędów czy piętnowanie słabszych występów Kamilowi Stochowi jest nietaktowne. Mamy przecież do czynienia z arcymistrzem skoków, który wygrał w tej dyscyplinie sportu praktycznie wszystko, co było do wygrania. Ale mówimy też o sportowcu, który zawsze emanuje świadomością tego, co w danej chwili się z nim dzieje.

A nie działo się zbyt dobrze w sobotę, podczas konkursu mistrzostw świata na normalnej skoczni w Oberstdorfie, który zakończył się triumfem Piotra Żyły. Stoch zajął w nim dopiero 22. miejsce. To czwarty najsłabszy rezultat osiągnięty przez „Rakietę z Zębu” w historii siedemnastu indywidualnych startów w MŚ. Gorzej było tylko w… Oberstdorfie przed 16 laty, kiedy nie zakwalifikował się do konkursu na skoczni normalnej, a na dużej nie wszedł do drugiej serii. A także w 2009 roku w Libercu, kiedy na dużym obiekcie był dopiero 24.

Bolesne wpadki

Można również przeanalizować najważniejsze starty 34-latka na skoczniach normalnych. Mimo iż Stoch jest mistrzem olimpijskim na takim obiekcie z Soczi (2014), wicemistrzem świata z Seefeld, a na ostatnich przed czempionatem w Oberstdorfie zawodach w Rasznowie zajął drugie miejsce, to zdarzały mu się wpadki, bardziej bolesne od tej z soboty.

Mistrzostwa świata w Val di Fiemme, w 2013 roku, były pierwszymi, na jakie pojechał w roli kandydata do medali. I po pierwszej serii na normalnym obiekcie był drugi. Ale drugi skok, zbyt krótki i źle wylądowany, odebrał mu szanse na medal. Skończyło się na 8. miejscu, a po wszystkim nasz zawodnik był załamany. Odrodził się jednak zarówno na dużej skoczni, gdzie zdobył złoto, jak i w rywalizacji drużynowej, bo Polacy – pierwszy raz w historii – zdobyli w niej medal (brązowy).

Pechowe miejsce

W 2017 roku na MŚ w Lahti Stoch świetnie prezentował się na treningach na normalnym obiekcie. W kwalifikacjach ustanowił, aktualny do dziś, rekord skoczni – 103,5 metra. Po pierwszej serii był jednak czwarty, z niewielką stratą do podium, ale odrobić jej nie zdołał i właśnie na takim miejscu skończył konkurs.

Tym razem nie nastąpiło odkupienie w postaci złota na dużej skoczni, ale w konkursie drużynowym, m.in. dzięki świetnym próbom Stocha Polacy zdobyli złoto.

Rok później na IO w Pjongczangu, na półmetku rywalizacji na mniejszym z obiektów, Polacy zajmowali dwa pierwsze miejsca. Prowadził Stefan Hula, drugi był Stoch, ale skończyło się bez medalu. Zawodnik z Zębu znów skończył rywalizację na czwartej pozycji, a następnie… powtórzyła się historia z Val di Fiemme. Polak wygrał na dużej skoczni, a w drużynie wywalczyliśmy brązowy medal.

Wychodzi więc na to, że po niepowodzeniu na normalnym obiekcie, Stoch potrafi się odbudować i sięgać po najwyższe laury. Oby tak samo było w Oberstdorfie.

Trener ma pomysł

Trener Michal Doleżal rąk w sobotę nie załamywał.

– Ten konkurs trzeba zostawić za sobą. Teraz przygotowujemy się do rywalizacji na dużej skoczni. Wiemy, że potrafi na niej skakać. Mamy pomysł na Kamila – podkreślił szkoleniowiec naszego zespołu.

A jeżeli chodzi o zawodnika i jego przeszłość na dużej Schattenbergschanze, to jest ona bogata i… nie tak odległa. Bo pod koniec grudnia zeszłego roku Stoch zajął drugie miejsce w Oberstdorfie na inaugurację Turnieju Czterech Skoczni, który później wygrał. Najlepszy był na tym obiekcie w 2017 roku, a drugie miejsce zajął rok wcześniej. W tej sytuacji, i biorąc pod uwagę klasę sportową naszego mistrza, można raczej ze spokojem oczekiwać kolejnych konkursów, piątkowego indywidualnego i sobotniej rywalizacji zespołowej.


Czytaj jeszcze: Obłędna radość! Piotr Żyła mistrzem świata!

Falowanie i spadanie

Również dlatego, że w tym sezonie miały miejsce przypadki, kiedy Stoch miał… upadki i wzloty. Najlepiej było to widoczne np. w Titisee-Neustadt, gdzie pierwszego dnia wygrał, a drugiego był dopiero 17. W Willingen zajął miejsce 3. i… 27. Słabo skakał w Zakopanem, by w Rasznowie zameldować się na drugim stopniu podium. Skoro zatem pierwszy indywidualny konkurs na mistrzostwach świata mu nie wyszedł, to w drugim powinno być lepiej i na to liczymy.

– Już nauczyłem się, że rzucanie nartami nic nie pomoże. Trzeba wyciągnąć z tego lekcję i przeanalizować to, co się wydarzyło. Muszę zrozumieć, gdzie popełniłem pierwszy błąd, od którego wszystko się zaczęło. Trzeba się postarać, żeby nie robić go więcej – powiedział skoczek, który ma w swoim dorobku złoty medal MŚ na dużej skoczni i dwa złota IO wywalczone na takim obiekcie. Nam pozostaje mistrzowi zaufać.


Na zdjęciu: Czempionat w Oberstdorfie nie zaczął się dobrze dla Kamila Stocha, ale arcymistrz jest sportowcem świadomym i wie, że mistrzostwa się jeszcze nie skończyły.
Fot. Rafal Rusek / PressFocus