Umiarkowane zadowolenie

Mistrzowie Polski pojadą do Baku z minimalną zaliczką. Ta może nie wystarczyć na Karabach.


Raków wyszarpał zwycięstwo z Azerami dopiero w doliczonym czasie gry. Podopieczni Dawida Szwargi mogą pluć sobie w brodę, że po swoim drugim golu na moment się zawiesili. Kosztowało ich to dwie, niezwykle cenne bramki. Gdyby nie one, to pomeczowa narracja byłaby zupełnie inna. Częstochowianie w Baku przy wyniku 3:0 byliby faworytami i powoli mogliby myśleć o III rundzie eliminacji. Zamiast tego muszą szykować się na azerskie piekło.

Jest co poprawiać

– Zwycięstwo nas cieszy, ale mamy co poprawiać. Musimy to wszystko przeanalizować, aby ponownie nie popełniać tych błędów. Patrząc na to, jak zachowaliśmy się po zdobyciu drugiego gola wiemy, że reakcja musi być całkowicie inna. Takie sytuacje nie mogą się powtórzyć – powiedział po meczu kapitan Rakowa, Zoran Arsenić.

Częstochowianie w pierwszej odsłonie mieli wiele kłopotów. Można było odnieść wrażenie, że Karabach zamknął Raków na długie minuty w polu karnym Vladana Kovaczevicia. Bramkarz Rakowa nie miał może bardzo wiele pracy, ale kilka razy musiał się wykazać. Po przerwie wyglądało to już zdecydowanie lepiej.

– Gdy gra się z dobrym przeciwnikiem w europejskich pucharach, a takim na pewno jest Karabach, zawsze jest trudno. To bardzo dobry zespół. Od 10 lat grają w pucharach. Mimo to było to równe spotkanie, choć w I połowie mieli przewagę. Po przerwie wyglądało to lepiej, szczególnie, że zdobyliśmy gola. Wszystko szło dobrze do momentu straty gola. Później spuściliśmy z tonu – dodaje Arsenić.

Feralne błędy

Mistrza Polski można by było nawet pochwalić za całokształt meczu, w końcu wygrali z Karabachem. Sęk w tym, że dwie stracone bramki, w tak krótkim okresie, a na dodatek przy dwubramkowym prowadzeniu, niszczą ten obraz. Raków miał wszystko w swoich rękach. Problem w tym, że najpierw rywala nie pokrył Stratos Svarnas, a kilka chwil później fatalną stratą „popisał się” Giannis Papanikolaou.

Można żartobliwie powiedzieć, że kibice Rakowa obejrzeli w kilka chwil „grecką tragedię”, jednak na pewno fanom mistrza Polski nie jest do śmiechu. Zdecydowanie za łatwo stracili bramki. To może mieć fatalne konsekwencje dla losów dwumeczu.


Czytaj także:


– Akcja przy pierwszej bramce była w zasadzie nie do obronienia. To ich nakręciło do kolejnych ataków. Chcieliśmy odpowiedzieć, ale było ciężko. Mogliśmy lepiej zachować się przy drugiej bramce – powiedział kapitan mistrza Polski.

Debiutant na ratunek

Raków jednak pojedzie do Azerbejdżanu z niewielką przewagą. Zawdzięcza ją zmiennikom. Dawid Szwarga miał „nosa”, bo posłał do gry najpierw Fabiana Piaseckiego, który po pierwszych słabszych spotkaniach w końcu się przełamał, choć dopomógł mu w tym Szachrudin Magomiedalijew. Decydujący gol to z kolei podanie Deiana Sorescu i kapitalny gol Sonnego Kittela.

– Już po kilku pierwszych treningach widzieliśmy jakiej klasy jest to piłkarz. Na razie wprowadza się do zespołu, a może być tylko lepszy – opisywał swojego nowego kolegę kapitan Rakowa. Przy pomocniku Rakowa zdecydowanie można zapisać duży plus. W dodatku trzeba także zastanowić się, czy mecz w Baku nie będzie dla niego debiutem w pierwszym składzie Rakowa. Co by nie mówić, przywitał się z kibicami mocnym uderzeniem. Widać, że jest graczem pokroju Johna Yeboaha, a przede wszystkim Ivana Lopeza, „game changerem”, który w odpowiednim momencie może jedną akcją przechylić szalę zwycięstwa na rzecz Rakowa.

Postawienie na niego od pierwszych minut trener Szwarga powinien rozważyć mając na względzie postawę choćby Władysława Koczerhina, który w środę zdecydowanie zawiódł. To jednak już przeszłość. Raków w poniedziałek leci do Azerbejdżanu z jednym, niezwykle trudnym zadaniem – pokonać Karabach. – Będzie agresja, walka i ciężki mecz. Jesteśmy na to gotowi. Pojedziemy tam jednak w pełni przygotowani. Damy z siebie 100 procent. niech wygra lepszy – kończy Arsenić. Na zwycięzcę tego dwumeczu czeka już w zasadzie pewny awansu Aris Limassol, który rozbił bezradne BATE.


Na zdjęciu: Mistrzowie Polski mogą mieć kilka, choć niewielkich, powodów do zadowolenia przed rewanżem.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus