Mucha nie siada. Był czas na różaniec, jest czas na taniec

Znakomita tenisistka pójdzie tym samym w ślady innych sław sportu, na czele z tyczkarką Moniką Pyrek, która w tym samym programie, choć w innej stacji, w 2010 roku zgarnęła główną nagrodę. Biorąc pod uwagę, że taniec jako forma ruchu bliski jest sportowym dyscyplinom i wymaga od zawodników nie tylko naturalnych skłonności ale też wytężonego treningu, należy żałować, że nie jest oficjalną konkurencją olimpijską – skoro mogą nią być choćby taka gimnastyka artystyczna czy pływanie synchroniczne. Piszę to wcale nie z przekąsem – jako niespełniony „tancjor”, na którego nieskoordynowanych odruchach nigdy do końca się nie poznano – lecz z pełnym przekonaniem.

Ale chciałbym jednak wrócić do Radwańskiej, bo jej decyzja o zakończeniu kariery wciąż wzbudza wiele kontrowersji. Ze sceny zeszła w końcu sportsmenka nawet nie 30-letnia, która mogła jeszcze – tak uważają najbardziej zdziwieni – sporo na korcie powojować, nawet jeżeli nie byłaby już tenisistką ze ścisłego topu. Ale też trzeba przypomnieć, że krakowianka zawodowo machała rakietą grubo ponad 10 lat, a licząc pierwsze treningi, właściwie ćwierć wieku – dzień w dzień, świątek, piątek, odmawiając sobie wielu przyjemności, tak zwyczajnych dla jej rówieśników. W końcu organizm się zbuntował. I trudno mieć jej za złe, że wolała opuścić tenisowe salony, będąc wciąż wysoko w rankingu, a nie błąkając się po jego odległych orbitach.

Teraz w jej ślady próbuje pójść nastolatka Iga Świątek, która zaczyna zawodową karierę niemal dokładnie w wieku, w którym uczyniła to jej znakomita koleżanka – a więc relatywnie wcześnie. Warszawianka ma chybae znacznie lepsze papiery na „nową Radwańską” niż choćby Magda Linette, która imponującą pracą dobiła do pozycji w drugiej pięćdziesiątce rankingu, ale wyraźnie od kilku lat widać, że wyżej to dla niej już raczej szklany sufit. Świątek ma niezaprzeczalny talent, ale wciąż pozostaje otwarte pytanie, czy poprze go odpowiednią pracą, w tym nad psychiką.

Rejterada Radwańskiej wygląda oczywiście słabo choćby przy Serenie i Venus Williams, których wiekowy kod zbliża się do czwórki z przodu, a które wciąż potrafią rywalizować z dziewczynami młodszymi od siebie o 20 lat. Świadczy to o niezwykłości sióstr, albo o słabym poziomie reszty żeńskiego tenisa w XXI wieku.

Serena w ogóle to fenomen, ona gra od lat w swojej własnej lidze, choć jak się przyjrzeć, to zgrabniejsze i smuklejsze rywalki powinny na korcie przeganiać ją niczym zająca. Ale jej ćwierćfinałowa porażka w Australian Open z Karoliną Pliskovą może być znamienna – Amerykanka wypuściła wygraną z ręki, będąc już w ogródku; nie wytrzymała psychicznie i chyba także fizycznie.

Na drugim biegunie mamy fenomen 25-letniej Danielle Collins z Sankt Petersburga na Florydzie, która w zawodowym cyrku na dobre zaistniała dopiero rok wcześniej, bo ważniejsze były studia, a i brak pieniędzy na podróżowanie po światowych kortach grał w uchowaniu przed światem niebagatelną rolę. W Melbourne wygrała dopiero swój pierwszy mecz w Wielkim Szlemie i tak jej się to spodobało, że tańczyła z gwiazdami w stylu, który popamięta zwłaszcza Angie Kerber z Puszczykowa pod Poznaniem, która ugrała ledwie dwa gemy.

Kosa w końcu trafiła na kamień w półfinale, ale Danielle dopiero zaczyna wielką grę. I jest niezaprzeczalnym dowodem, że na sławę, karierę i wielkie pieniądze nigdy nie jest za późno, a drogi do ich osiągania mogą być bardzo różne. Ktoś powie, że Radwańskiej szkoda już na parkiety, ale to nieprawda – był czas na różaniec, jest czas na taniec.

Na marginesie, groteskowo nieco zapowiada się w programie rywalizacja świetnej tenisistki z Justyną Żyłą, która medialną sławę zdobyła już jako była żona znanego skoczka narciarskiego. Pani Żyłowa siepała dotąd w mediach społecznościowych niczym górnik kilofem – w celu publicznego rozstrzelania niewiernego (nie)małżonka.

Teraz przekonamy się, czy równie brawurowo co w rzeczywistości wirtualnej, będzie poczynać sobie na parkiecie. Spadek z progu jej nie grozi tylko dlatego, że już dawno osunęła się w głębiny żenady, lądując bez telemarku. I żadne piruety czy fokstroty mogą nie uratować fatalnych już na starcie ocen za wrażenia artystyczne.

 

Na zdjęciu: Agnieszka Radwańska żadnej roli się nie boi. Zagrała obok Jakuba Błaszczykowskiego, a teraz zatańczy…