Nieporadność Lechii trwa i może niepokoić

Tak źle jeszcze za kadencji Piotra Stokowca w Gdańsku nie było. W ostatnich 7 meczach Lechia zdobyła ledwie 4 punkty, a optymizmu w jej grze na razie nie widać. Widać to było w meczu z Wartą Poznań (1:1).


W spotkaniu z Wartą zbyt wiele się nie działo, choć paradoksalnie statystyka strzałów Lechii wcale tak źle się nie prezentowała. Klarownych sytuacji gospodarze mieli jednak jak na lekarstwo, a jedynego gola zdobyli plecami Michała Nalepy po rzucie rożnym.

Ze wspomnianych 7 spotkań aż 5 Lechia skończyła z zerowym dorobkiem bramkowym, a przez ten czas strzeliła jedynie 4 bramki, z czego ledwie jedną z gry! Pozostałe trzy wpadły ze stałych fragmentów, które stały pod znakiem firmowym Rafała Pietrzaka – lewy obrońca zaliczył dwie asysty (także w meczu z Wartą) oraz jedno trafienie bezpośrednio z rzutu wolnego.

– Liderzy zespołu powinni dawać drużynie znacznie więcej i tego od nich oczekuję. Musimy popracować nad organizacją gry, bo jestem rozczarowany, że nie potrafimy przełożyć tego, co robimy na treningach na mecze. Jednocześnie wierzę w ten zespół, bo wykonaliśmy dobrą pracę i za chwilę powinniśmy odpalić – mówił po niesatysfakcjonującym remisie Piotr Stokowiec.

Szkoleniowiec gdańszczan często nawiązywał do stałych fragmentów gry, z których lechiści „mogą być zadowoleni” – ale to trochę mało. Choć Warta jest zespołem, którego potencjał jest zdecydowanie niższy niż Lechii, to jednak w II połowie poznaniacy wyraźnie przycisnęli gospodarzy, ostatecznie zdobywając bramkę wyrównującą po serii błędów w obronie rywala.


Czytaj jeszcze: W meczu Lechii z Wartą jakością nie grzeszyli

– Nie chcieliśmy się odkrywać i za bardzo wychodzić. Chcieliśmy poczekać i skontrować, ale nie mieliśmy grać tak cały czas – tłumaczył słabą postawę drużyny po przerwie Stokowiec. Takie wymówki kibiców jednak nie przekonają, bo na ten moment droga do europejskich pucharów jest daleka. Gdyby ekstraklasa dzieliła jeszcze tabelę na pół, Lechia znajdowałaby się obecnie w jej dolnej części.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus