Pasjonująco za… plecami Legii

Rozmowa z Januszem Białkiem, doświadczonym trenerem pracującym niegdyś w ekstraklasie i na jej zapleczu.


Bierze pan pod uwagę wariant, że rozgrywki na szczeblu centralnym nie zostaną wznowione?

Janusz BIAŁEK: – W dzisiejszych czasach wszystko trzeba brać pod uwagę. Słyszałem i czytałem wiadomości z Bundesligi, która wznawia rozgrywki przed nami. W Niemczech nie kryją obaw, martwią się nie tyle o piłkarzy, ile o całą otoczkę. Jak wiadomo mecze toczyć się będą bez udziału publiczności, więc kibice zapowiedzieli, że sforsują ogrodzenie i będą przerywali mecze. Tamtejsze służby porządkowe zostaną postawione w stan najwyższej gotowości.

U nas czegoś takiego nie należy się spodziewać. W Polsce wszyscy chcemy cieszyć się z meczów piłki nożnej, dlatego – mimo wszystko – takiego zagrożenia nie widzę.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

A jeżeli województwo śląskie zostanie obszarem izolowanym od reszty kraju? Liczba zarażonych na koronawirusa w tym regionie jest porażająca i rośnie w zastraszającym tempie. Ekstraklasa bez Piasta Gliwice, Górnika Zabrze i Rakowa Częstochowa byłaby karykaturą, podobnie jak I liga bez Podbeskidzia, Zagłębia Sosnowiec, GKS-u Tychy i GKS-u Jastrzębie.

Janusz BIAŁEK: – Takiego drastycznego scenariusza nie przewiduję, by drużyny ze Śląska zostały „izolowane” i de facto wykluczone z rozgrywek. Poza tym nie mam wątpliwości, że w sytuacji „podbramkowej” Polski Związek Piłki Nożnej wkroczy do akcji i zespoły z województwa śląskiego zostaną skoszarowane w innych regionach Polski. 3-4 tygodnie poza domem z pewnością byłyby uciążliwe, ale to nie koniec świata. Wierzę, że futbolowa centrala ma opracowany wariant zastępczy i chaosu nie będzie.

Nie ucierpiałby na tym poziom sportowy? A zwłaszcza szanse drużyn z tego regionu na wysokie lokaty w tabeli?

Janusz BIAŁEK: – W ostatecznym rozrachunku zawsze decydujące będą forma, dyspozycja dnia i umiejętności na boisku.

Reasumując – koronawirus nie jest w stanie storpedować restartu rozgrywek na szczeblu centralnym?

Janusz BIAŁEK: – Wszystko zależy od ludzi. Niedawno czytałem wywiad z Bartkiem Bereszyńskim, który stwierdził jednoznacznie, że na koronawirusa nie ma mocnych. On robi spustoszenie w organizmach nie tylko starszych osób, ale również młodych. Sportowcy, w tym piłkarze, to ludzie świadomi celu, przygotowani do wyzwań sportowych, którzy dbają o siebie.

Piłkarz nie skupia się tylko na treningu i meczu, ale również troszczy się o to, jak zabezpieczyć przed chorobą siebie i swoją rodzinę. Każdy z nich chce grać po dwóch miesiącach nieplanowanych wakacji, a osoby zarządzające klubami zrobią wszystko, by nie komplikować sprawy. W końcu to zawodowcy.

Załóżmy, że nie będzie przeszkód z dokończeniem rozgrywek ligowych. Co to zmieni? Legia wypracowała sobie taką przewagę nad konkurentami, że tylko kataklizm mógłby ją pozbawić mistrzowskiego tytułu. Zgadza się pan z moją tezą?

Janusz BIAŁEK: – Dokładnie tak myślę. Legia uciekła reszcie towarzystwa i w tej chwili jest na innej imprezie. Ale bardzo ciekawa rywalizacja toczy się za jej plecami. Drugie miejsce zajmuje w tej chwili Piast Gliwice, ale szósta w tabeli Pogoń Szczecin traci do niego tylko dwa punkty. Nie skreślałbym nawet ósmej w tabeli Jagiellonii, która traci do wicelidera 6 punktów. To raptem dwa zwycięskie mecze, a poza tym świat piłkarski już nie takie rzeczy widział.


Czytaj jeszcze: Legii nikt nie podskoczy


Dużo zależy od tego, jak drużyny „przepracowały” okres stagnacji. To nieważne, czy piłkarze ćwiczyli na leżąco, siedząco, czy stojąco, wszystkim brakowało przestrzeni, boiska itp. Będę uważnie śledził, jak będą wyglądały mecze w Bundeslidze, a potem w naszej ekstraklasie. W przeszłości, po okresach przerwy na występy reprezentacji Polski, różnie to wyglądało.

Wierzy pan, że ktoś z tercetu ŁKS, Arka Gdynia i Korona Kielce zdoła uniknąć degradacji?

Janusz BIAŁEK: – Nie będę zaskoczony, jak się uratuje przed spadkiem jedna z tych drużyn. Gdyby wziąć do ręki ołówek buchaltera, to wychodzi, że ŁKS stoi na straconej pozycji, ale tego mu nie życzę. Sytuacja Arki i Korona jest lepsza, ale nie ma co ukrywać, że bardzo trudna. Odrobić 5 lub 6 punktów to prawdziwa gonitwa, która ładnie wygląda tylko na papierze. Stawiam, że jeden z tych zespołów utrzyma się w ekstraklasie, lecz nie wskażę tego, któremu dopisze szczęście.

Gdyby musiał pan wskazać przyszłych uczestników rozgrywek ekstraklasy, którzy w tej chwili walczą w I lidze, to na jakie zespoły by pan postawił?

Janusz BIAŁEK: – Co chwila stawia mnie pan pod ścianą (śmiech). Na pewno liczyć się będzie Podbeskidzie, które nie tylko jest liderem, ale poznało już smak ekstraklasy. Poza tym Stal Mielec, która ostatnio regularnie dobija się do elity. Wprawdzie jej kibice w bieżącym sezonie przeżywają huśtawkę nastrojów, ale Stal ma jeden atut – wygrała na wyjazdach więcej meczów niż jej najgroźniejsi konkurenci.

Ogromnym zaskoczeniem jest dla mnie postawa Warty Poznań, zarówno miejsce w tabeli, jak i sama gra. Ktoś z tej trójki musi jednak odpaść. Stawiam, że bezpośredni awans wywalczą Podbeskidzie i Stal, która wróci do elity po 24 latach rozłąki z ekstraklasą.

Jakie drużyny nominuje pan do barażowej czwórki?

Janusz BIAŁEK: – To oczywiste, że będzie w niej Warta. Radomiak traci do niej 7 punktów, a inne zespoły przynajmniej dziewięć. Najmniej szans daję drużynie z Radomia, zwłaszcza po ostatnich wypowiedziach prezydenta tego miasta i radnych. Moim zdaniem oni podcięli piłkarzom skrzydła. Wszystkim uczestnikom barażowej dogrywki przyznaję równe szanse na awans. Niezależnie od tego, kto znajdzie się w tym gronie.

Na zdjęciu: Trener Janusz Białek jest przekonany, że Arka i Korona nie są skazane na degradację i któraś z tych drużyn utrzyma się w ekstraklasie.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus