Pesković miał udany rewanż

To nie była zwykła wygrana, bo spotkały się zespoły w podobnej sytuacji. I dla Cracovii, dla Korony był to mecz, który mógł otworzyć drogę do górnej ósemki lub niemal całkowicie ja zatrzasnąć. Górą okazali się piłkarze Pasów, choć szalę zwycięstwa przeważyli na swoją stronę dopiero w doliczonym czasie gry. Wcześniej mogło być po wszystkim, ale… na korzyść gospodarzy.

Ból w udzie

Pesković dwukrotnie obronił w bardzo trudnych sytuacjach. Jeszcze w pierwszej połowie odbił piłkę po strzale głową Felicio Brown Forbesa, a po przerwie obronił bardzo mocne i celne uderzenie Wato Arweladze. Pesković zatrzymał w ten sposób swoją byłą drużynę, bo w sezonie 2016/17 był zawodnikiem Korony Kielce. Gdy odchodził wydawało się, że koniec jego kariery jest już bliski, tymczasem Słowak odnalazł się w zespole Pasów, a niedawno przedłużył kontrakt.

Co ciekawe, niewiele brakowało, a w meczu z Koroną by nie zagrał. Klubowi lekarze robili wszystko, by wyleczyć kontuzję uda i plan się powiódł. Gdyby Pesković nie mógł zagrać we wtorek, w bramce Pasów stanąłby Krystian Stępniowski. Być może i on obroniłby w tych sytuacjach, ale jeśli nie – nikt nie mógłby mieć do niego pretensji.

– W meczu z Koroną czułem się już nieco lepiej niż w końcówce spotkania z Górnikiem, ale ciągle czułem jeszcze ból z powodu krwiaka na nodze. To jest pewien dyskomfort, ale nie przeszkadza mi to w grze, a z dnia na dzień będzie coraz lepiej – opisuje Pesković.

Ręka na pulsie

Po wygranej z Koroną Cracovia ma na koncie już 45 punktów i praktycznie pewne miejsce w górnej ósemce. – Bardzo nas to cieszy, tym bardziej, że ostatnio nie przegrywamy u siebie meczów i kontynuujemy tę passę. Jesteśmy mocni, bo nawet jak w poprzednich meczach zaczynaliśmy od straty gola to potem potrafiliśmy to odwrócić. Mecz z Koroną to kolejny przykład, że czasem zwycięska bramka padnie dopiero w ostatniej minucie meczu – mówi Słowak.

Przed Pasami teraz kolejny mecz z drużyną walczącą o życie (Miedź Legnica), a na zakończenie rundy zasadniczej zmierzą się z liderem rozgrywek, Lechią Gdańsk.

– Będziemy mogli podejść do tych meczów nieco spokojniej, ale przecież i te punkty będą liczyć się w ostatecznym rozrachunku. Po zakończeniu rundy zasadniczej czeka nas druga część sezonu w której będziemy chcieli zająć jak najwyższe miejsce. Mam nadzieję, że już na sto procent jesteśmy w grupie mistrzowskiej i nikt jakimś cudem nas z niej nie wyciągnie – dodaje Pesković.

– W walce o utrzymanie decydujące mogą okazać się mecze bezpośrednie, a teraz mamy lepszy bilans z Pogonią czy Koroną – podkreśla trener Pasów Michał Probierz. – Do walki o górną ósemkę wciąż jednak może wmieszać się zespół z którym mamy gorszy bilans, więc musimy być czujni i zrobić wszystko, by jak najszybciej tę sprawę zamknąć – dodaje.

 

 

Na zdjęciu: Michal Pesković od października zeszłego roku jest podstawowym bramkarzem Cracovii. W 17 ligowych meczach zanotował 8 czystych kont.