Piast Gliwice. Gdyby nie kontuzje… Czy aby na pewno?

Czy brak czterech graczy realnie wpłynął na formę Piasta w Gdańsku? Waldemar Fornalik twierdzi, że tak, choć to nie jedyny element, który przyczynił się do porażki.


W utratę jedynego gola w tym spotkaniu zaangażowanych było 3 z 4 obrońców Piasta. Tomasz Mokwa niespecjalnie przyłożył się do pilnowania Josepha Ceesaya. Tomas Huk biegł do piłki jak wóz z węglem wydobytym na Sośnicy, dzięki czemu szwedzki skrzydłowy uprzedził go i zostawił w tyle. Ariel Mosór natomiast nie pokrył dobrze Łukasza Zwolińskiego, który wykorzystując swoje doświadczenie urwał się młodzieżowcowi i zdobył bramkę.

Jak równy z równym

Można zastanawiać się, czy obecność Jakubów – Czerwińskiego i Holubka – coś by w tej sytuacji zmieniła, bo faktycznie to oni przecież są podstawowymi defensorami gliwiczan w tym sezonie. Mosór i Mokwa to tylko zastępcy. Sęk w tym, że to tylko jedna sytuacja z pierwszych minut meczu, a Piast miał prawie całe spotkanie, by odwrócić jego losy. W pierwszej połowie jeszcze coś w tej materii działał, ale w drugiej został kompletnie zneutralizowany przez Lechię.

Gdańszczanie także nie przeprowadzali armatniego ostrzału bramki Frantiska Placha, ale – mimo takiej samej liczby strzałów – mieli lepsze okazje do podwyższenia. Goście poza dwiema próbami Dominika Steczyka i jednym uderzeniem w bramkarza Alberto Torila raczej Zlatanowi Alomeroviciowi nie zagrażali. Damian Kądzior próbował szarpać, ale bezskutecznie.

– To był mecz, który niekoniecznie musieliśmy przegrać – przyznał trener Waldemar Fornalik i właściwie trzeba się z nim zgodzić. Piast był w sobotę tylko pół kroku za Lechią, ale nie był w stanie niczym jej przechytrzyć. – Wiadomo, jakie Lechia ma atuty w ofensywie, do tego solidnie broni. My przy naszych problemach kadrowych w wielu fragmentach graliśmy jak równy z równym, szczególnie w pierwszej połowie, gdzie mieliśmy dwie sytuacji, po których padają bramki.



Chodzi mi o okazję Steczyka i  Torila, który trafił prosto w bramkarza. Do tego mieliśmy okazję, w której można było lepiej dograć i mielibyśmy sam na sam. Tak się nie stało… Szybko straciliśmy bramkę, po naszym błędzie. Prawda jest taka, że jeśli się nie strzela gola, to trudno myśleć o zwycięstwie – analizował Fornalik.

Sportowe cwaniactwo

Oprócz dwóch Jakubów Piast musiał radzić sobie bez najskuteczniejszego w swoich szeregach Kristophera Vidy (3 gole) oraz Tiago Alvesa, który w poprzednich spotkaniach regularnie grywał po ok. 60 minut. Ich straty w jakimś stopniu wpłynęły na możliwości ofensywne zespołu, ale i tak należało oczekiwać od gliwiczan więcej.

– Wiedzieliśmy, że na boisku trzeba być cwaniakiem i jak ma się 1:0, to należy to dociągnąć, nie patrząc na styl, nie patrząc na to, czy to się komuś podoba, czy nie – mówił strzelec jedynego gola Łukasz Zwoliński, wskazując przy okazji element, którego Piastowi brakowało: sportowe cwaniactwo.

Poza tym Lechia była po prostu agresywniejsza, bardziej zaangażowana, a to – co przyznał „Zwolak” – są właśnie cechy, których od gdańskich piłkarzy oczekuje ich nowy trener, Tomasz Kaczmarek. Można pogratulować mu rozpracowania Piasta, który zaliczył swoją czwartą porażkę w ósmej kolejce sezonu.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus