Wydarzenie kolejki. Wciąż gnają przed siebie

Po remisach z Pogonią i Rakowem pojawiły się pewne wątpliwości co do formy Lecha – były one jednak zbędne. Meczem z Wisłą Kraków poznaniacy raz jeszcze podkreślili swoje ambicje.


Terminarz tak ułożył się dla „Kolejorza”, że już od kilku tygodni wielkopolska ekipa co kolejkę musi mierzyć się z bardzo mocnymi przeciwnikami. Teraz czeka ją wyjazd do Białegostoku, by potem podjąć niepokonany ciągle Śląsk i pojechać na mecz do Warszawy. Nie ma lekko, ale jeśli chce sie być mistrzem, nie można narzekać. A Lech tym mistrzem chce zostać.

Jak w ringu

Spotkanie z Wisłą pokazało, że „Kolejorz” potrafi zagrać zarówno imponująco z przodu, jak i spokojnie w defensywie. „Biała Gwiazda” może oddała 10 uderzeń (połowę mniej niż Lech), ale żadne tak naprawdę nie stanowiło poważnego zagrożenia dla poznańskich bramkarzy – bo kontuzjowanego Mickeya van der Harta zastąpił w pierwszej połowie Filip Bednarek.

Może tylko strzał Felicio Brown Forbesa był w miarę groźny, ale on został zablokowany zanim jeszcze doleciał w okolice bramki. Wisła nie oddała żadnego uderzenia celnego, a lechicka obrona prezentowała się bardzo pewnie.

– W tym meczu było trochę jak w ringu, kiedy ty przejmiesz inicjatywę oraz zaatakujesz pierwszy, dominujesz, to ty kierujesz grą. Dzisiaj nasz lewy prosty działał jak należy, a i prawym sierpowym zadaliśmy kilka ciosów. To kolejny przystanek na drodze lokomotywy, bo puchary rozdaje się dopiero w maju, a nie we wrześniu – tonował nastroje zadowolony Bednarek.

Respekt Legii

– Zagraliśmy dobry mecz. Myślę, że kibice na trybunach stworzyli wspaniałą atmosferę i mogli się czuć usatysfakcjonowani. Pokazaliśmy ciekawą piłkę. Bardzo dobrze wychodził nam dzisiaj wysoki pressing i wielokrotnie odbierając piłkę błyskawicznie stwarzaliśmy zagrożenie pod bramką rywali. No i byliśmy skuteczni.

Mimo to spotkanie wcale nie zapowiadało się na łatwe i w pierwszej fazie takie nie było, bo Wisła jest dobrze zorganizowana i jeśli schodziliśmy nisko, to mieli swoje sytuacje. To nam udało się jednak strzelić pierwszego gola i pójść na ciosem w drugiej części meczu. Gratulacje dla zawodników i drużyny za dobrą pracę – nie ukrywał zadowolenia trener Maciej Skorża.



Szkoleniowiec może być zresztą podwójnie szczęśliwy, bo mimo obaw, które dotyczyły kadry przed startem sezonu, ta wydaje się na ten moment zbudowana w idealny sposób. Spotkanie z Wisłą uwydatniło głębokość ławki Lecha. Swoje szanse w wyjściowej jedenastce otrzymali zarówno skrzydłowy Adriel Ba Loua, jak i debiutujący lewy obrońca Pedro Rebocho. Obaj zagrali fenomenalnie. Ten pierwszy zdobył gola, ten drugi gola oraz asystę.

Aż strach pomyśleć, że na ławce Skorża miał jeszcze Radosława Murawskiego, Daniego Ramireza czy Michała Skórasia. Szansy nie dostali Artur Sobiech, Antonio Milić czy Alan Czerwiński, a poza kadrą byli z kolei Thomas Rogne i Pedro Tiba. Nawet faworyzowana Legia musi poczuć respekt przed takim Lechem.

Wielka piłka w Poznaniu

– Na początku chciałbym podziękować wszystkim kibicom, którzy nas dzisiaj wspierali. Byli dla nas kluczowi w kontekście wygranej. Myślę, że strzelając pięć goli i nie tracąc żadnego grasz dobry mecz i tak go mogę oceniać. To dla mnie świetny debiut, bo zdobyłem bramkę i zaliczyłem asystę, ale ważniejsze dla mnie jest zwycięstwo. Czuliśmy się dziś na boisku bardzo komfortowo i to nas cieszy – mówił Rebocho, który jako kolejny zwrócił uwagę na koniec bojkotu kibiców prowadzących doping ze słynnego „Kotła”.

Dzięki ich obecności mecz z Wisłą zobaczyło prawie 27 tysięcy osób, a w Poznaniu można było poczuć wielką piłkę. Oby tak dalej.


Na zdjęciu: Wiślacy nie umieli znaleźć sposobu na zatrzymanie Pedro Rebocho.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus