Piotr Stępień: Tutaj można poczuć się jak prawdziwy piłkarz

Rozmowa z Piotrem Stępniem, napastnikiem Ruchu Chorzów.


Na początku drugiej połowy wygranego 3:0 meczu z Sokołem Ostróda dał pan Ruchowi prowadzenie, zdobywając pierwszą bramkę przy Cichej. Jakie emocje panu towarzyszyły?

Piotr STĘPIEŃ: – Wyjątkowe. Wiadomo, że na Ruch przychodzi bardzo wielu kibiców. Atmosfera jest taka, że można poczuć się jak prawdziwy piłkarz, o zostaniu którym się marzyło. To bardzo fajne uczucie. Pierwsza bramka smakowała bardzo dobrze. Trzeba przyznać, że 80 procent roboty odwalił przy niej „Ecik” (Łukasz Janoszka – dop. red.). Podanie było idealne. Wystarczyło mi tylko dołożyć nogę. Sytuacja boiskowa była nietypowa. Strzeliliśmy bramkę z kontry, tylko 2-3 obrońców Sokoła zostało w tyle. Jak na warunki tamtego meczu, to było dziwne. Udało nam się skontrować, w pierwszej połowie takiej okazji nie było.

Gol z Sokołem, a tydzień wcześniej – w Suwałkach. Ulga, że się pan przełamał?

Piotr STĘPIEŃ: – Na pewno. Naturalne, że napięcie rosło. Mówiłem już wcześniej w jednym z wywiadów, że okazje były. To był bardzo duży plus. Nie było tak, że wchodziłem na boisko i piłka mnie nie szukała. Miałem z czego strzelać, ale brakowało precyzji. W końcu poszło. Nasz zawód, pozycja napastnika, rządzi się prawami serii. Jak nie idzie, to nie idzie – a jak wpada, to wpada. Trzeba w jednej i drugiej sytuacji sobie dawać psychicznie radę, patrzeć cały czas na kolejne mecze, kolejne szanse.

Miał pan świetną okazję w końcówce arcyważnego spotkania w Chojnicach, zremisowanego 1:1. Pozostaje życzyć sobie, by po sezonie nie trzeba było jej wspominać?

Piotr STĘPIEŃ: – To bardzo ważny moment tego sezonu. Podczas podróży powrotnej miałem ból głowy, ale taka jest piłka. Nie na takim poziomie i nie tacy zawodnicy nie trafiali „setek”. Trzeba sobie było z tym poradzić, patrzeć do przodu, bo co się stało – to już się nie odstanie.

Pierwszy raz do wyjściowego składu wskoczył pan na mecz w Suwałkach, w którym z powodu czterech żółtych kartek nie mógł wystąpić Daniel Szczepan. Był pan pewny gry od 1 minuty, czy przeszło przez głowę, że trener może wykombinować coś innego?

Piotr STĘPIEŃ: – Patrząc na naszą kadrę, spodziewałem się, że zagram z Wigrami. Wcześniej byłem rezerwowym napastnikiem, drugim wyborem. Skoro „jedynka” się wykartkowała, to naturalne było, że dostanę szansę. Tym bardziej, skoro ani razu nie było mi dane zagrać wcześniej od początku meczu… Sądziłem, że to może być dla mnie poważny test.

Został zdany, skoro skończyło się golem, asystą i zwycięstwem z Wigrami. Liczył pan po cichu, że to pozwoli utrzymać miejsce w jedenastce na mecz z Sokołem, mimo powrotu Szczepana?

Piotr STĘPIEŃ: – Nadzieję mam zawsze. Zakładanie z góry, że nie będę grał, byłoby bez sensu. Ale miałem świadomość, że rywalizacja w przodzie jest bardzo duża, Daniel jest w megagazie, pokazuje od początku rundy, że potrafi strzelać. Nie było wielkim zaskoczeniem, że trener wrócił do poprzedniego ustawienia.

Ale tylko na 45 minut. W drugiej połowie spotkania z Sokołem zagraliście już na dwóch napastników. Jest duża różnica między grą samemu na „szpicy”, a tą w duecie?

Piotr STĘPIEŃ: – To jest trochę inna gra. Na Wigrach byłem centralnym napastnikiem, zdecydowana większość długich piłek była grana na mnie, bym walczył wręcz ze stoperami, zgrywał piłkę. Przy ustawieniu na dwóch napastników proporcje się rozkładają, nie zawsze grasz tyłem do bramki, na ścianę. Czasem szukasz przestrzeni za plecami drugiego napastnika. Uważam, że z Sokołem wyszło to bardzo fajnie.

Do Ruchu trafił pan zimą ze Ślęzy Wrocław, w której strzelał pan dziesiątki goli. Czuje pan duży przeskok między III a II ligą?

Piotr STĘPIEŃ: – Nie ukrywam tego. Przede wszystkim – sporą różnicą jest fakt, że przeszedłem ze sztucznej nawierzchni na naturalną. Przez ostatnie 2 lata trenowałem i grałem w Ślęzie na sztucznym boisku. Z naturalną stykałem się tylko na wyjazdach. W trakcie rundy grałem na niej około 10 meczów. Teraz funkcjonuję tak cały czas. Tak jest najlepiej, ale inaczej się gra, inaczej się piłka zachowuje, inaczej męczy się organizm, inaczej trzeba pracować na nogach… To takie aspekty, których na pierwszy rzut oka się nie widzi, a trzeba się do nich dostosować. Myślę, że póki co wszystko idzie dobrze. Musiałem zacząć trochę inaczej o siebie dbać. Zmęczenie nóg, mięśni, na trawie naturalnej jest większe. Treningi – choć objętościowo nie są bardzo duże – powodują inne zmęczenie, dla mnie nowe, czyli cięższe niż dotąd. Pozostaje kwestia nauczenia się swojego organizmu, wyciągania wniosków – co mi pomaga, a co nie.

Śledzi pan to, co dzieje się w III lidze? Tam – jak w u was czy w ekstraklasie – walka o najważniejsze pozycje będzie się toczyć do samego końca.

Piotr STĘPIEŃ: – Trzymam kciuki za Ślęzę, ostatnio zremisowała na wyjeździe z liderem (2:2 z Zagłębiem II Lubin – dop. red.). Walka trwa. Życzę powodzenia, choć konkurencja jest bardzo mocna. Pięć zespołów bije się o awans.

W Wielką Sobotę czeka was hit z przewodzącą tabeli Stalą. Do Rzeszowa wybiera się około 3000 kibiców Ruchu. Taka perspektywa ekscytuje?

Piotr STĘPIEŃ: – Oczywiście. Po to się gra w piłkę, by brać udział w takich spotkaniach. Z jednej strony to ekscytujące, z drugiej – bardzo motywujące. Patrząc na jakość rywala – na pewno czeka nas jeden z najtrudniejszych, o ile nie najtrudniejszy wyjazd. Jestem jednak pewien, że jeśli podejdziemy do tego odpowiednio i zagramy swoją piłkę, to mamy bardzo duże szanse na zwycięstwo.



Na zdjęciu: Piotr Stępień przyznaje, że pierwsza bramka zdobyta przy Cichej smakowała wyjątkowo.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus