PlusLiga. Będzie pięknie?

Zawiercie to niewielkie miasto położone mniej więcej w połowie drogi między Katowicami a Częstochową. Zwane jest bramą do Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Do tej pory było białą plamą na sportowej mapie Polski. W niższych ligach grali jedynie piłkarze, szczypiorniści i siatkarze.

Teraz to się może zmienić za sprawą siatkarzy Aluronu Virtu Warty. Po raz pierwszy zrobiło się o nich głośno w 2017 roku, gdy nieoczekiwanie wygrali baraż z AZS-em Częstochowa i wywalczyli prawo gry w PlusLidze. W pierwszym roku w elicie zajęli dziewiąte miejsce. W bieżących rozgrywkach natomiast zadziwili całą siatkarską Polskę. Pod wodzą trenera Marka Lebedewa zawiercianie kroczą od sukcesu do sukcesu. Najpierw był awans do play offu, a następnie awans do czołowej czwórki. I na tym nie zamierzają poprzestać!

W pierwszym meczu półfinałowym w Kędzierzynie-Koźlu pokonali ZAKSĘ 3:1. Jeśli dzisiaj przed własną publicznością wygrają po raz drugi, awansują do wielkiego finału! – Następna sensacja staje się faktem. Teraz gramy w Zawierciu i wierzę, że do tego meczu będziemy przygotowani jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że awansujemy do finału i będzie pięknie. Na pewno ZAKSA będzie pod presją, my cały czas gramy swoje i to, co ugramy będzie nasze – powiedział Mateusz Malinowski, atakujący Aluronu Virtu Warty.

Semeniuk: Wbijaliśmy szpileczki w rywala

Sobotni triumf z ZAKSĄ był szczególny dla szkoleniowca zawiercian, Marka Lebedewa. Dopiero za 13. razem drużynie prowadzonej przez niego udało się wygrać z ekipą z Kędzierzyna-Koźla. – Moim marzeniem oczywiście było, żeby ją pokonać. To bardzo dobra drużyna i odkąd przyjechałem do Polski, taką miarką potencjału moich podopiecznych jest dla mnie wynik rywalizacji z najlepszymi zespołami, także z klubem z Kędzierzyna-Koźla. Dwanaście razy to kędzierzynianie schodzili z boiska jako zwycięzcy, ten trzynasty był szczęśliwy dla mnie. To oczywiście tylko jeden wygrany mecz, który oprócz dużej satysfakcji nic nam jeszcze nie daje – zaznaczył Australijczyk w rozmowie z portalem PlusLiga.

Mimo porażki w pierwszym spotkaniu to wciąż ZAKSA jest jednak faworytem. Ma możliwości i potencjał, by złamać opór walecznych „Jurajskich rycerzy”. By tak się stało kędzierzynianie muszą jednak sporo poprawić w swojej grze. – Mówiąc szczerze w trakcie pierwszego meczu byliśmy w jakiś sposób zablokowani. Jeszcze w taki sposób nie zagraliśmy w tym sezonie. Coś z pewnością nie funkcjonuje. Myślę, że to presja, bo to na nas ona ciąży i nie potrafiliśmy sobie z nią poradzić – analizował Andrea Gardini, włoski szkoleniowiec ZAKSY. – Wiele musimy zmienić, by wrócić do naszej hali na trzeci mecz. Po pierwsze nie mamy prawa popełniać takiej liczby błędów. Musimy również o wiele lepiej radzić sobie z presją i wrócić do gry, jaką prezentowaliśmy dotychczas – dodał.

 

Na zdjęciu: Kibice Warty liczą, że dzisiaj Marcin Waliński równie dobrze będzie sobie radził z blokiem kędzierzynian, jak w pierwszym spotkaniu.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ