Boiskowy charakter

Wstyd, blamaż, kompromitacja. Na usta cisną się kolejne epitety, którymi chciałoby się obrzucić piłkarską reprezentację Polski.


Piłkarze zawiedli sromotnie zaufanie kibiców czy zwykłych sympatyków piłki. Jasne, to jest futbol, a w nim wszystko jest możliwe i dzieją się często niewyobrażalne rzeczy, ale czegoś takiego jak we wtorek w Kiszyniowie, to nie sposób było przewidzieć.

To nie przypadek

Raz, że rywal słaby i który przez lata zbierał od nas cięgi. Jak raz zremisował z biało-czerwonymi, to potem długo się cieszył. Dwa, byliśmy przecież akurat po wygranym spotkaniu z Niemcami. Jasne – „Die Mannschaft” to teraz cień ekipy przed którą drżeli wszyscy, ale zawsze taka wygrana z czterokrotnym mistrzem świata ma swoją wymowę. Trzy, o miejscu mołdawskiej piłki w hierarchii nie ma co wspominać, bo to lokata pod koniec drugiej setki. Z nami mimo to potrafili wygrać, odwracając praktycznie przegrane przez siebie spotkanie. Widać, że marcowe 0:0 z Czechami u siebie nie było przypadkowe. Ale jak widać nikt z tego nie wyciągnął wniosku.

Nad piłkarzami nie zamierzam się pastwić, sami sobie nawarzyli piwa, to niech teraz je piją. Z falą krytyki, hejtu sami muszą sobie poradzić, a czy wyciągną z tego wnioski, to już inna sprawa. Coś czego brakuje tej drużynie, to raczej nie brak umiejętności, ale brak charakteru. Już wydawało się, że po przykrej porażce w Pradze w marcu, gdzie wszystko legło w gruzach w pierwszych minutach, to pod wodzą Fernando Santosa następuje powolna odbudowa, bo skromne 1:0 z Albanią w starciu o punkty, no i wygrana w takim samym stosunku z Niemcami. Niestety, demony – i to ze zdwojoną siłą – powróciły w Kiszyniowie.

Egzamin oblany

Selekcjoner Santos? Czerwcowego egzaminu, jak prowadzony przez niego zespół nie zdał. Tak się zastanawiam… Kiedy rozmawiałem przed meczem z Niemcami z Henrykiem Wawrowski, zawodnikiem „Orłów Górskiego” z lat 70., który słynął z zadziorności i charakteru, to mówił, że na Niemcy powinien wybiec najsilniejszy skład i nie powinno się kalkulować mając w pamięci grę o punkty za kilka dni. Tak też wydawało się uczynił trener kadry, posyłając na bój z Niemcami najmocniejszy skład.

Na Mołdawię Fernando Santos nie posłał już przykładowo od pierwszej minuty do gry Jakuba Kamińskiego. Nie było też Bartosza Bereszyńskiego, który moim zdaniem z czterokrotnym mistrzem świata spisywał się naprawdę dobrze.


Czytaj także w kategorii REPREZENTACJA POLSKI


Po co zmieniać i mieszać w zwycięskim składzie? Jasne powie ktoś, z Mołdawią do przerwy prowadziliśmy pewnie, a do gry Przemysława Frankowskiego i Nicoli Zalewskiego nie można było mieć jakiś zastrzeżeń (ale tylko w pierwszych 45 minutach). Chodzi jednak o żelazną futbolową zasadę nie zmieniania zwycięskiego składu.

Muszą się wziąć w garść

Teraz mamy kłopot, bo na kilka kolejek przed końcem rozgrywek i dwóch wyjazdowych eliminacyjnych porażkach nasza sytuacja w grupie, którą wielu uważało za najsłabszą i taką, gdzie nic złego nie może nam się stać, jest nie do pozazdroszczenia. Porażka na początku września w Tiranie przekreśli wszelkie nadzieje na wyjazd na niemieckie Euro za rok. Nic nie będzie wtedy z piątej kolejnej wielkiej imprezy z udziałem biało-czerwonych…

Wszystko jest jeszcze jednak do uratowania, do odwrócenia, wszystko w rękach czy nogach zawodników, którzy muszą się wziąć w garść i pokazać, że nie tylko potrafią wiele zrobić z piłką, ale że mają też to najważniejsze – boiskowy charakter.


Na zdjęciu: Wstyd za taki mecz

Fot. Sergey Sokolov/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.