Podbeskidzie. Pora na powagę

Rafał Leszczyński przed nieco ponad tygodniem zadebiutował w ekstraklasie. Jego syn… również – na trybunach.

W piątek poinformowano, że przeprowadzone dzień wcześniej testy na obecność koronawirusa u wszystkich zawodników, a także sztabu trenerskiego, dały wynik negatywny. Oznacza to, że ekipa spod Klimczoka może powrócić do treningów.

Przypomnijmy, że od zeszłego poniedziałku, po tym, jak u jednego z zawodników wykryto zakażenie, zespół został – według zaleceń komisji medycznej PZPN – skierowany do izolacji, a zawodnicy trenowali indywidualnie. Z tego powodu nie rozegrano planowanego na ubiegły piątek sparingu z Rakowem Częstochowa. Przypomnijmy, że nazwiska zakażonego piłkarza nie podano, ale zapewniono, że w ostatnim czasie gracz ten był kontuzjowany, a co za tym idzie – nie miał kontaktu z kolegami z drużyny.

Zmiana przyniosła efekt

Od dziś „górale” rozpoczynają mikrocykl przygotowawczy przed spotkaniem z Wartą Poznań, które zostanie rozegrane w następny poniedziałek. Nie ma raczej wątpliwości, że w meczu tym między słupkami bielskiej bramki stanie Rafał Leszczyński.

Przed wygranym 1:0 starciem ze Stalą Mielec trener Krzysztof Brede zdecydował się na zmianę w bramce. Przypomnijmy, że od początku poprzedniego sezonu podstawowym golkiperem Podbeskidzia był Martin Polaczek. Jesienią zeszłego roku Słowak wypadł ze składu z powodu kontuzji na kilka meczów i wtedy zastępował go właśnie Leszczyński.

Wystąpił on również na wiosnę. Najpierw, gdy Polaczek obejrzał czerwoną kartkę w starciu z Miedzią Legnica, a następnie, kiedy Podbeskidzie miało już zapewniony awans do ekstraklasy. Hierarchia w bielskiej bramce była zatem jasno ustalona.

Ale w pierwszych pięciu meczach tego sezonu słowacki golkiper wpuścił aż 16 goli. Trudno go jednoznacznie winić za którąś z tych bramek, ale nie zmienia to faktu, że specjalnie drużynie nie pomagał. Stąd więc zmiana, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Podbeskidzie pierwszy raz w tym sezonie zachowało czyste konto i wygrało mecz. A Rafał Leszczyński udanie zadebiutował w ekstraklasie.

To nie żart. Zawodnik, który ma na koncie jeden występ w reprezentacji Polski – rozegrany w styczniu 2014 roku – ponad sześć lat od tamtego wydarzenia musiał czekać na szansę na najwyższym poziomie rozgrywkowym w naszym kraju.

Czas na powagę

Warto przypomnieć, że „Leszczu” trafił do Podbeskidzia – najpierw na wypożyczenie, a następnie na zasadzie transferu definitywnego – z Piasta Gliwice, ale w barwach tego klubu nigdy nie otrzymał szansy w ekstraklasie. – Długo nad tym ubolewałem. W wieku 21 lat zagrałem w pierwszej reprezentacji, a na debiut w ekstraklasie musiałem tak długo czekać – uśmiecha się Rafał Leszczyński.

– Bardzo się z tego cieszę. Tym bardziej, że dwa tygodnie temu urodził mi się syn i żartowaliśmy z narzeczoną, że w meczu ze Stalą były dwa debiuty. Mój na boisku i syna na trybunach – zdradził bramkarz Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Bolesna strata

Trener Krzysztof Brede powiada, że piłkarz, który ma rodzinę, jest dojrzalszy i podejmuje bardziej odpowiedzialne decyzje. Co na to Rafał Leszczyński? – Trudno powiedzieć. To był mój pierwszy mecz o punkty, odkąd Julek się urodził. Mam nadzieję, że tak będzie. Jestem ojcem, więc pora na powagę. Choć oczywiście zawsze będzie czas na śmiechy i dobrą atmosferę. Tego będę się trzymał – podkreślił bramkarz Podbeskidzia, który liczy na to, że kolejne występy w ekstraklasie będą nie mniej udane.




Na zdjęciu: Rafał Leszczyński, pierwszy raz w ekstraklasie, w dodatku w roli ojca, spisał się bez zarzutu.

Fot. Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus